Spokojnie, to tylko awaria

Wcześniejsze szkolenia, bezprzewodowa łączność radiowa i zdrowy rozsądek zadecydowały o łagodnym przebiegu kryzysu po wielkiej awarii dostaw prądu w aglomeracji szczecińskiej.

Wcześniejsze szkolenia, bezprzewodowa łączność radiowa i zdrowy rozsądek zadecydowały o łagodnym przebiegu kryzysu po wielkiej awarii dostaw prądu w aglomeracji szczecińskiej.

Ciemność, widzę ciemność" - te słowa z kultowego filmu "Seksmisja" Janusza Machulskiego, kręconego notabene w Kopalni Soli w Wieliczce, natrętnie przypominały się szczecinianom we wtorkowy poranek, 8 kwietnia 2008 r. Intensywne opady mokrego śniegu oraz silny wiatr przerwały cztery linie energetyczne zasilające miasto i okolice. Na ulice nie wyjechały tramwaje. Trzeba było zorganizować komunikację zastępczą. Przestała działać uliczna sygnalizacja świetlna.

Awaria przed świtem

Spokojnie, to tylko awaria

Musimy doprowadzić do sytuacji, w której szpitale będą miały większe zapasy paliwa, trzeba też kupić agregat do przepompowni i rozbudować łączność TETRA, instalując radiotelefony w karetkach pogotowia - podsumowuje skutki awarii Witold Daniłkiewicz, zastępca dyrektora Wydziału Zarządzania Kryzysowego Urzędu Miasta Szczecin.

Ulice Szczecina patrolowały wspólnie policja, straż miejska i wojsko, na co zgodę wyraził Minister Obrony Narodowej. O ile w Szczecinie sytuację opanowano w większości przypadków do wieczora, o tyle w niektórych miejscowościach powiatu goleniowskiego światła nie było jeszcze w poniedziałek, 14 kwietnia. Dla Piotra Gabinowskiego, dyrektora Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Zachodniopomorskiego Urzędu Wojewódzkiego, kryzys rozpoczął się nad ranem. Gdy obudziły go służby dyżurne, nie mógł się dodzwonić z komórki. Padły stacje bazowe operatora sieci Era GSM, ale i sieci Plus. Na szczęście był w zasięgu niemieckiej stacji bazowej, dzięki której mógł organizować akcję.

W tym czasie na nogi został poderwany Wydział Zarządzania Kryzysowego Urzędu Miasta Szczecin i prezydent miasta Piotr Krzystek. Jak wspomina Witold Daniłkiewicz, zastępca dyrektora tego wydziału, już w drodze do urzędu był w stanie zaalarmować wszystkie służby oraz dowiedzieć się od dostawcy prądu koncernu ENEA i operatora sieci przesyłowej PSE, co się stało. "To efekt przeprowadzonego trzy lata temu ćwiczenia reagowania kryzysowego po awarii sieci energetycznej w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych. Dzięki temu mieliśmy przetrenowane zachowanie w takim kryzysie. Większość osób wiedziała, jak sobie z tym poradzić" - tłumaczy.

Natychmiast utworzono połączony miejsko-wojewódzki sztab antykryzysowy. Zlokalizowano go na terenie urzędu miasta. Szczeciński magistrat dysponuje agregatem prądotwórczym, pozwalającym utrzymać zasilanie przede wszystkim w centrum antykryzysowym i w gabinecie prezydenta, do którego dzwonili wciąż przedstawiciele rządu, Biura Bezpieczeństwa Narodowego i media. W tej sytuacji nikt nie przejmował się zachowaniem ciągłości pracy urzędowej serwerowni czy też tym, czy działa miejska strona WWW.

W sytuacji kryzysowej to drobiazg, zwłaszcza że dostęp do informacji mieszkańcy mieli przede wszystkim z radia. Choć dotyczyło to wyłącznie tych osób, które posiadały radio w samochodach lub radioodbiorniki na baterie. Co warto podkreślić, przestały działać lokalne rozgłośnie, ponieważ tam zaoszczędzono na agregatach prądotwórczych. Ciężar komunikowania ze społeczeństwem spadł na media ogólnokrajowe.

Rzeczy najważniejsze

"Dla nas najważniejsze było, czy agregaty prądotwórcze zadziałały w szpitalach, przepompowniach wody i ile należy wysłać w miasto autobusów w zamian za sparaliżowane brakiem prądu tramwaje" - tłumaczy Witold Daniłkiewicz. Okazało się, że szpitale mogły dalej funkcjonować, ale oczywiście w ograniczonym zakresie. W części miasta zabrakło wody, ponieważ jedna z przepompowni nie była wyposażona w agregat prądotwórczy. Tutaj trzeba było uruchomić pompy uliczne i czasem wysłać beczkowozy.

Miasto było jednak przygotowane na problemy z funkcjonowaniem - pozbawionych prądu - tramwajów i miało plan komunikacji zastępczej. Tramwajarze bowiem od pewnego czasu grozili strajkiem, nie chcąc jednak ujawnić, kiedy miałby nastąpić. Trochę inaczej wyglądała praca szkół - w szóstych klasach podstawówek miał się odbyć egzamin, ale po konsultacjach z Okręgową Komisją Egzaminacyjną w Poznaniu przeniesiono je na inny termin, chociaż gdzieniegdzie dyrektorzy zdecydowali, że można taki egzamin przeprowadzić.

Na doprowadzeniu prądu do dwóch miejskich elektrociepłowni (to tragikomiczne, żeby elektrownia sama musiała dostać prąd z sieci) oraz ochronie zakładów chemicznych w Policach, zwłaszcza chłodzeniu cystern z amoniakiem, skoncentrowała się uwaga sztabu kryzysowego. Ale te, aby mogły punktowo dostarczać prąd (łącznie to 30% zapotrzebowania miasta), potrzebowały - zgodnie z reżimami technologicznymi - od 4 do nawet 8 godzin.

Tetra na ratunek

Gdy po 3-4 godzinach ostatecznie padła łączność komórkowa (przeciążenia sieci) - stacje BTS nie były przygotowane na dzień pracy bez prądu - a łączność stacjonarna też nie zawsze dawała sobie radę - zwłaszcza tam, gdzie były cyfrowe centrale firmowe - akcja zarządzania miastem w czasie awarii musiała polegać na usługach systemu Tetra. Szczęście w nieszczęściu, że w Szczecinie ta łączność działa, dzięki porozumieniu miasta i policji. I tak - straż pożarna, straż miejska, policja oraz wszystkie pozostałe służby korzystają z jednego, wspólnego kanału działania. Sieć radiowa obejmuje cały Szczecin, sięgając aż pod Goleniów. "Radiotelefony mają w sobie zaszyty GPS. Stąd znamy dokładne położenie uczestników akcji" - cieszy się Witold Daniłkiewicz.

Istotnym elementem opanowywania kryzysu była komunikacja z mediami. W tym celu w skład sztabu antykryzysowego weszła rzeczniczka Urzędu Miasta Szczecin Celina Skrobisz, aby na bieżąco informować media o sytuacji. W ocenie urzędników miejskich, tym razem media pomogły, nie eskalując kryzysu.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200