Jacek Papaj

Absolwent wydziału elektroniki Politechniki Warszawskiej. Karierę zaczynał w Zakładach Kineskopowych Unitra-Polkolor. Założyciel i prezes warszawskiej spółki Comp. W latach 1995-2004 był prezesem Comp Rzeszów (obecnie Asseco Poland).

Jacek Papaj

Jak wyglądały początki? Większość z nas, przedsiębiorców, miało wówczas własny skład celny. Choć ówcześni celnicy działali nieco "inaczej". Gdy dzwoniło się do nich, sugerowali, aby zebrać więcej dokumentów i dopiero wówczas "zawracać im głowę". Nie chciało im się sprawdzać każdej dostawy osobno. Wówczas też - podobnie jak moi koledzy sprzed lat - wpierw zbierałem dewizy, a potem jechałem na Tajwan czy do Singapuru, aby kupić części. Lżejsze - dyski i procesory - zabierało się do bagażu podręcznego. Pamiętam rekordzistę, który w dwóch walizkach i plecaku przewiózł 180 kg. Mój rekord to zaledwie 60 kg. Cięższe rzeczy pakowaliśmy w kontenery i wysyłaliśmy do ojczyzny samolotem. Aby zarobić na życie, chwytaliśmy się wszystkiego, pchaliśmy się nawet w niekiedy dość "ryzykowne" interesy, a losy kolegów, których spotykałem w Singapurze różnie się potoczyły... Dziś młodym ludziom się już tego nie chce. A może po prostu nie muszą tego robić? I dobrze!

Spółkę AutoData (dziś Comp) musiałem założyć w Radomiu. W Warszawie natknąłem się bowiem na urzędnika, który stwierdził, że za jego bytności w stolicy nie powstanie żadna spółka z ograniczoną odpowiedzialnością. Dopiero później przeniosłem ją do Warszawy. Ciekawe, czy ktoś jeszcze pamięta, że w mojej firmie zaczynali Tadeusz Kurek (dziś prezes NTT Systems - przyp. red.) - był pierwszym moim sprzedawcą, gdy siedziba firmy mieściła się w dwupokojowym mieszkaniu, a Adam Góral był szefem oddziału Comp Rzeszów (dziś Asseco Poland - przyp. red.)?

W tamtych czasach byliśmy "antymicrosoftowi". Robiliśmy open source zanim jeszcze pomyślał o tym Linus Torvalds. Stworzyliśmy nawet Stowarzyszenie Otwartych Systemów. Chcieliśmy opracowywać ambitne rozwiązania. Walczyliśmy też z Polską "mainframe’ową". Rozwiązania "otwarte" oferowaliśmy polskiej administracji. Jednym z nich był system obsługujący pierwsze wolne wybory w Polsce w 1989 r. Niestety na konferencji wystąpił Ryszard Krauze, prezentując komputery Compaqa i nagle okazało się, że to on je "zinformatyzował". Dlatego nikt nas nie kojarzy z tym niewątpliwym sukcesem. W dodatku wybory odbyły się na pożyczonym od nas serwerze, bo Państwowej Komisji Wyborczej nie było na niego stać. Wciąż mam o to żal do Andrzeja Florczyka, mimo że bardzo się lubimy.

Dziś nadal działamy w administracji. Można wręcz powiedzieć, że mamy swoje pięć minut, ponieważ jeden z naszych konkurentów - Prokom Software przestał istnieć, a drugi - Sygnity - znacząco osłabł. Konkurowali ze sobą, a my korzystaliśmy z tego, że nas nie zauważali. Już pięć lat temu zresztą mówiłem, że nie można opierać biznesu na technologiach zachodnich korporacji. Skończyła się prosta integracja, a to m.in. powód dzisiejszych problemów Sygnity. Duże koncerny zmniejszają marże dla partnerów, a niektórzy wręcz odbierają im biznes. Naszą podstawową działalnością jednak jest bezpieczeństwo. Mamy zarówno własne rozwiązania programowe, jak i sprzętowe. Jako jedyna chyba polska spółka, i to jest nasza przewaga konkurencyjna na dzisiejszym, trudnym rynku.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200