Wyprawa na Berlin

Dopiero co wróciłem z tegorocznych targów IFA w Berlinie; po głowie plączą się jeszcze wrażenia, a przed oczami a to tłum zwiedzających, a to szeregi targowych eksponatów.

Ale - wbrew pozorom - droga do Berlina jest długa i zacząć trzeba wszystko na długo przed targami. Najpierw kupuje się bilet wstępu - przez Internet, bo prawie 30% taniej. Drukuje się go w domu, a jego długi kod kreskowy skanowany jest potem przy wejściu.

Następnie - znów w Internecie - rozgląda się człowiek za połączeniem kolejowym i już tu ma niespodziankę, bo nie ma porannego pociągu z Poznania do Berlina, który niedawno jeszcze był. Pozostaje droga okrężna przez Szczecin (zbyt późno w Berlinie), albo pociągi osobowe i trzy przesiadki. Skłonny jestem nawet na to przystać - ale co z biletami?

Strona internetowa Przewozów Regionalnych PKP ma coś do zaoferowania jadącym z Gorzowa, Kostrzyna i Szczecina, ale po szczegóły odsyła (link) do Internetu kolei niemieckich. Tam informacji sporo, ale nie dla nas, tylko dla Niemców wybierających się do Polski.

Zaczynam więc od Biura Obsługi Intercity, by załapać się chociaż na pulę powrotnych po 19 euro. Przy okazji, bez większej nadziei, pytam o podróż tam. A pan na to: trzeba kupić bilet do ostatniej przed granicą stacji w Polsce, potem u konduktora w pociągu przejściówkę do Frankfurtu za 3 zł. I tam bilet do Berlina za niecałe 9 euro. - A nie mogę u pana? - pytam. - Może pan, ale wtedy te 3 złote urosną do 10 euro.

A tyle mówi się o ogromie ginącej, albo chociażby tylko niedostępnej wiedzy pracowników, będącej wynikiem ich praktyki i doświadczenia. Nie mógłby więc ktoś przenieść mądrości tego pana do kolejowego Internetu? Albo - dlaczego ten pan może wydrukować dla mnie, na jednej kartce, szczegółowy rozkład wszystkich pociągów od Poznania do Berlina, a ja muszę to robić dla każdego pociągu oddzielnie?

Gdy już jadę, wszystko się zgadza, pociągi są punktualne, nie mogę pojąć tylko jednego - dlaczego konduktor musi ręcznie (bloczek, długopis...) wypisywać przejściówkę ze Słubic do Frankfurtu? Jeżeli PKP nie ma na maszynki do wydawania biletów (w Anglii każdy konduktor miał taką już 30 lat temu), to niech chociaż wydrukuje gotowe bloczki z tymi przejściówkami do wydzierania (a jest już nawet precedens: bilety na linii z Krakowa na tamtejsze lotnisko; jedyne w Polsce połączenie kolejowe tego rodzaju).

Maszynkę do biletów ma za to konduktorka w pociągu z Frankfurtu do Berlina, u której, za jedne 9,10 euro, dostaję bilet, ważny również na metro i S-Bahn w Berlinie. I żadnej opłaty za wystawienie w pociągu. Rzecz u nas nie do pojęcia, gdy pomyśleć o perypetiach, na jakie naraża się podróżny, gdy niebacznie przesiądzie się np. z intercity do regionalnego, albo odwrotnie. Najpierw unieważnianie niewykorzystanej części poprzedniego biletu (z którym, by odebrać swoje, trzeba po podróży pójść jeszcze do kasy), potem nowy bilet (bloczek, długopis...) i opłata za jego wystawienie.

Od początku sierpnia karmieni byliśmy zapowiedziami, że od września będzie u nas mniej pociągów, a wiele z tych, które zostaną, będzie miało skrócone trasy. Wchodzę na stronę internetową Deutsche Bahn i co widzę? Wielki napis: Od 1. września więcej pociągów! (dla porządku - rok szkolny zaczyna się u nich w połowie sierpnia, więc nie ma tu związku).

Jestem jednak w końcu na tych targach, z których pierwsze wrażenie jest takie, że są bardziej "international" niż rok temu. Nawet nie nastawiając specjalnie ucha, słyszy się w tłumie (bardzo gęstym, mimo dnia roboczego) najróżniejsze języki. Są również liczni nasi, których łatwo rozpoznać, nawet ich nie widząc. Po dialogu gęsto przetykanym jakże swojskim słowem na "k".

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200