Łódź, czyli między Krakowem a Szczecinem

Jak jedzie człowiek na targi i na miejscu dowiaduje się, że odwołano właśnie to seminarium, w którym zamierzał wziąć udział, to może to być wystarczającym powodem, by zniechęcić się do całości.

Jak jedzie człowiek na targi i na miejscu dowiaduje się, że odwołano właśnie to seminarium, w którym zamierzał wziąć udział, to może to być wystarczającym powodem, by zniechęcić się do całości.

Jeżeli jednak wraca się stamtąd z licznymi, miłymi jednak wrażeniami, dźwigając jeszcze tonę zadrukowanego papieru, a pośród tego książkowe perełki, które "akurat chodzą w Krakowie" (serdecznie dziękuję!) i które z tematyką targów nic, ale to zupełnie nic wspólnego nie mają, to wszelkie narzekanie byłoby małostkowe i bezpodstawne.

Więcej niż dziesięć lat temu postawiliśmy bankomat w... polu. W polu, ale takim, na którym akurat odbywał się jakiś duży zlot młodzieży. Pomysł sprawdził się ponad oczekiwania, a zyskane doświadczenie w organizowaniu ad hoc łączności poprzez satelitę przydało się potem podczas powodzi na Dolnym Śląsku. Bankomat ten dał efekt przede wszystkim propagandowy (gdybym był o te 30 lat młodszy - napisałbym: "marketingowy") i pewnie o to wtedy chodziło.

Taki sam efekt miał zapewne dać i - sądząc po licznie korzystających - z pewnością dał objazdowy (gdybym, te 30 lat, itd., napisałbym: "mobilny") bankomat postawiony w tym roku - wraz z samochodem, w którego boczną ściankę był wmontowany - na terenie targów Intertelecom w Łodzi. Sam też sprawdziłem go w działaniu i pobrałem (gdyby, 30 lat, młodszy, itd., napisałbym: "wypłaciłem") zeń jakiś banknot oraz - a jakże, jak próba, to próba - pokwitowanie wypłaty.

Całość, czyli samochód i wmontowany w jego bok bankomat, sprawiała solidne i miłe dla oka wrażenie. Gdybym jednak miał się czegoś czepić, to zasilania go w energię z gniazdka, dyskretnie umocowanego na betonowym murku, do którego sprytnie przystawiono tylny zderzak samochodu. Lepsze wrażenie robiłby jakiś mały spalinowy generator (a może takowy był jednak na pokładzie, tylko nie było kogo o to zapytać?). To jednak drobiazg, gdy zestawić go z kilkustopniowym podestem przystawionym do boku tego samochodu, aby wchodząc nań można było mieć klawiaturę i ekran bankomatu na odpowiedniej wysokości. Solidny ten podest daleki był od tego, by sprawiać wrażenie bycia częścią tej całości i nie wyglądało też na to, by obsługa na czas jazdy mogła go gdzieś załadować. A bez niego skorzystanie z bankomatu byłoby raczej trudne.

Paradoksalnie, gdy korzystałem z tego obwoźnego bankomatu, nie wiedziałem jeszcze o tym, co dwie noce wcześniej spotkało Szczecin. Tak jak podczas ubiegłorocznej edycji tych Targów na nikim z obecnych nie zrobiła wrażenia świeża wtedy wiadomość o przyznaniu nam, wraz z Ukrainą, organizacji Euro 2012 (a każdy stadion ma ponoć infrastrukturę telekomunikacyjną za jakieś 40 mln zł), tak w tym roku nikt z oferujących systemy zasilania awaryjnego i specjalizowane, odporne na wszystko ośrodki obliczeniowe (gdybym, młodszy, itd., byłoby: centra danych) nie próbował zdyskontować zachodnio-pomorskiej przypadłości. A i miejsce tego bankomatu bardziej było tam, a nie na płynących swym leniwym rytmem targach.

Wyczytałem potem w jakimś internetowym serwisie, że była to największa u nas katastrofa tego rodzaju od czasów Wojny. Widzę w tym jednak jakieś ogromne przeoczenie, a nawet próbę zakamuflowanej gloryfikacji ancien régime'u. Bo, jeżeli nawet za minionej władzy coś takiego się nie zdarzyło, to z pewnością miałoby miejsce, i to ze znacznie gorszymi skutkami, gdyby nie to, że brakowało wtedy wszystkiego, przez co i w śniegu wody było niewiele.

Mam jednak nadzieję, że za sprawę weźmie się stosowny instytut i ujawni, czarno na białym jak śnieg, nieznaną dotąd, a demaskującą prawdę, że po Wojnie nie mieliśmy przecież w kraju ani jednego nawet UPS-a!

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200