Początki branży IT: jak to było 20 lat temu

To były czasy! Radość działania, zdumiewające tempo wydarzeń, wielkie marże, liczni klienci, brak pojęcia kontroli kosztów, szalone imprezy, fantastyczne pomysły, brak świadomości barier wzrostu, słowem młodość. Branży IT oczywiście. To se ne vrati, pane Hawranek - jak mawiają Czesi.

Początki branży IT: jak to było 20 lat temu

Więcej na stronie computerworld.pl/20lat Zapraszamyteż do dzielenia się swoimi wspomnieniami sprzed20 lat i przesyłania ich(wraz ze zdjęciami)na adres [email protected].

W połowie lat 80. na Tajwan przyleciał pewien polski biznesmen: białe skarpetki, torba-pederastka z dolarami ściśnięta pod ramieniem, włosy nazbyt potargane trzydniową podróżą. Śmiało skierował swoje kroki do dużej firmy komputerowej. Jej szefowi prostą angielszczyzną zachwalał rodzimy rynek: wielkie możliwości, ogromny popyt, pieniądze leżą na ulicy. - "To ile kupuje Pan komputerów?" - z wielką nadzieją w głosie zapytał zatem tajwański przedsiębiorca. - "Poproszę, dwa. Ten i tamten".

Właśnie z takiego walizkowego wędrownego handlu odrodził się polski kapitalizm, którego ukochanym dzieckiem jest nasz rynek informatyczny. To były czasy ogromnego entuzjazmu, burzliwego wzrostu, budowania wszystkiego tak naprawdę z niczego, sporej dawki amatorszczyzny, ale jednocześnie powszechnej umiejętności uczenia się w locie. Kto pamięta początki branży IT w Polsce z przełomu lat 80. i 90., ten wie, że był to czas zupełnie niepowtarzalny.

Tym, którzy urodzili się po roku 1980, a których dzisiaj w branży IT jest coraz więcej, wyjaśnić należy, choć i tak wielu z nich w to za bardzo nie uwierzy, że wtedy naprawdę było inaczej. Że na przykład nie było telefonów komórkowych, ba - dodzwonienie się w Warszawie z Mokotowa na Pragę Południe było nie lada wyczynem; że posiadanie jednego konta e-mail na całą firmę było oznaką nie lada nowoczesności i awangardy postępu technicznego; że sprowadzenie koprocesora numerycznego wymagało uzyskania specjalnej zgody Komitetu Koordynacyjnego ds. Wielostronnej Kontroli Eksportu (COCOM).

Nie było standardów, procedur, organizacji, zaś królowała improwizacja, wirtuozeria i niczym nieskrępowana wiara w sukces. Ba, na początku prawnoautorska ochrona oprogramowania komputerowego uważana była za amerykańską fanaberię - z pewnym rozrzewnieniem można wspominać cenniki całkiem poważnych firm (nazwy litościwie przemilczymy), w których można było znaleźć w atrakcyjnych cenach "gry, programy, użytki", czasem nawet z eleganckim ksero oryginalnego opakowania.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200