Rekurencja

W zasadzie nigdy nie wiadomo kto, kiedy i kogo kontroluje. Najgorsze jest to, że nie wiadomo też kto kontroluje tego kontrolującego.

Pewnego dnia Szef przeprowadził taką oto tyradę słowną w kierunku Lokalnego Informatyka: "Lokalny, musisz przyznać, że możesz wiele zrobić w naszych serwerach. I narozrabiać także. Jak pomyślałem, że coś ci może odbić i poniszczysz nasze dane, to mi się włosy zjeżyły. Dlatego musimy wprowadzić kontrolę nad twoimi poczynaniami. Tak więc Serwisowy dostanie uprawnienia do kontroli twoich uprawnień". Lokalny pomyślał tylko, że Szefowi włos wcale nie mógł się zjeżyć, bo go przecież nie ma. Przynajmniej w widocznych powszechnie miejscach. "A kto będzie kontrolował Serwisowego?" - tym razem już głośno wyraził swe powątpiewanie Lokalny. "Oczywiście ty. Myśmy to sprytnie wymyślili. O, jakże chytrze to myśmy wymyślili! Przecież nie możemy dać Serwisowemu niekontrolowanych uprawnień, bo jak jemu z kolei coś odbije, to byłoby to samo, co gdyby tobie teraz odbiło" - Szef w prostych słowach przedstawił nieco skomplikowaną kwestię relacji wzajemnie się zazębiających. "No dobrze, ale jak to możliwe, że będziemy się nawzajem kontrolować?" - Lokalny był urodzonym niedowiarkiem, czyli człowiekiem małego ducha, nie wierzącym ślepo swej Dyrekcji. Bardzo niedobry to model pracowniczy i raczej nie poszukiwany na rynku pracy. "To proste. Ty dostaniesz uprawnienia do zarządzania kontem serwisowego, a Serwisowy twojego. On zabroni tobie zmiany i usuwania danych, a ty zabronisz jemu" - rzekł Szef. "Ale to niemożliwe, aby równoprawni użytkownicy wzajemnie regulowali swoje uprawnienia. Ktoś zawsze musi być nadrzędny i pełnić rolę dominującą" - Lokalny znowu śmiał podważyć doskonałą koncepcję Szefa. Zresztą z Lokalnym tak było zawsze, że starał się znaleźć dziury w całym, a zwłaszcza w doskonałych koncepcjach Ciała Dyrekcyjnego. Nie potrafił jakoś ślepo zaufać swojej zwierzchności. "To co? Mam przyjąć jeszcze jednego administratora, który będzie czuwał nad wami? A jak jemu odbije i coś narozrabia?" - Szef raczył zauważyć, że spirala cedowania uprawnień przypomina psa goniącego własny ogon.

Wniosek z tego taki, że trzeba ufać własnym pracownikom, bo bez tego ani rusz. Jeśli jednak nie darzy się swego personelu zaufaniem, to bez większych problemów w każdej firmie znajdzie się zaufanych kandydatów do pełnienia roli gumowego ucha, którzy chętnie podołają tym dodatkowym obowiązkom i będą wykonywać je rzetelnie i za darmo w imię swojej lepszej przyszłości.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200