Chory i chorszy

Lokalnemu Informatykowi zdarzyło się zawitać w szpitalu. Bynajmniej nie w celu służbowym, a jak najbardziej prywatnym. Natchnęła go ta okazja do pewnych przemyśleń ogólniejszej natury.

Lokalnemu Informatykowi zdarzyło się zawitać w szpitalu. Bynajmniej nie w celu służbowym, a jak najbardziej prywatnym. Natchnęła go ta okazja do pewnych przemyśleń ogólniejszej natury.

Będąc w izbie przyjęć i czekając na rejestrację, zaobserwował już to i owo. Na leżance z kroplówką jakiś młody jegomość niecierpliwił się, że już godzinę mu to aplikują i jak długo ma jeszcze czekać. Jego towarzyszka przechadzała się nieopodal i dalejże czynić wyrzuty personelowi lekarskiemu, że jak długo można, że oni czasu nie mają przecież, bo obowiązki, kariera, kasa... Lokalny pomyślał wtedy, że nawet jeśli była to pomoc doraźna z niezbyt poważnego powodu i jeśli ktoś znalazł się w takim miejscu, to naprawdę pośpiech jest tu lekką przesadą. Zresztą wg Lokalnego, pośpiech może prowadzić tylko do jednego miejsca i celu - czyli do spoczynku wiecznego. Do tego samego prowadzi także powolność, tyle że dużo wolniej. No, i chyba człowiek jest trochę mniej zmęczony niż ten pospieszny.

Zostawiając na boku młodych, prężnych acz schorowanych, zajmijmy się przyczynami, dla jakich Lokalny zapukał do przybytku nie gwarantującego niczego, a zdrowia w szczególności. Otóż miał Lokalny za zadanie urodzić kamień nerkowy, który mu ostatnio doskwierał, a po dobroci wyjść nie chciał. W sumie to on wyszedł, ale już po zakończeniu pobytu szpitalnego, stąd można wysnuć wniosek, że leczenie szpitalne powoduje efekty pozytywne, chociaż nie zawsze bezpośrednio obserwowalne. Mniejsza zresztą z tym. Wiedza ludowa na temat spędzania kamieni jest bardzo obszerna, a zasoby piwa niezmierzone. W każdym razie po całym tym ambarasie Lokalnemu przyśniło się coś na ten temat. Otóż w jego sennej wizji Asystentka Dyrekcji także urodziła kamień. Ale był to kamień, co się zowie, wielkości - jak na kamień nerkowy - ogromnej, porównywalnej z piłeczką tenisową. Wobec takiej konkurencji lilipuci ogryzek, który wyhodował Lokalny, był niczym. Nie dziwota więc, że w sennej wizji Asystentka chodziła po firmie i chwaliła się swoim dorobkiem, podczas gdy Lokalny musiał skulić się i siedzieć cicho, jak mysz pod miotłą.

I znowu okazało się, że Dyrekcja i jej ludzie są znaczenie lepsi we wszystkim od takich niezguł jak Lokalny. Ten to nawet nie potrafi porządnego kamienia wyhodować, nie mówiąc już o innych sprawach. Nie szkodzi, że miało to miejsce we śnie. Przecież sny są tylko wyzwoloną podświadomie projekcją rzeczywistości.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200