Wydawca, czyli papierowy DRM

Jakiś czas temu sąsiad z łamów CW poskarżył się w blogu na ciężki los autora książek 1). Wyliczył mianowicie, że jako tantiemy autorskie dostaje 8% końcowej ceny książki, czyli tylko 3, 60 zł. Wyliczenie owo stanowi dla autora punkt wyjścia do ataku na mechanizmy policyjne i prawne obrony praw twórców w epoce Internetu.

Jakiś czas temu sąsiad z łamów CW poskarżył się w blogu na ciężki los autora książek 1). Wyliczył mianowicie, że jako tantiemy autorskie dostaje 8% końcowej ceny książki, czyli tylko 3, 60 zł. Wyliczenie owo stanowi dla autora punkt wyjścia do ataku na mechanizmy policyjne i prawne obrony praw twórców w epoce Internetu.

Udział tantiem twórcy w cenie końcowej książki zawsze był i będzie mały, bo pisanie jest stosunkowo łatwe i nie wymaga sporych nakładów. Poza tym jest duży tłok na rynku autorskim. To znaczy wydawcy łatwo jest znaleźć autora, który napisze książkę, czasami nawet za darmo. Niewielu autorów żyje z samej twórczości, dlatego większość może sobie pozwolić na niskie stawki. Gdyby wspomnianą powyżej książkę udało się sprzedać w nakładzie pół miliona egzemplarzy, jak np. "S@motność w sieci" Wiśniewskiego, to nie sądzę, aby kolega Chabik narzekał na mierność tantiem. A gdyby jeszcze sprzedał prawa autorskie do filmu... Niestety, hitów na rynku księgarskim (a także muzycznym, filmowym i każdym innym) jest niewiele. To właśnie one finansują te inne utwory, które sprzedają się znacznie gorzej.

Nie wiem, ile egzemplarzy książki Chabika sprzedano. Załóżmy jednak, że od roku 1999, gdy książka ukazała się, sprzedano aż pięć tysięcy kopii. Całkowity obrót tą jedną książką wyniósł więc mniej niż 200k zł, z czego autor dostał 18k. Jak na ponad siedem lat sprzedaży, nie są to kwoty oszałamiające, jednak budzą pewien respekt, biorąc pod uwagę czas pracy autora. W przypadku wydawcy, hurtownika oraz księgarzy dochody te są jednak mizerne i pewnie z trudem pozwalają pokryć koszty utrzymania zespołu wydawniczego, promocyjnego, transportowego i Bóg wie ilu jeszcze innych wydatków.

Rozżalony autor ma jednak wyj-ście na przyszłość. Uważa, że "rozwój Internetu i technologii informatycz-nych jest szansą dla twórców". Rzeczywiście, cyfrowa postać książki jest ciekawą alternatywą. Zamiast zlecać wydawcy skład, autor może zrobić go sam. Trochę gorzej może być z okładką, ale akurat te w serii Biblioteka Użytkowników Mikrokomputerów nie są wyrafinowane. Sam autor zapewne zrobi nie gorszą. Tak więc książka w postaci elektronicznej na razie autora nic by jeszcze nie kosztowała. Jeśli założy, że chce osiągnąć te same tantiemy co w przypadku wersji papierowej, no to może wystawić książkę do sprzedaży na swojej stronie w postaci pliku PDF za 3, 60 zł. Zakładając, że ta sama liczba czytelników ją kupi. Ustalając cenę na 3, 99 zł zapewni sobie utrzymanie serwera oraz pokrycie kosztów sprzedaży i marketingu.

Jestem jednak gotów założyć się, że gdy kilku pierwszych klientów ściągnie sobie książkę, to natychmiast pojawi się ona wszędzie w Internecie i sprzedaż siądzie do zera. Dlatego właśnie autorzy, którzy sami wydają i sprzedają swoje książki, jak np. Stanisław Remuszko 2), robią to jednak za pomocą papieru. Ksero ciągle jest droższe od druku, nawet z narzutem hurtownika i księgarza. Technologia cyfrowa obniżyła koszty produkcji książek, nie wyeliminowała jednak innych kosztów, które w przypadku samoizdatu są ukryte (np. dobra żona Remuszki zrobiła mu bazę danych klientów - za darmo). Dlatego tak niewielu autorów decyduje się na zostanie wydawcami. Narzekanie na "rycerzy wysokiej marży" nie jest konstruktywne. Ostatecznie nikt przecież nie zmuszał kolegi Chabika do podpisania umowy z wydawnictwem Nikom. Sam mógł zostać obrzydliwym kapitalistą.

1http://rewers.computerworld.pl/news/140659.html

2 http://www.remuszko.pl/gw_nowe/

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200