Percepcja cyberprzestrzeni

Internet określa się najczęściej jako cyberprzestrzeń, przestrzeń cyfrową albo wirtualną. Wszystkie te pojęcia cechują się dość daleko idącą niejednoznacznością.

Internet określa się najczęściej jako cyberprzestrzeń, przestrzeń cyfrową albo wirtualną. Wszystkie te pojęcia cechują się dość daleko idącą niejednoznacznością.

William Gibson przed ponad 20 laty nazwał w powieści "Neuromancer" ekstensje cyfrowe poza komputer cyberprzestrzenią, czyli "faktyczną przestrzenią poza ekranem", i to narzuciło jej percepcję. Od tego czasu mówimy i myślimy o przestrzeni, przenosząc na to "coś" nasze wyobrażenia. Jeśli znaną nam od zarania ludzkości przestrzeń życia percypujemy fizykalnie i wielowymiarowo ją terytorializujemy - nie ma bowiem przestrzeni bez terytorium - to skłonni jesteśmy tak samo postrzegać także ową cyberprzestrzeń. Jeśli jest ona zdeterytorializowana, to można mówić o przestrzeni jedynie w sensie metaforycznym, nie ma bowiem przestrzeni społecznej w ścisłym tego słowa znaczeniu bez terytorium. Posługujemy się więc w istocie oksymoronem. Ale innego wyjścia nie ma, brak bowiem innego, uznanego terminu.

Bez użycia tego pojęcia nie bylibyśmy w stanie przestrzeni wirtualnej pojąć, oznakować, wyobrazić sobie. Jeśli uznamy za Castellsem, że jest to przestrzeń przepływów, to nie możemy się obejść bez takich pojęć, jak internauta, żeglowanie, surfowanie czy nawigowanie. Algorytm językowy narzuca nam tę percepcję. Z nazwania przestrzenią "tego czegoś", czego się nie widzi, a jest się przekonanym, że istnieje, wypływa wiele konsekwencji terminologicznych. Jeśli coś jest przestrzenią, to samo w sobie narzuca nam pewien schemat percepcyjny. Nie mając innego języka, uciekamy się do metafor: używa się określenia cyberpodziemie, zakładając, że to co legalne jest na CyberZiemi, mamy cyberosadnictwo, cyberzagrody, płaci się cyberpieniądzem (np. linden-dolary w społeczności Second Life) i wchodzi przez portal (cybergate). Sam Internet bywa nazywany oknem na e-świat. W opisie globalnego Internetu używa się określenia: sieć infostrad i sieć słabo z nimi połączonych "infościeżek".

W "wehikule cyfrowym" zachowujemy się jak w pojeździe mechanicznym: dzięki myszce wędrujemy z portalu na portal, ze strony www na inną, jak z lotniska na lotnisko, z kraju do kraju. VR obiecuje wieczną podróż. Szok, jaki wywołuje, polega na tym, że łączy ona nierozdzielnie i - jak się zdaje - nieodwracalnie w jedno: kulturę i technologię, politykę i sztukę, sferę publiczną i prywatną.

Małpa, robak i sobaka

Problemem wszystkich piszących jest dysproporcja między słowami wypełniającymi głowę a tymi, które mogą być uzewnętrznione na kartce lub ekranie. Natykamy się na ograniczenia języka stworzonego do celów denotowania i konotowania świata realnego. Stąd pokusa jego metaforyzacji i homonimizacji: przybywa przedmiotów, które trzeba nazwać, ale nie przybywa nowych słów, a jeśli nawet przybywa, to wyrastają one z istniejących rdzeni.

W społeczeństwie informacyjnym jest wiele rzeczy nie nazwanych; kiedy język się rodził wiele przedmiotów bez nazw trzeba było pokazywać palcem, w sieci jest to trudne. Dlatego najczęściej jednak podwajamy lub nawet potrajamy ich znaczenia. Przykłady można sypać jak z rękawa: mysz, pilot, pulpit, plik, kosz. Wszystkie one odnoszą się do przedmiotów materialnych bądź żywych istot. Jeśli jeszcze dodamy do tego język potoczny, to otrzymamy całą gamę nowych znaczeń nadawanych znanym słowom. Niech przykładem będzie tu słowo "małpa", które niemal całkowicie wyparło at (podobnie zresztą jak w innych językach: węgierska "małpa" to "robak", rosyjska - "sobaka"). Najbardziej płodne w słowotwórstwo komputerowo-internetowe są prefiksy e-, @, i-, hiper-, cyber-, info- (infostrada, pobocza infodrogi) oznaczające cyfrowy wymiar zjawiska.

