Telewizja Babel

Jest być może coś symptomatycznego w tym, że nowy budynek zarządu Telewizji Polskiej przypomina wieżę Babel ze znanego obrazu Pietera Bruegela. Pomieszanie języków i zamęt niweczący pyszny plan biblijnych budowniczych słychać i dzisiaj w dyskusjach o mediach publicznych, odziedziczonych po odległych wydawałoby się czasach monopolu państwa na informację.

Każda próba głębszej zmiany status quo państwowych instytucji, nazywanych umownie publicznymi mediami elektronicznymi, wywołuje burzliwe protesty na najwyższych szczeblach polityki, ubarwione histerycznymi apelami prominentnych filmowców, producentów, dziennikarzy, aktorów wzbijających się na szczyty elokwentnej hipokryzji w obronie kulturowej misji tego, co robią lub ewentualnie mogliby robić w mediach, gdyby zapewnić im dostateczną ilość pieniędzy. Miażdżącej krytyce poddawane są wszelkie pomysły reformy systemu organizacji lub finansowania mediów publicznych, chociaż nikt przy zdrowych zmysłach nie kwestionuje, że z publiczną telewizją i radiem jest źle, a może nawet coraz gorzej.

Zadziwiające jest, że reprezentanci środowisk twórczych, które najwyraźniej na wyrost kojarzą się z kreatywnością, pokazują w dyskusji o publicznych mediach stanowiska konserwatywne, prawie kompletnie pozbawione refleksji, a być może i wiedzy na temat prawdopodobnych skutków zmian zachodzących na rynku, przede wszystkim tego, co wyniknie z powszechności szerokopasmowego dostępu do Internetu, możliwości, które da telewizji cyfryzacja, interaktywność, mobilność, serwisy społecznościowe, mnogość form i platform przekazu i wielość źródeł informacji.

Jeżeli tak wielu ludzi nie płaci dzisiaj abonamentu radiowo-telewizyjnego, o którego restrykcyjną ściągalność zaapelowały niedawno związki twórców, to znaczy, że przynajmniej część obywateli świadomie nie chce tego robić. A przecież nie żyjemy w kraju, w którym uchylanie się od płacenia podatków jest normą. Do gry wchodzi pokolenie wzrastające przy komputerze, które telewizji może w ogóle nie oglądać, bo w tradycyjnym wydaniu przestaje być atrakcyjna, bo jest głupio sformatowana, jednowymiarowa i zwyczajnie nudna. Już teraz przekłada się to na rynek reklam, którego uwaga coraz bardziej przesuwa się w stronę nowych mediów. Rynek nadawców komercyjnych sobie z tym poradzi, ciągle się zmienia, szuka nowych form przekazu, aliansów z innymi firmami. Dla publicznych mediów elektronicznych to wyzwanie, z którym kompletnie nie wiadomo co zrobią, jeżeli nie zaczną być zarządzane nowocześnie. Uwikłanie w politykę, w najgorszym tego słowa znaczeniu, to uniemożliwia. Najlepszym przykładem bezwładu jest mizerny efekt zadecydowanej już cyfryzacji archiwów TVP.

Telewizja Polska SA i Polskie Radio SA, to duże, państwowe firmy zatrudniające po kilka tysięcy pracowników administracji, obsługi technicznej studiów, emisji, realizatorów, dziennikarzy. To narzuca skomplikowaną strukturę. Jak każdą państwową firmę, trudno je zmienić. Elastyczność zarządzania bywa hamowana nie tylko przez polityków, ale też kilkanaście związków zawodowych i złożone relacje z wieloma kategoriami osób zaangażowanych w proces tworzenia programów. Duża część produkcji jest zlecana zewnętrznym firmom. Można zatem powiedzieć, że od kondycji nadawców publicznych zależy los kilkunastu tysięcy pracujących. Czy właściwą strategią dla państwowych nadawców jest ściganie się z rynkiem nadawców komercyjnych, co ciągle próbuje robić TVP, kopiowanie formatów, seriali, programów rozrywkowych, stylu publicystyki, a nawet wyboru wiadomości w programach informacyjnych?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200