Pokaz

Kiedyś informatyczny magazyn telewizji BBC nazywał się "Click Online" i wyróżniał się sposobem prowadzenia i prezentacji. Sam prowadzący - Stephen Cole - awansował i zaczął się pojawiać w roli prowadzącego wiadomości w BBC World, którego to zaszczytu dostępują tam tylko najlepsi.

Gdy Cole dał się skusić ofercie organizującej się angielskojęzycznej odnogi arabskiej telewizji Al Jazeera (obecnie jest szefem jej londyńskiego oddziału), dość powszechne było przekonanie, że jego następca w magazynie informatycznym, ktokolwiek by to nie był, nie dorówna poprzednikowi, z wiadomym skutkiem dla programu.

Następcą owym, który - o dziwo - szybko przeszedł mistrza, okazał się być niejaki Spencer Kelly, wcześniej dziennikarz radiowy. Skrócił on nazwę programu do samego "Click" i już od pierwszego odcinka nadał mu nowy charakter, całkowicie zmieniając formułę, przezornie i mądrze zostawiając jednak pomosty między starym a nowym. Pomostem takim jest np. krótki przegląd interesujących stron internetowych, z tą samą co dawniej prowadzącą - Kate Russell. Program jest nagrywany w interesujących a mało znanych plenerach i sceneriach londyńskich, ale jego redaktorzy bywają również na co ważniejszych światowych imprezach informatycznych. Poziom programu jest tak dobrany, że rozumie go przeciętny, domowy użytkownik komputera, co nie znaczy, że czegoś interesującego nie znajdą tam i ludzie z branży.

Jakieś dwa miesiące temu, w programie tym postanowiono pokazać działanie mechanizmu rozsyłania niechcianych przesyłek poczty elektronicznej, czyli spamu, oraz zademonstrować bezpośrednie skutki ataku typu "distributed denial of service".

Coś takiego można zrobić na kilka sposobów (sam prezentowałem to wielokrotnie na różnych szkoleniach - myślę, że udanie - posługując się jedną statyczną ilustracją i przemawiającym do każdego scenariuszem). BBC zdecydowało się zaprosić do udziału firmę zajmująca się bezpieczeństwem informatycznym i - aby efekt był oryginalny i pełny - wynajęło w Internecie niewielki (nieco ponad 20 tys. komputerów) botnet.

W samym programie najpierw zasypano spamem dwa własne, założone w tym celu, adresy poczty elektronicznej, po czym, atakiem DDOS, zablokowano dostęp do serwera, udostępnionego do tego eksperymentu przez wspomnianą firmę. Na koniec - jak to oświadczono - użyty w programie botnet został zniszczony, a zanim to nastąpiło, jego nieświadomych niczego uczestników poinformowano o tym, że byli jego częścią. Wyraźnie podkreślono, że nie miał miejsca żaden dostęp do treści zapisanych w komputerach tej swoistej sieci, a legalność całości przedsięwzięcia potwierdzili wcześniej prawnicy.

Nie wszyscy jednak byli tego zdania. Przedstawiciel Gartnera określił całość jako "wynajęcie podpalacza do podłożenia ognia w opuszczonym budynku, by móc potem filmować jego pożar". Z jeszcze większą krytyką spotkało się już nie samo posłużenie się botnetem, ale to, że za tę możliwość zapłacono, a pieniądze te musiały przecież trafić do rąk przestępców (BBC nie podało, ile zapłacono, eksperci z branży oceniają to na nie więcej jak 5 tys. funtów).

Jeszcze inni byli zdania, że działania jakie zaprezentowano w programie, dla pokazu potrafiłaby zasymulować każda firma zajmująca się bezpieczeństwem i wcale nie trzeba było sięgać po środki na granicy prawa.

Oglądałem ten program i wyniosłem zeń jedno: atak na ekranie może wyglądać atrakcyjnie (dla tych, co lubią wojaczkę, bo ja akurat nie przepadam) w wykonaniu U-bootów (lub tych, co na nie polują), ale nie botnetów. To było tak mało telewizyjne, że w sumie był to najnudniejszy "Click", jaki dotąd widziałem.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200