Żywy dowód

Nicolas Carr przekonuje nas ostatnio, że Google to właściwie tylko nas ogłupia. Zarzut manipulacji odbiorcami informacji, podniesiony nawet do rangi klęski Internetu jako środka przekazu i wyrazu, znalazł się również w naszym tygodniku. Trzeba przyznać, że trafność niektórych, zawartych w tym artykule opinii, może być nawet przygnębiająca.

Zaś niedawno, w pierwszych dniach lutego, w wielu serwisach informacyjnych pojawiła się wiadomość, że gdzieś tam, daleko, przy jakiejś okazji, wykopano szczątki kolejnego przedpotopowego gada.

Wyróżniało tę wiadomość to, że tym razem chodziło o węża-giganta (nazwano go nawet po łacinie Titanoboa coś-tam), który żył na Ziemi - jak to podano - około 60 mln lat temu, w lasach tropikalnych Ameryki Południowej.

Tak naprawdę to znaleziono tylko nieco kości kręgowych, które - jak to pokazano na ilustracji - kształtem do złudzenia przypominają ich odpowiedniki u żyjącej obecnie (jeszcze!) anakondy. No i w tym miejscu - jak zwykle - sprawę przejęły komputery, które porównując jedne i drugie kości, wykoncypowały jak duży był ten prehistoryczny wąż. I wyszło - że największy z dotąd znanych.

Jakaś agencja informacyjna, z której wieść o tym odkryciu wyszła na świat, zapewne chcąc ułatwić wyobrażenie sobie jak wielki był to potwór, oprócz długości w stopach (około 45) i metrach (prawie 14) podała, że to tyle co długość miejskiego autobusu. Poza tym - średnica ciała - do jednego metra i masa ciała - więcej niż jedna tona.

No i się zaczęło. Z samego rana (naszego czasu), miejski autobus w roli miary długości, był już i w BBC, i w CNN. Za oryginalnym komunikatem podano też, że - podobnie jak współczesna anakonda - wąż ten większość czasu spędzał w wodzie, gdzie polował na duże żółwie i krokodyle.

Później, w którymś z serwisów internetowych, pojawiło się, że mógł on zjeść nawet zwierzę wielkości "małej krowy" (cielak?), co - jak ten nieszczęsny autobus - było tylko porównaniem, bo krów wtedy jeszcze przecież nie było.

Dalej, w kolejnych wiadomościach internetowych, małą krowę pozbawiono przymiotnika, zamieniając ją tym samym w dorosłego osobnika, ale przymiotniki zaczęły pojawiać się przy autobusie. W którejś już tam wiadomości było to monstrum o pięciu chyba przegubach i pięćdziesięciu kołach.

Równolegle trwała licytacja na średnicę tego stwora: od początkowego, skromnego, niecałego metra, nastąpiło przejście do bardziej obrazowego "powyżej bioder", które to biodra zresztą szybko przeobraziły się w ramiona.

Rozczarowujące było, że wąż ów nie osiągnął jednakowoż medialnych rozmiarów (fakt prasowy!), umożliwiających mu zjadanie np. dinozaurów. Wieczorem, jednak, jeszcze w dniu pojawienia się tej wieści, przykrość tę wynagrodziło odwołanie w serwisie Twitter, umieszczone tam przez znaną i popularną osobistość, guru stu dziedzin z biznesem włącznie (biznesem, jaki znaliśmy dotąd, bo na pytanie - jaki nastąpi po nim, z pewnością można odpowiedzieć tylko jedno - zupełnie inny), działającą pod hasłem zmiany tego świata. Człowiek ten też musiał usłyszeć przelotnie coś o tym miejskim autobusie, bo tekst wskazany przez jego odwołanie w serwisie Twitter był następujący: "Gdy następnym razem minie cię szybki autobus do centrum, zastanów się chwilę i wyobraź sobie tego smoka z głową, ogonem i apetytem, i będziesz mógł mniej więcej pojąć, co niebywałego odkryli archeolodzy (...)" itd.

No i tak, nieżyjący od 60 mln lat gad (a zanim wyginął, egzystował podobno, jako gatunek, przez lat 16 mln), stał się żywym dowodem na tezy z - skądinąd interesujących - artykułów, o których na samym początku.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200