Czy jesteśmy "przemediatyzowani"?

Czy nowe pokolenia, które otrzymują potężny dyspozytyw technologiczny będą jeszcze potrzebować takiej wolności od mediów, jaka była potrzebą poprzednich, czy też stworzą sobie własną przestrzeń życia i będą same decydować, na ile może być ona zapośredniczona przez media?

Czy nowe pokolenia, które otrzymują potężny dyspozytyw technologiczny będą jeszcze potrzebować takiej wolności od mediów, jaka była potrzebą poprzednich, czy też stworzą sobie własną przestrzeń życia i będą same decydować, na ile może być ona zapośredniczona przez media?

W poprzednim artykule wyraziłem pogląd, że nowe media pochłaniają życie. Uczestnictwo w nich jest coraz bardziej interaktywne, a coraz mniej masowe, zwłaszcza w młodych pokoleniach. Są one bardziej spersonalizowane; coraz mniej czasu jesteśmy poza ich zasięgiem. Oznacza to, że więcej wiedzy niż kiedykolwiek pochodzi z mediów, a nie z bezpośredniego doświadczenia. Jest to knowledge by reporting w odróżnieniu od knowledge by encounter.

Od dawna, już w odniesieniu do mediów masowych, stawiano pytanie, czy mamy do czynienia z przemediatyzowaniem, co rodzi afazję, zaburzenie komunikacji. Czy techniki medialne wchodzą w symbiozę z człowiekiem, stając się częścią jego środowiska duchowego i wchodząc w synergię z jego naturalną multimedialnością? W tej kwestii istnieje rozbieżność stanowisk; nie brak nadal zwolenników determinizmu, zdaniem których mamy do czynienia z jednostronną zależnością człowieka od mediów.

Stanowisko deterministów nie przekonuje. Nie jest bowiem tak, że tylko media coś robią z ludźmi, a ludzie się biernie temu poddają. Gdyby tak było, to nie mielibyśmy postępu w technologiach, który rodził się pod wpływem aktywnej roli użytkowników - technologia SMS pozostałaby tym, do czego została stworzona: do komunikacji operatorów telefonicznych z klientami. Tymczasem wbrew projektowi, stała się w ostatniej dekadzie jednym z najważniejszych środków komunikacji interpersonalnej.

Chyba nie ma odpowiedzi na pytanie, jak dalece można mnożyć media, gdzie jest punkt optymalnego nasycenia, po przekroczeniu którego można mówić o tym, co Neal Postman nazywa ovemediatization. Ale co to znaczy "po przekroczeniu"? Jakie przyjąć wskaźniki tego przemediatyzowania? Jak się odnaleźć w masowo produkowanych znaczeniach?

Moim zdaniem, największym problemem naszych czasów jest nie tyle już przystosowanie się do środowiska naturalnego, jak w poprzednich epokach, lecz do środowiska technologicznego, a także społecznego, które ciągle się zmienia na skutek multiplikujących się interakcji, komunikacji hiperpersonalnej. Wszystko, co było stałe, ulega upłynnieniu, zamienia się w luźne sieci, tak skomplikowane i potężne, że wymykają się one dziś naszemu poznaniu i kontroli. Społeczeństwo staje się tak złożone, że nabiera cech samoorganizującej się natury, ewolucja kulturowa dogania pod względem złożoności naturalną.

