Burza

Burza z piorunami, nawet w gęstej i wysokiej zabudowie dużego miasta, skłania ludzi do zmiany zachowania.

Burza z piorunami, nawet w gęstej i wysokiej zabudowie dużego miasta, skłania ludzi do zmiany zachowania.

Niewielkie przecież w tych warunkach zagrożenie, wywołuje jakieś atawistyczne, zaprzeszłe skojarzenia i każe, na czas burzy, zawiesić bieżące zajęcia i trwać w dziwnej gotowości na nieokreślone, ale z pewnością groźne. Czas tego zawieszenia, jednak, dla jednych zaczyna się wraz z pierwszymi, dalekimi jeszcze pomrukami, dla innych obejmuje jedynie kulminację wyładowań, opadów i ciemności.

Podobne wrażenie sprawia obecne oczekiwanie na realne objawy kryzysu, o którym wszyscy mówią. Jest kryzys, czy go nie ma, będzie, czy nie będzie. Tworzenie wokół niego takiej przedburzowej atmosfery oczekiwania, graniczącego z paniką, działa jak samo-spełniająca się przepowiednia. Kryzys taki, tak samo jak letnią burzę, trzeba przeczekać w sposób względnie bezpieczny, a to oznacza zamknięcie się w obrębie status-quo. Więcej - zniechęca to do działań rozwojowych, każe zastanawiać się, jak bronić tego, co już jest, a nie jak budować nowe. Bo wszakże samo już sypanie wałów w obliczu wezbranej rzeki, stwarza psychozę oczekiwania na gorsze i letargicznego trwania w tym stanie.

Serwisy internetowe i prasa pełne są takich informacji. Jedne są kasandryczne, zapowiadają złe albo bardzo złe czasy, nakazują mobilizację i oczekiwanie na naprawdę zły obrót spraw. Można odnieść wrażenie, że już jutro, pojutrze, pojawi się, musi się pojawić komunikat o nieuchronnym końcu świata. Chwilami jednak wydaje się, że chodzi w tym tylko o cyniczny zamiar uzasadnienia nadmiernych, zbytecznych kryzysowych wyrzeczeń, które uda się przekuć w kolejne zyski i zarobić nawet na kryzysie. Inne z kolei zadają pytanie: - Kryzys? - Jaki kryzys? Działamy jak zawsze, chcemy i będziemy się rozwijać na ile tylko warunki pozwolą. Oszczędności? - Nigdy nie byliśmy rozrzutni, to i teraz nie będziemy się sztucznie ograniczać.

Nie jest tak? Okazuje się, że jednak jest: poczytajmy o tym wszystkim chociażby w wywiadach z szefami informatyki w niektórych firmach w Polsce, zamieszczonych ostatnio w naszym tygodniku.

Podobne różnice można znaleźć w poszukiwaniu przyczyn. Jedni mówią o nieokiełznanej i bez granic chciwości i o kryzysie całego systemu. O rozdętych ponad wszelką miarę usługach finansowych, których istoty nikt już nie rozumiał i o produkcji zbytecznych wyrobów, konieczność posiadania których wmawiano potem konsumentom. Jakby 4-letni samochód był istotnie gorszy od o rok młodszego, a posiadanie 3 letniego komputera było czymś wstydliwym. Inni sądzą natomiast, że system jest dobry i gdy tylko dać mu więcej jeszcze wolności, sam się naprawi, tak samo jak - z braku wystarczającej swobody - nie miał innego wyjścia, jak sam się zepsuć. Coś jak "Socjalizm - tak! - wypaczenia - nie!", co już kiedyś przerabialiśmy, tyle, że z drugiej jakby strony lustra. Jak też słyszymy - jedni liczą spinacze, drudzy są przekonani, że to nie droga, lecz uliczka, i to jeszcze ślepa.

Wszystko to nie może omijać i naszej branży. Liczne firmy informatyczne zapowiadają kryzysowe zwolnienia pracowników. Dell robi to przy okazji przeprowadzki fabryki z Irlandii do Łodzi. Słowackie i czeskie zakłady samochodowe wstrzymują okresowo produkcję, to samo robi np. poznański Volkswagen, ale wszyscy oni płacą pracownikom tzw. postojowe. Czynią tak, bo wiedzą, jak ważne jest utrzymanie wprawionych pracowników, bez których jakość produkcji poleci na łeb, na szyję. Widać z tego - montaż skrzyni biegów wymaga więcej umiejętności i doświadczenia, niż łączenie kabli i podzespołów przy składaniu komputerów. Do czego to doszło, no i kto do tego dopuścił?!

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200