Więcej pamięci!

Tytułowe wezwanie nie jest bynajmniej żądaniem wzmożenia tempa i zakresu prac instytutów, które żmudnie rozsupłują węzełki niedawnej przeszłości, a jak trzeba, to i od siebie dowiązać coś też potrafią. Jeżeli jest jednak coś wspólnego między nimi a tematem tego felietonu, to jest to swoista paranoja, z której jedno i drugie wynika.

Gdy jakieś 15 lat temu kupowałem dysk do komputera, jego cena była bliska jednego złotego za megabajt. Dzisiaj, przy średniej pojemności, można za to dostać więcej niż gigabajt. Nie oznacza to jednak, że dyski są dziś tysiąc razy tańsze niż wtedy, bo trzeba uwzględnić i to, że zapisanie tych samych tekstów czy obrazów, by ograniczyć się do tych tylko przykładów, wymaga więcej w tej pamięci miejsca.

Ale to nie wszystko - taniość sprzyja bylejakości, czego najlepszym przykładem i dowodem są tysiące i miliony zdjęć cyfrowych, robionych bez umiaru i zamysłu, gdzie popadnie i jak popadnie. Tradycyjne zdjęcia utrwalało się chemicznie, teraz utrwalanie polega na zapisywaniu iluś tam kopii, a to w domu, a to u znajomych, albo w jakimś serwisie sieciowym. I to jest "mała" paranoja.

Jej duża, a może nawet wielka, odmiana zaczyna się na poziomie firm. Postawiłem kiedyś tezę - i ją podtrzymuję - że bez taniej pamięci nie byłoby np. Nowej Umowy Bazylejskiej, bo spełnienie jej założeń wymaga rejestracji znacznej ilości danych. Ale drobiazg to w porównaniu z tym, co próbuje się utrwalać na dyskach w systemach CRM, szczególnie, gdy wziąć pod uwagę dane bez określonej struktury. Rejestruje się już właściwie wszystko - przesyłki poczty elektronicznej (a z nimi - sążniste załączniki), rozmowy w centrach telefonicznych, co kto pisał, co drukował, co kto oglądał długo, a na co tylko przelotnie spojrzał. Liczy się mignięcia i kliknięcia. Rejestruje się, bo można, bo niby jest tanio, a skoro tak - to, na wszelki wypadek, powiela się to wszystko jeszcze ileś razy, bo jedno przecież może zginąć.

A potem jest jak ze starymi taśmami NASA (temat na osobny felieton), które były, ale nie było jak ich odczytać.

Ważnym głosem w tej sprawie było wystąpienie nowego szefa firmy Symantec - Enrique Salema - na niedawnej konferencji Storage Networking World, którego głównym przesłaniem było "Przestańcie kupować pamięć!". Przy powszechnym już amoku rejestracji wszystkiego, hasło to mogło wydać się nieprawdopodobne, więc Salem powtórzył: - Tak, słyszycie mnie dobrze: przestańcie kupować pamięć! I dodał: "Po pierwsze ograniczajcie ilość tego, co zapisujecie, po drugie - lepiej korzystajcie z pamięci, którą już macie".

To ostatnie jest szczególnie ważne, bo - według Salema - w większości przypadków znaczna (więcej niż połowa!) część pamięci zwyczajnie się marnuje, gdyż jest pozornie tylko zajęta w wyniku błędów organizacyjnych lub systemowych. Wagi zawartego w tym wystąpieniu przesłania nie osłabiło nawet powiązanie go z ofertą oprogramowania Symanteca, mającego wykrywać i likwidować takie przypadki.

Było też jeszcze o tym, że na pamięci przecież się nie kończy, bo wieczne obracanie dysków wymaga prądu, który drugi raz jest potrzebny by usuwać nadmiar powstającego przy okazji ciepła. Zdaniem Salema koszt tej energii sięga obecnie połowy wartości sprzętu, który ją zużywa.

Trudno natomiast zgodzić się z ideą skrajnej de-duplikacji, idącą tak daleko, by np. logo firmowe mające pojawić się na slajdach iluś tam prezentacji przedstawianych w tym samym czasie, przez różne osoby w różnych miejscach, było zapisane raz i we wszystkich przypadkach pobierane przez Sieć. To się nie może udać.

I tak - przecząc samemu sobie - dotarliśmy do konkluzji, że rozsądny nadmiar jest jednak potrzebny. Tylko - ile to jest rozsądnie?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200