Przeczytaj to i nie daj się złapać
- Krzysztof Jakubik,
- 05.11.2007
Mogę założyć się, że ten tekst w znakomitej większości czytany jest w pracy. W tym przypadku jednak nie jest to grzech ciężki, jako że lektura naszego pisma właśnie tam jest zupełnie uzasadniona. Ale wystarczy wejść do dowolnego dużego biura, aby usłyszeć ciągły, monotonny stukot klawiszy, wspierany od czasu do czasu odgłosami molestowania przycisków myszy przez jakiegoś furiata. Czy to praca tak wre? Nie sądzę. Wszystkie badania wskazują na to, że w tym czasie przez firmowe routery przechodzi właśnie mnóstwo komunikatów tekstowych albo plików z zaszytymi weń grami online.
Mogę założyć się, że ten tekst w znakomitej większości czytany jest w pracy. W tym przypadku jednak nie jest to grzech ciężki, jako że lektura naszego pisma właśnie tam jest zupełnie uzasadniona. Ale wystarczy wejść do dowolnego dużego biura, aby usłyszeć ciągły, monotonny stukot klawiszy, wspierany od czasu do czasu odgłosami molestowania przycisków myszy przez jakiegoś furiata. Czy to praca tak wre? Nie sądzę. Wszystkie badania wskazują na to, że w tym czasie przez firmowe routery przechodzi właśnie mnóstwo komunikatów tekstowych albo plików z zaszytymi weń grami online.
Patricia Wallace, autorka książki "Internet w miejscu pracy: Jak nowe technologie zmieniają model pracy" i profesor na uniwersytecie Johna Hopkinsa w Baltimore, twierdzi, że pracownicy zawsze znajdą sposób, aby uniknąć zbyt ciężkiej pracy. Szczególnie, gdy na odległość myszy i klawiatury mają u stóp cały świat, ludzi o podobnych zainteresowaniach i podobnie jak oni, mających dość pracy.
Pracownicy głównie e-mailują, a jedna trzecia ich wiadomości nie jest związana z pracą - wynika z badań Jamesa Philipsa, profesora psychologii australijskiego uniwersytetu Monash. Wiele osób też buszuje po internetowych sklepach lub aukcjach. Coraz popularniejsze, nie tylko wśród młodzieży, są strony społecznościowe, jak u nas Grono czy Bebo, a na zachodzie MySpace.
Co ciekawe, badacze tego zjawiska wskazują, że miało ono miejsce znacznie wcześniej, przed nadejściem ery wszechobecnego Internetu. Ich zdaniem ludzie robili to z tego samego powodu: jedni żeby mieć satysfakcję z oszukania szefa, drudzy - bo rzekomo pomaga im to w pracy, oferując ciekawą rozrywkę w przerwie.
Co robią amerykańscy znudzeni pracownicy? Na przykład wchodzą na stronęhttp://www.overheardintheoffice.com i wpisują ciekawe zasłyszane cytaty z biura (mój ulubiony: "szef - czy mamy zainstalowane Google w naszym internecie?; administrator - tak, zainstalowaliśmy na pana komputerze wczoraj"). Ewentualnie mogą anonimowo wyrzucić z siebie wszystkie żale wobec innych pracowników i szefów na stroniehttp://www.annoyingcoworker.com .
Reakcje zarządów firm i administratorów IT na opisane powyżej działania są różne, skrajne wręcz. U jednych kończą się dyscyplinarnym zwolnieniem z pracy, u innych zaś wyrozumiali szefowie zauważają także pozytywne aspekty online'owej rozrywki. Administratorzy - wiadomo - walczą z wiatrakami. Próbują blokować poszczególne porty (Gadu-Gadu, P2P itd.), zaś pracownicy ochoczo znajdują metody, jak te blokady obejść. Wszyscy jakby zapomnieli, że najciemniej pod latarnią...