Berlin (prawie) zdobyty

W ubiegłym tygodniu pisałem tu o tym, ile komplikacji może się wiązać z - wydawałoby się banalnym -wyjazdem pociągiem z Poznania do Berlina. Z granicą okazuje się być jak z cenzurą - jednej i drugiej niby już nie ma, a obie dają o sobie znać, gdy tylko wkroczyć w ich rejony.

O najważniejszych obserwacjach z tegorocznych Targów IFA napisałem już w osobnym tekście, tu zaś w lżejszym, felietonowym stylu chciałbym zawrzeć kilka ciekawostek i obserwacji.

Była więc tegoroczna IFA jakby bardziej międzynarodowa - w końcu największa to impreza tego typu w Europie. Obsługa stoisk, próbując zagadywać gości, najczęściej zaczynała od angielskiego. Było kilka firm z Polski, ale nie byli to wystawcy mający coś do sprzedania, lecz hurtownicy przybyli z zamiarem kupna. Mylący pod tym względem był katalog targowy, bo wielcy tego świata wymieniali w nim, jako odrębnych uczestników, wszystkie swoje filie z różnych krajów, a w tym i z Polski. W praktyce były to na ogół jednoosobowe reprezentacje, pomocne, jednak, gdy ktoś chciał porozmawiać we własnym języku.

Pośród ponad tysiąca wystawców była nawet firma z Brazylii, oferująca plastikowe obudowy. Jak co roku najliczniejsza była grupa małych wystawców z Chin, Hong-Kongu i Tajwanu, oferujących tysiące elektronicznych gadżetów, bardzo często w guście określanym u nas jako "wsiowy", co jednak podobno podoba się w Niemczech. Oferowali oni np. dziesiątki kieszonkowych, cyfrowych odbiorników telewizyjnych z ekranem w okolicach 3 cali. Sam taki odbiornik jest tani (kilkadziesiąt euro), a korzystanie z niego, w przeciwieństwie do np. telefonu komórkowego, nic, poza prądem, nie kosztuje.

Liczna grupa typowych produktów, by w ogóle zainteresować nabywcę, została poddana udziwnieniom kształtu i kolorystyki, bo technicznie niewiele można już tam usprawnić. Tak było z myszkami komputerowymi (kształty, kolory i malunki), słuchawkami (których obecności w "kosmicznych", przejrzystych opakowaniach w ogóle trudno się domyślić) i z listwami zasilającymi o bardzo dziwnych kształtach i układach gniazd.

Te ostatnie były też przykładem pewnej targowej prawidłowości - produkt, który rok temu był pionierski, jak listwa z kontrolą i sterowaniem zużyciem energii, w tym roku miał już dziesiątki naśladowców. Podobnie było z kulistymi, wiszącymi obudowami głośników; rok temu miał to chyba tylko Grundig, a teraz - kula na kuli. Skoro o głośnikach mowa - pokazywano pojedynczy głośnik, potrafiący zapewnić przestrzenność dźwięku. Liczne były małe głośniki o "wielkich" parametrach. I zastanawia się tu człowiek: skoro to wszystko można rzekomo osiągnąć na takich maleństwach, to po co męczą się i na kogo liczą tzw. uznani producenci, wystawiając wielkie, ciężkie skrzynie głośnikowe?

Szwajcarzy przywieźli, jako nowość, lokówki z obrotowym gniazdem przewodu, zabezpieczającym przed jego skręcaniem się. Wyglądało to na ponowne odkrycie koła, bo identyczne niemal lokówki produkowano w NRD już przed 30 albo i więcej laty.

Rok temu był jeden chyba odkurzacz-automat, co to sam biega po dywanie i sam podłącza się do ładowania, gdy kończy mu się prąd. W tym roku było ich tyle, że gdyby wypuścić wszystkie naraz, przez noc odkurzyłyby całe targi.

Urządzenia telekonferencyjne to też już nic nowego, więc teraz są również w wydaniu "Full HD". Hasło "Full HD" było zresztą wszechobecne, nie wyłączając projektorów, pośród których były nawet wersje określane jako kieszonkowe. Skoro jednak tak wiele rzeczy pokazywanych na Berlińskich Targach z roku na rok powszednieje, można się zastanawiać, kiedy Full HD przestanie już być Full HD?. Za rok? Czy aż za dwa?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200