Służby bliżej ludzi

Z nadbrygadierem Januszem Skulichem, zastępcą komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej, rozmawiamy o zarządzaniu kryzysowym i ratownictwie w Polsce.

Z nadbrygadierem Januszem Skulichem, zastępcą komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej, rozmawiamy o zarządzaniu kryzysowym i ratownictwie w Polsce.

Od kilku lat toczy się dyskusja o docelowym kształcie systemu powiadamiania ratunkowego w naszym kraju, obejmującym telefon 112 i centra powiadamiania ratunkowego (CPR) - o aktualnej sytuacji pisaliśmy w CW 12-13 oraz 7/2008. W wielu powiatach, również od lat, bez czekania na ostateczne rozstrzygnięcia, tworzono CPR-y na bazie porozumień jednostek Państwowej Straży Pożarnej (PSP) z innymi służbami ratowniczymi. Jakie są doświadczenia z dotychczasowego funkcjonowania tych ośrodków?

Służby bliżej ludzi

Janusz Skulich

Na początek trzeba wyjaśnić kwestie nazewnictwa. W obecnie obowiązującym rozwiązaniu jest 16 ośrodków, które mają przyjmować zgłoszenia i przekierowywać je do służb niosących pomoc. W ustawie o państwowym ratownictwie medycznym z 2006 r. ośrodki te nazwano centrami powiadamiania ratunkowego (CPR). Wcześniej, już w 1999 r., CPR-y pojawiły się w dokumentach Państwowej Straży Pożarnej. W myśl tamtych założeń miały być one jednak ośrodkami, gdzie są dyspozytorzy, którzy zarówno przyjmują zgłoszenia, jak i koordynują działania różnych służb ratunkowych. Tak opisano również CPR-y w pierwszej wersji ustawy o ratownictwie medycznym z 2001 r.

Ile takich zintegrowanych, powiatowych CPR-ów powstało do tej pory?

W powiatach jest obecnie 110 centrów powiadamiania ratunkowego, tj. takich ośrodków, w których pracują dyspozytorzy co najmniej dwóch służb. Z tego 107 znajduje się w lokalizacjach Państwowej Straży Pożarnej. W kolejnych 74 miejscach jednostki PSP są gotowe do przyjęcia dyspozytorów innych służb.

Czy w takim układzie nie są one zbytnio rozproszone?

To prawda, że każdy z tych ośrodków był tworzony indywidualnie, osobno. Nie przyjęto żadnych standardów technicznych, nie ustalono wspólnych procedur. Szansę na to dawała pierwsza ustawa o ratownictwie medycznym, ale nie weszła ona w życie z powodu braku środków finansowych.

Koordynacja akcji ratowniczych opiera się, w pierwszym rzędzie, na zapewnieniu sprawnego przepływu informacji między wszystkimi zaangażowanymi w działania - dyspozytorami różnych służb, urzędami i instytucjami publicznymi, podmiotami prywatnymi itd. Aktualna koncepcja systemu 112 nie poprawia procesu koordynacji działań ratowniczych i zarządzania nimi, bo nie redukuje przepływów informacji. Brakuje spojrzenia na efekt, który ma przynieść przyjęcie zgłoszenia, rozwiązanie zatrzymuje się na poziomie samego przyjęcia zgłoszenia. System łączności ma umożliwiać przekierowywanie rozmów do konkretnych dyspozytorów, ale nie wiadomo jak, w jakich sytuacjach, w jaki sposób. Mało się mówi o funkcjonalności całego systemu, a proponuje rozwiązania techniczne.

Na ubiegłorocznej konferencji "Wolność i bezpieczeństwo" przedstawiciel Szwecji pokazał, że można oddzielić obszar zarządzania od reagowania.

Na świecie wykorzystywane są różne rozwiązania - również takie, gdzie nie ma żadnego ponadlokalnego szczebla koordynacyjnego. W Polsce taki system nie jest możliwy ze względu na szczupłość zasobów, które są do dyspozycji w poszczególnych miejscach. W sytuacjach większych zagrożeń potrzebne jest więc współdziałanie - pytanie tylko, jak powinno być zorganizowane, by maksymalnie wykorzystać nasze krajowe doświadczenia, uwarunkowania i potrzeby.

Nie chcę powiedzieć, że koncepcja CPR-ów operatorskich, jako miejsca przyjmowania zgłoszeń, ma same wady. Jest bowiem tak, że na 350 tys. zgłoszeń przyjmowanych dzisiaj z telefonu 112, aż 210 tys. nie ma żadnego znaczenia. W systemie operatorskim dyspozytorzy służb nie są obciążani koniecznością obsługi i selekcji tych wszystkich zgłoszeń.

Opowiadamy się za takim modelem funkcjonowania CPR-ów, który by umożliwiał sprawną organizację i koordynację działań ratowniczych. Taką gwarancję daje, naszym zdaniem, struktura rozproszona - ośrodki dyspozytorskie na poziomie lokalnym (wykonawczym) i ośrodki koordynacyjne na poziomie wojewódzkim. W obecnie działających CPR-ach pracują razem, obok siebie, dyspozytorzy różnych służb. Dzięki temu mogą dzielić się zadaniami i nawzajem się zastępować - zarówno przy przyjmowaniu zgłoszeń, jak i dysponowaniu sił i środków.

Zbytnie rozproszenie nie sprzyja jednak wprowadzaniu jednolitych standardów i procedur, utrudnia szkolenia i przygotowanie pracowników. Mniejsza ilość CPR-ów może służyć lepszemu panowaniu nad ich funkcjonowaniem, zapewnieniu większej spójności systemu.

Często spotykam się z opinią, że dzisiejszy rozwój środków technicznych pozwalałby na stworzenie jednego, wspólnego dla całej Europy Centrum Powiadamiania Ratunkowego, które na dodatek mogłoby się mieścić i być obsługiwane w Indiach. Trzeba jednak pamiętać o jednym, bardzo ważnym, chociaż niemierzalnym w kategoriach ekonomicznych czy organizacyjnych czynniku - akceptacji społecznej, związku z ludźmi.

Im system ratowniczy funkcjonuje bliżej ludzi, bliżej społeczności, tym większa jest jego skuteczność. Dlatego nie można stworzyć jednego centrum europejskiego czy ogólnopolskiego, bo nastąpiłoby wyalienowanie służb ratunkowych. Jego realizatorzy byliby bardziej uczuleni na decyzje z góry, na opinie i sugestie zwierzchników niż na potrzeby i oczekiwania ludzi na miejscu zdarzenia. A statystyki mówią, że ponad 90% zdarzeń ma miejsce na poziomie najniższym, lokalnym. Tylko 10% wymaga koordynacji na poziomach wyższych.

Technologie służące służbom ratowniczym mogą być scentralizowane, ale same systemy dysponowania i zarządzania akcjami powinny być jak najbliżej ludzi. Ludzie muszą mieć zaufanie do swoich służb ratowniczych, muszą znać ich możliwości i sposoby działania. I odwrotnie - ratownicy muszą mieć wiedzę o terenie, na którym działają i o ludziach, którym mają zapewnić bezpieczeństwo.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200