Po świętach

Miniona właśnie Gwiazdka wypadła, a właściwie – przypadła, całkiem nieźle, bo kto uchował jeszcze te siedem dni urlopu, mógł je zamienić na 16 aż dni ciągłego wolnego.

Miniona właśnie Gwiazdka wypadła, a właściwie – przypadła, całkiem nieźle, bo kto uchował jeszcze te siedem dni urlopu, mógł je zamienić na 16 aż dni ciągłego wolnego.

Ba – wystarczało nawet sześć, bo ten jeden można było dobrać z noworocznej już puli.

Skoro jesteśmy już przy kalendarzu, odnotujmy kolejny przypadek, kiedy to nasze oprogramowanie nie poradziło sobie z kalendarzowym rachunkiem czasu i ileś tam urządzeń Zune przestało działać, bo ich programy nie wiedziały, że 2008 to rok przestępny. Nie wiem czemu to przypisać, ale nawet moja leciwa Nokia z 31 grudnia przeskoczyła od razu na 2 stycznia, czego jednak nie udało mi się później eksperymentalnie powtórzyć.

Przypadek Zune jest powtórką zdarzenia sprzed kilku lat, kiedy to podobny błąd w oprogramowaniu CAD/CAM sparaliżował na kilka dni, właśnie na przełomie lat, pracę biur konstrukcyjnych w kilku największych firmach produkcyjnych świata.

A tym razem mieliśmy przecież jeszcze tę dodatkową sekundę, którą trzeba było dodać, by zrównać nasz rachunek czasu z kapryśną w swym biegu wokół Słońca Ziemią. Sekunda, jednak, to nie kilkanaście aż dni, które w tym samym celu trzeba było przeskoczyć, gdy wprowadzano Kalendarz Gregoriański. I nikt też zapewne nie zauważył, że np. londyński Big Ben zaczął wybijać północ 31 grudnia o sekundę później i mało kto zwrócił uwagę, że radiowy sygnał czasu BBC miał, o tej samej porze, o jeden biiip więcej.

Ale to wszystko to dygresja tylko, bo w ogóle miało być o świątecznych kartkach i życzeniach. A miało być dlatego, że właśnie miniona Gwiazdka przyniosła pod tym względem zauważalną zmianę.

Gdy spojrzeć na sprawę z perspektywy jakichś 9-10 lat (nie prowadzę, niestety, i na szczęście, statystyk w tym zakresie, więc opieram się na odczuciach tylko), to wygląda to tak, że firmy okazywały się bardziej przywiązane do tradycji kartek papierowych i rzadkie były przypadki wysyłania przez nie świąteczno-noworocznych życzeń pocztą elektroniczną.

Ludzie z kolei, częściej sięgali po formę elektroniczną, znaczny w czym udział miały też komunikaty SMS. Te ostatnie, z istoty swej dość siermiężne, mają jednak tę przewagę, że mogą nadejść niemal wraz z symboliczną, pierwszą gwiazdą.

Sam stosuję mieszankę wszystkich form, w czym mieści się nie więcej jak jakieś 10 kartek papierowych. I tu zaskoczyła mnie poczta – kartki wrzucone w Polsce, po 15 grudnia, do peryferyjnej, raz dziennie opróżnianej skrzynki, już po czterech dniach były u celu w Szkocji.

Wracając do firm – być może ze względów oszczędnościowych, minionej Gwiazdki zdecydowanie przeszły one na życzenia słane pocztą elektroniczną. I tu, niestety, nastąpiło zderzenie. Bo po drugiej stronie już czekały na to programy filtrujące spam, a gdzie-niegdzie i tzw. treści nie-biznesowe. A że granice tych ostatnich są dość niewyraźne (np. mogą to być już przesyłki zawierające pliki graficzne, muzyczne itp. - czego akurat pełno w świątecznych życzeniach) – więc „trup” ścielił się gęsto i tak samo często-gęsto adresaci w ogóle nie dowiadywali się, że ktoś im czegoś życzył.

Niezłym wyjściem z tej sytuacji mogłyby być tzw. e-kartki, czyli gotowe, elektroniczne kartki z życzeniami, dostępne na różnych portalach internetowych, które można nie tylko obdarzyć własnym podpisem, ale czasem także uzupełnić własnym wkładem w układ graficzny (niebezpieczne dla domorosłych „artystów”!). Adresatowi wysyła się potem tylko odnośnik internetowy (po polsku – link), skąd sam to sobie pobiera.

Proste, łatwe i wygodne – dlaczego więc tak niewielu z tego korzysta?

Sam dostałem trzy takie kartki. Dwie w roku 2000, jedną – w 2001. Potem – zero. A ile wysłałem? Tyle ile dostałem po 2001.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200