Czytać i pisać - nigdy odwrotnie!

Ejżeż ty, zażywny huncwocie przechero..." - zaczynało się tegoroczne, ogólnopolskie dyktando. Popularność dyktanda w naszym kraju oraz lepsze wyniki to ukojenie skołatanych dusz językoznawców, którzy zawsze podkreślają, że dzięki dyktandu kultura języka nie ginie w narodzie.

Jako wieloletni czytelnik internetowych forów mogę powiedzieć, że, niestety, profesorowie Bralczyk i Markowski bardzo się mylą. Poprawia się tylko ortografia, zaś kultura języka od lat konsekwentnie schodzi na psy. Pamiętam swoje zetknięcie z żywiołową demokratyzacją internetu w momencie, gdy TP SA wprowadziła usługę 0202122. Czułem się, jakby ktoś mnie uderzył zabłoconym walonkiem po głowie. Nie, nie uderzył: j...ął albo przyp...lił. Oczywiście agresję i trollowanie spotykałem już wcześniej, ale dopiero wtedy zobaczyłem niechlujstwo językowe w pełnej "krasie". Knajackie określenia; błąd ortograficzny na błędzie; fatalna gramatyka i składnia; zasób słów na poziomie trzecioklasisty - naiwnie sądziłem, że te zjawiska zostawiłem za sobą. I nagle to wszystko uderzyło mnie ze spotęgowaną poczuciem anonimowości siłą.

Od tego czasu zmieniło się trochę. W popularne przeglądarki internetowe zostały wbudowane proste słowniki ortograficzne, pomagając nie popełnić najbardziej rażących błędów takich jak "jusz" czy "ktury". Natężenie prostych "byków" na kilobajt tekstu zmalało. Jednocześnie zwiększyła się liczba internautów, ich sprawność w pisaniu na klawiaturze oraz przekonanie, że koniecznie muszą się ze światem podzielić swoimi przemyśleniami. Wypowiedzi jest więc coraz więcej, są coraz dłuższe, a jednocześnie wszystko jest coraz mniej istotne i coraz mniej składne pod względem stylistycznym i gramatycznym.

Podpowiem coś szanownym językoznawcom. Niech "odpuszczą" krzewienie ortografii, bo nie podnoszą w ten sposób kultury języka. Jest nią bowiem nie tylko pisownia, ale i słownictwo, znajomość gramatyki i zdolność "sprzedania" swoich przemyśleń w sposób możliwie zwięzły i zrozumiały. A także - na Boga! - umiejętność powściągnięcia pióra wtedy, gdy nie ma się nic wartościowego do powiedzenia.

Umiejętność operowania słowem nie bierze się, bowiem, ze znajomości reguł ortografii albo posiadania narzędzia sprawdzającego pisownię. Pisać nie uczymy się także dzięki treningowi pisania, a dzięki czytaniu dobrze napisanych książek. "Cyfrowi tubylcy" czytają dużo, ale nie czytają tego, co trzeba.

Chcą więc profesorowie składnie piszących Polaków? Niech w takim razie zorganizują konkurs na znajomość dziewiętnastowiecznych powieści. Minimalna waga książek do przeczytania: dziesięć kilogramów. Dla "cyfrowych tubylców" - sto megabajtów.

Czytać i pisać - nigdy odwrotnie!
W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200