Wyścigi

Kiedyś urządzaliśmy sobie ze znajomymi swoiste wyścigi po Londynie. Do tego samego celu jedni jechali metrem, a inni taksówką. Metro zawsze było górą.

Kiedyś urządzaliśmy sobie ze znajomymi swoiste wyścigi po Londynie. Do tego samego celu jedni jechali metrem, a inni taksówką. Metro zawsze było górą.

Tym razem reguły są inne: w godzinach porannego szczytu trzeba dojechać z Box Hill, na południe od Londynu, w hrabstwie Surrey (niedaleko snobistycznego Dorking), do Obserwatorium Astronomicznego w Greenwich (tam, gdzie przebiega zerowy południk). Ponieważ jednak - o co najbardziej chodzi - przejazd ma się odbyć przez miasto, po drodze trzeba przejechać dwa punkty kontrolne: najpierw stadion Wembley na północnym zachodzie, a potem obok siedziby parlamentu w centrum. Czyli z południa trzeba przedostać się do północnej części miasta i następnie przeciąć je, najpierw w kierunku południowym, a na koniec nieco na wschód.

Zawodników jest dwóch. Pierwszy z nich, to Spencer Kelly, od kilku lat prowadzący w telewizji BBC cotygodniowy program informatyczny o nazwie Click. Jedzie samochodem wyposażonym w najnowsze i najlepsze urządzenie nawigacji satelitarnej, posiadające system omijania korków drogowych, wspomagany dodatkowo analizatorem automatycznych komunikatów o szybkości i natężeniu ruchu, nadawanych przez radio. Nie wolno mu jechać trasą inną, niż wskazywana przez system nawigacyjny. Drugim jest Andrew, doświadczony londyński taksówkarz, jadący charakterystyczną, czarną taksówką. Ma on jechać według swego doświadczenia i wyczucia, ale nie wolno mu korzystać z wydzielonych pasów ruchu dla taksówek.

Żaden z zawodników nie może przekraczać dozwolonej prędkości i innych przepisów ruchu. Celem jest sprawdzenie, w jakim stopniu, w warunkach gęstego ruchu miejskiego, przydatne mogą być wyrafinowane (a przez to i drogie) urządzenia nawigacji satelitarnej.

Początek trasy wydaje się oczywisty - autostrada M25 wokół Londynu, by z południa dostać się na północ. Cały system autostrad i głównych dróg brytyjskich jest objęty stałym nadzorem szybkości i natężenia ruchu. Szybkość mierzą automaty, które porównują tablice rejestracyjne na końcach odcinka pomiarowego. Liczbę pojazdów mierzą liczniki na podczerwień. Dane z całego tego systemu trafiają do krajowego centrum sterowania, gdzie wszystko widać, w skali kolorów, na ekranach. Stąd płyną bieżące informacje do automatycznych, radiowych systemów informacyjnych (jak ten, podłączony do Tom-Toma w samochodzie Spencera).

Aby jednak wjechać na autostradę M25, trzeba do niej dotrzeć. Andrew, taksówkarz, zapuszcza się na chwilę w jakieś uliczki lokalne, równoległe do zapchanej do granic autostrady, ale po chwili mimo wszystko wybiera właśnie ją. A Spencer, prowadzony nawigacją satelitarną, jedzie mało uczęszczanymi, ale za to bardzo wąskimi drogami lokalnymi, na których trudno bezpiecznie jechać z maksymalną dozwoloną tam prędkością 80-90 km/godz.

Początkowa wyprawa w boczne uliczki przedmieść okazała się kosztowna dla taksówkarza, bo Spencer, po ponad godzinie jazdy, ma na Wembley 5-minutową przewagę. Zaczyna się jednak jazda w mieście i system satelitarny wybiera, o dziwo, o każdej porze najbardziej zatłoczoną trasę przez Piccadilly Circus. Taksówkarz zaś jedzie swoją drogą i... w Greenwich jest pierwszy o całe 27 minut!

Pewnym wyjaśnieniem może być tu to, że w warunkach wysokiej, miejskiej zabudowy sygnał ze wszystkich satelitów nie zawsze dociera i cały system dużo lepiej radzi sobie w otwartym terenie, gdzie - paradoksalnie - mniej jest potrzebny, bo mniej tam wątpliwości, którędy jechać. Przedstawiciel producenta systemu - firmy Tom-Tom - odmówił, niestety, skomentowania tych wyników.

A przecież grające w szachy komputery też potrzebowały kilku dziesiątek lat, by zacząć grać na równi z mistrzami

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200