Narzędzia multiplikują możliwości komunikacji, a jednocześnie działania społeczne, które ona uruchamia. To zarazem oznacza, że człowiek sieciowy musi być jeszcze bardziej mobilny, aby móc funkcjonować w hiperspołeczeństwie. W epoce nowych mediów nie wystarcza już rozumienie mobilności jako ruchliwości poziomej (przestrzennej) i pionowej (zmiana statusu społeczno-zawodowego). Mobilnym jest się także siedząc przed monitorem sieciowego komputera i surfując w cyberprzestrzeni. Posługując się osobistym PDA, komunikatorem osobistym stajemy się nomadami w "pojeździe cyfrowym". Od użytkownika wymaga to nowej aktywności, która pochłania jego czas-życie.

iPod-kultura

Już na przykładzie telefonu komórkowego widać, jak wtargnął on na wszystkie poziomy potrzeb człowieka. Równie ekspansywny stał się iPod. Ciekawe refleksje w tej kwestii snuje M. Bull, medioznawca z Uniwersytetu Sussex. Bull bada wpływ urządzeń do słuchania muzyki na kulturę społeczną. Przeprowadził wywiady z ponad tysiącem użytkowników iPodów w Stanach Zjednoczonych. Swe przemyślenia zawarł w książce "Poruszający dźwięk: kultura iPodów a doświadczenie miejskie" (2007). Jego zdaniem, iPod-kultura stała się nową podkulturą. "Na ulicy, na której wszyscy przechodnie mają słuchawki na uszach, nikt nie usłyszy krzyczącego człowieka. Oczywiście, nawet jeśli ktoś usłyszałby go, nadal mógłby nie być skłonny do pomocy. Ale to wszystko pogłębia istniejące tendencje indywidualistyczne naszej kultury. Pozwala ludziom na zajmowanie przestrzeni w znacznie bardziej przyjemny sposób, ale ta dzielona przestrzeń staje się towarzysko coraz bardziej wystudzona. (....) Ludziom jest coraz trudniej obejść się bez gadżetów. Życie codzienne człowieka jest zazwyczaj nimi dopełniane. (....) Czasem dobrze jest wszystko wyłączyć, ale prawdopodobnie ta umiejętność znika. Ludzie zabierają iPody do parku narodowego Yellowstone albo kiedy oglądają wieloryby fałdowce... Chyba kultura XXI wieku jest kulturą, w której nie chcemy być sami ze swoimi myślami, więc potrzebujemy środka mediacyjnego. Jedynym sposobem na wyciszenie się jest robienie hałasu." (Wortham 2008, cyt. za Gazeta wyborcza, 02.01.2008: Błogość w pudełku: jak iPody izolują mieszkańców miast).

Dobrą metaforą ilustrującą wchłanianie życia przez media są używane w sporcie określenia time-in - time-out ("w grze" i "przerwa w grze"). Gdy sędzia zawodów ogłasza "time-out", zawodnicy przestają grać, ale nadal żyją meczem, gdy trener objaśnia im taktykę. W przypadku mediów jest to nawet coś więcej: po oglądnięciu filmu albo czegoś innego na ekranie/monitorze uczestniczy się w forum albo na czacie, gdzie się komentuje lub/i "spojluje" zawartość. Aktywność przemieszcza się między platformami komunikacji "w tę i we w tę".

Pociąga to jednak za sobą koszty. Chodzi o sytuację, w której należałoby mówić o inwersji kultury, czyli stan, w którym narzędzie jest bardziej widoczne niż człowiek nim się posługujący; czyli - używając metafor - gdy przestajemy być jego panem, a stajemy się sługą.

Wyłania się z tego dość przyczerniony obraz człowieka konsumowanego przez media, którego życie przerabiane jest na bazę danych. Nie ma on kontroli nad mediami, które nim miotają, skazany na absurdalne zastępowanie nowego nowszym, co stale pochłania jego uwagę. Ta uwaga jest jego najcenniejszym dobrem, na które stale ktoś czyha, bo jej pozyskiwanie jest sensem działania wszechobecnego marketingu. Słowem, technologizacji działania, które pchało do wymyślania i rozwijania narzędzi towarzyszy coraz bardziej unarzędziowione życie. Obok technologizacji logosfery (sfery znaczeń, wartości, sensu), mamy do czynienia z czymś, co można byłoby nazwać "logowaniem technosfery", coraz bardziej personalizowanej, aktywowanej przez login.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200