Biblioteka wielka jak świat

Kiedy wejdziesz do czytelni biblioteki uniwersyteckiej lub narodowej, w żadnym kraju nie zażądają, byś czytając płacił za prawa autorskie. Wydawnictwa przesyłają bibliotekom egzemplarze okazowe nowych książek. Ale dla wydawców działających w tradycyjnym modelu rynku, Internet to tylko kolejny kanał sprzedaży. Chcesz czytać - płać.

Biblioteka wielka jak świat

Kolejną odsłoną wojny obronnej dysponentów praw autorskich stało się udostępnianie dzieł drukowanych w Internecie, chociaż w tej dziedzinie stosunkowo najwcześniej podjęto próby wypracowania mechanizmów godzących interes twórców i producentów z trudną do opanowania łatwością, z jaką w sieci następuje dyfuzja informacji. Przykładowo, ochrona praw, sprawdzająca się szczególnie w zakresie integralności i cytowań, zaproponowana w systemie licencji creative common działa już ponad 8 lat.

Jedną z największych wartości Internetu, przynajmniej dla osób, które nie oczekują wyłącznie taniej rozrywki, jest możliwość łatwego dostępu do globalnych zasobów tysięcy bibliotek, czy też specjalizowanych serwisów społecznościowych dla zainteresowanych najbardziej wyrafinowanymi tematami. Takich zbiorów jest coraz więcej i przestają tworzyć wrażenie, że dorobek kulturowy ludzkości narodził razem z Internetem w na początku lat 90. XX wieku. Cyfryzacji podlegają zbiory starsze, również te najcenniejsze cymelia trzymane w klimatyzowanych, zamkniętych na siedem pieczęci sejfach, których dostępność w bibliotekach zawsze była ściśle limitowana tylko dla zaufanych, wtajemniczonych naukowców. Nie wszystko można i warto poddawać cyfryzacji, historykom nigdy też nie zabraknie pracy w tradycyjnych archiwach. Są powody, by uważać, że czytelnie bibliotek uniwersyteckich nie opustoszeją, chociaż technicznie będą się zmieniać.

Google zarabia

Dla większości ludzi korzystanie z natychmiastowego dostępu do książek i informacji prasowych jest niezwykle użyteczne. Naprzeciw tej potrzebie wychodzi serwis internetowy Google Book, który na bazie popularności zwykłej wyszukiwarki, z sukcesem oferuje możliwość przeglądania książek lub ich losowo wybranych fragmentów. Przy pewnej determinacji i dostępie do kilku komputerów, da się odnaleźć to, co potrzeba. Trudno tak czytać powieść, ale w książkach naukowych to często się sprawdza. Dysponenci praw autorskich mogą decydować w jakiej formie i w jakim zakresie chcą udostępniać swoje publikacje. Już pod koniec 2007 roku w wyszukiwarce były publikacje książkowe w 35 językach, a współpraca obejmowała 10 tys. wydawnictw i autorów oraz kilkanaście renomowanych, dużych bibliotek.

Dominująca pozycja rynkowa Google nie cieszy jednak konkurentów, których naturalnie irytuje jak Google zarabia na reklamach i linkowaniu. Ideologiczny wątek ochrony praw autorskich w Google, który stał się potęgą biznesową udostępniając za darmo informacje, jest lepszym polem do dyskusji, niż publiczna dyskusja o podziale zysków. Dlatego do boju weszła w październiku 2008 amerykańska Gildia Autorów i Sojusz Otwartej Książki (Open Book Aliance). Organizację tworzy Stowarzyszenie Amerykańskich Wydawców, ale współtworzą ją również Amazon, Yahoo! i Microsoft. W wyniku negocjacji Google wpłaci 125 milionów USD na rejestr praw do publikowanych książek, która ma ułatwić kontrolę systemu. To z kolei obudziło amerykański Departament Sprawiedliwości, który rozważa, czy to porozumienie nie narusza interesu rynku.

Europejska misja i pieniądze

Komisja Europejska, która konsekwentnie reaguje na przejawy umacniania się amerykańskich firm technologicznych na rynku unijnym, wszczęła w sprawie Google Book w maju postępowanie. Chwilowy pakt o nieagresji z amerykańskimi wydawcami, którzy dostali od Google swoisty haracz, potencjalnie może zagrażać interesom wydawców i autorów europejskich.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200