Walizka pełna wspomnień...
- Adam Jadczak,
- 22.12.2009
...czyli czego na oficjalnych przyjęciach się nie mówi.
Z walizką i z plecakiem
Na początku lat 90. ówcześni prezesi firm IT zbierali dolary, a potem lecieli na Tajwan czy do Singapuru (przedsiębiorcy jechali wówczas za granicę z sumami nawet kilkuset tysięcy zielonych banknotów). Tam kupowali części komputerowe. Lżejsze rzeczy - dyski i procesory - zabierali do bagażu podręcznego. Eksport na masową skalę ruszył dopiero, gdy BRE Bank, jako pierwszy, zaczął sprzedawać na aukcjach dewizy. Czasami można było się umówić z bankowcami na późniejszą spłatę, np. po sześciu tygodniach. Dzięki temu, można było spłacić "dług" po przyjściu towaru z Azji.
Jadąc do Singapuru, ludzie nie myśleli o obostrzeniach COCOM. Część pewnie nawet o nich nie wiedziała. Nikomu zresztą nie było to na rękę. Wydanie zezwolenia na zakup serwera trwało wówczas pół roku; zgodzić się musieli na to przedstawiciele kilku wytypowanych krajów NATO. Omijanie COCOM-u było jednak niekiedy bardzo opłacalne. Jeden z pionierów branży IT sprowadził ze Stanów Zjednoczonych pięć kart do symulatorów lotów, które sprzedał później do Instytutu Lotnictwa w Warszawie. Jak dziś wspomina, zysk z tej jednej transakcji pozwolił mu na kupno domu. Drugi, zapewne, kupił pośrednik. Na kontrakcie rządowym można było wówczas zrobić złoty interes, dzięki blisko 50-proc. marżom.
Tak rodziły się pierwsze, polskie spółki IT. A jak się zostawało szefem polskiego oddziału zachodniej korporacji? Z ogłoszenia, jak Waldemar Sielski, pierwszy dyrektor generalny Microsoftu w Polsce. Ogłoszenie, którym się zainteresował, ukazało się 31 lipca w Gazecie Wyborczej. Latem cała Warszawa pustoszeje, więc nie miał zbyt dużej konkurencji. Zgłosiło się zaledwie 5 osób. Chociaż wcześniej i tak Sergiusz Wiza namówił go do przyjścia do Microsoftu. Sprowadzając do Polski Windows 3.11 i pierwsze pakiety Office, czuł się pionierem. Dziś czuje się jak człowiek z poprzedniej epoki. Przynajmniej takie odniósł wrażenie, gdy na spotkaniu Google Days przedstawiano go jako byłego szefa Microsoftu w Polsce. Może i tak jest? Tym bardziej, że parę lat temu zmienił branżę z IT na medyczną.
Nie odbiegając daleko od Microsoftu... Ponoć lata temu, do Tada Krusiewicza - późniejszego prezesa California Computers, dzisiaj odpoczywającego na emeryturze w Kalifornii - zadzwonił kiedyś Bill Gates. Dopiero "rozkręcał" Microsoft, a Tad Krusiewicz prowadził wówczas sieć sklepów z elektroniką w Kalifornii. Zapewne chodziło o współpracę. Zbył jednak twórcę potęgi koncernu z Redmond, karząc sekretarce powiedzieć, że jest w banku.