EnFace: Marek Filipiak

... ma bardzo znane nazwisko w branży dzięki pewnej firmie z Krakowa. Natomiast o jego spółce Psiloc w Polsce wciąż mało kto słyszał, a należy ona do grona pięciu największych na świecie producentów oprogramowania dla telefonów komórkowych. Z wizją rozwoju rynku wybiega na kilka lat wprzód.

... ma bardzo znane nazwisko w branży dzięki pewnej firmie z Krakowa. Natomiast o jego spółce Psiloc w Polsce wciąż mało kto słyszał, a należy ona do grona pięciu największych na świecie producentów oprogramowania dla telefonów komórkowych. Z wizją rozwoju rynku wybiega na kilka lat wprzód.

O początkach

EnFace: Marek Filipiak

Marek Filipiak

Początki nigdy nie są łatwe. Najpierw było hobby. W latach 80. z jakiegoś wyjazdu zagranicznego przywiozłem pierwszego palmtopa. Zafascynowałem się możliwością programowania takich urządzeń. Wymieniałem palmtopy na coraz nowsze i nowsze, aż w końcu pojawił się na rynku taki model, który spełniał rolę czegoś więcej niż tylko gadżetu. Stwierdziłem, że trzeba połączyć przyjemne z pożytecznym, czyli hobby z zarabianiem pieniędzy. Wtedy też zrodził się pomysł założenia firmy. Pierwotnie zajmowaliśmy się także wdrożeniami baz Oracle (z czegoś trzeba było żyć). Szybko postanowiliśmy jednak skoncentrować się na oprogramowaniu dla PDA. W ramach współpracy z polskim dystrybutorem palmtopów marki Psion przygotowaliśmy lokalizację dla tych urządzeń. W Polsce oprócz tego jednego kontraktu właściwie nie mieliśmy więcej klientów. Pojawiła się więc konieczność szukania ich za granicą. Zdobyliśmy zamówienia z Bułgarii, Rosji, a nawet z krajów arabskich.

Na szerokich wodach

Kiedyś to było życie na walizkach, ciągle gdzieś za granicą. Teraz nasza renoma - czy jakkolwiek to nazwać - sprawia, że klienci przyjeżdżają specjalnie do nas. Ostatnio mieliśmy gości z RPA, Norwegii, Szwecji, Finlandii, USA. Na początku były to produkty na rynek masowy. Obecnie specjalizujemy się w rozwiązaniach mobilnych pod klucz dla przedsiębiorstw. Niestety 99,9% umów objętych jest klauzulą poufności. Tak więc w mediach nie możemy się chwalić konkretami.

O tym czy w biznesie jest miejsce na sentymenty

To jest oczywiste. Na różnych imprezach na świecie spotykam pasjonatów. Ludzi, którzy pamiętają mnie z dawnych czasów. Podchodzą, wyciągają z marynarki np. jakiegoś Psiona, który ma 10 lat i pęknięty ekran i coś mi na nim prezentują. Ciągle traktują to jako technologiczną relikwię. To bardzo miłe. Łezka się w oku kręci.

O kraju nad Wisłą

Polska? Ty, wy macie schody ruchome? Ty, wy macie bankomaty? Na początku mojej kariery faktycznie spotkałem się z takimi sytuacjami. Raz zdarzyło mi się również, że przegrałem kontrakt z powodu tego, że firma jest z Polski. Ale nie kryjemy się z pochodzeniem. Jako że często występujemy na różnych konferencjach za granicą, na końcu każdej prezentacji postanowiliśmy kiedyś zamieszczać jakiś slajd reklamujący nasz kraj. Chcieliśmy dostać materiały z Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych. Okazało się, że nie ma spójnego programu promocji. Ludzie biegali po korytarzach, bo przyszła jakaś firma, która chce Polskę za granicą reprezentować. "Co tu zrobić?". Byliśmy chyba pierwsi, którzy wpadli na taki pomysł.

Sprzedać firmę, zarobić i zacząć coś od nowa

Nie ma takich pomysłów. To nadal moja pasja. Ja wciąż programuję wieczorami, pomimo tego że nie mam na to czasu. Wciąż mnie to kręci. To jest chyba najważniejsze. Wyznaję taką zasadę - jeżeli dany biznes jest twoją pasją i twoim hobby, to wtedy będzie sukces. Inaczej to nie działa.

Rozmawiał Jarosław Ochab

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200