Nie ma w Polsce badań empirycznych, które pozwoliłyby się zorientować, jakie są różnice w percepcji cyberprzestrzeni w zależności od generacji użytkowników. Jeszcze w większym stopniu dotyczy to różnych epok: inaczej niż my postrzegali przestrzeń ludzie starożytności czy średniowiecza.

Techniczne opisanie Internetu nie nastręcza większych trudności. Jest to globalna sieć łącząca lokalne sieci różnych systemów, oparta na przesyłaniu pakietów między serwerami w protokole TCP/IP.

Bardziej skomplikowany jest opis Internetu jako przestrzeni społecznej, czy trafniej rzecz ujmując przestrzeni społecznych. Jest to nowa Oikumene - zaludniona "planeta". Określają ją następujące cechy: nieplanowany centralnie, samoorganizujący się system, niehierarchiczny, otwarty, interaktywny i otwarty o strukturze horyzontalnej wykazujący cechy nieliniowego układu dynamicznego, tj. złożonego systemu społecznego. Nie ma centrum, nie ma też bliższych lub dalszych dystansów, wszyscy użytkownicy są od siebie w jednakowej odległości niezależnie od miejsca, w którym przebywają fizycznie, można do niej wejść z dowolnego punktu. Nie sposób zatem pojmować jej w sensie fizycznym, jest ona jakąś metaprzestrzenią, do której powinno się odnosić kategorie metageografii.

Pokusa metaforyzacji cyberprzestrzeni dowodzi, że musimy odwoływać się do znanych pojęć, np. adresu, aby ją oznakować, móc porównać ją z czymś znanym, skontekstualizować. Bez tego nie jesteśmy w stanie jej ustrukturyzować, tak jak to czynimy z przestrzenią realną, w której wyróżniamy jej różne rodzajowo elementy, pozwalające ją "czytać", takie jak: przestrzeń mieszkania (prywatna, intymna), władzy (administracji) wymiany/transakcji (handel), transportu, produkcji (strefy przemysłu i usług), konsumpcji, kultu/rytuału, pamięci (pomniki, cmentarze), rozrywki/zabawy /rekreacji, edukacji/kultury/nauki/ badań, agora (manifestacje, wiece, protesty).

Ta tęsknota za ładem przestrzennym przekłada się na sposób organizowania cyberprzestrzeni. W cybermiastach można sobie "zamówić" działkę budowlaną, wejść do sklepu, kawiarni, chatroomu zasłoniętego firanami - wszystko z wykorzystaniem miejskiej ikonografii i wirtualnie wykreowanych form architektonicznych. Jak widać miasto jest atrakcyjnym wzorcem organizacji cyberprzestrzeni.

W świecie wirtualnym, jednak, ten ład przestrzeni jest nieosiągalny. Różne jej postaci są ze sobą przemieszane i jest to nieuniknione. Nie da się np. oddzielić przestrzeni produkcji od konsumpcji. Jeśli cyberprzestrzeń jest zasiedlona przez symbole, to znaczy, że ich konsumowanie jest zarazem produkowaniem, infinitywnym namnażaniem tych symboli.

Ekstensja świata rzeczywistego

W tym ujęciu Internet jest wtórny, bo życie w realu jest dlań punktem odniesienia, prostym jego odwzorowaniem, co wyraża się w przekonaniu, zwłaszcza młodszych użytkowników, że czego nie ma w Internecie, to nie ma tego w ogóle. Cyberprzestrzeń jest ekstensją świata rzeczywistego, a żadna ekstensja nie działa bez narządu, którego działanie przedłuża.

Amerykański "cybersocjolog" Robert Bradley Hamman twierdzi, że Internet nie zastępuje innych form komunikacji międzyludzkiej; staje się po prostu ich uzupełnieniem. Życie wirtualne nie jest oddzielone od rzeczywistego, stanowi jego część. Wszystko razem składa się na naszą aktywność. Hamman kwestionuje samą kategorię wspólnot wirtualnych, uznaną już w socjologii Internetu, proponując inną: "cyfrowe społeczności sieciowe", które pod względem swej istoty są taką samą formą komunikacji międzyludzkiej jak kontakty "twarzą w twarz". Nie można tu mówić o żadnej wirtualności. Na końcówkach kabli, którymi jesteśmy podłączeni do sieci, są tacy sami ludzie jak my, z problemami podobnymi do naszych. Nie jest to więc internetowe społeczeństwo, lecz po prostu Internet w społeczeństwie.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200