Historii z książką w tle ciąg dalszy

Pod koniec czerwca porównywałem w tym miejscu koszty zakupu pewnej książki w księgarniach internetowych różnych krajów. Przypomnę, że chodziło o "The Perfect Summer: England 1911. Just Before Storm", autorstwa Juliet Nicolson, wydaną w maju tego roku.

Pod koniec czerwca porównywałem w tym miejscu koszty zakupu pewnej książki w księgarniach internetowych różnych krajów. Przypomnę, że chodziło o "The Perfect Summer: England 1911. Just Before Storm", autorstwa Juliet Nicolson, wydaną w maju tego roku.

Wyszło, o czym do końca nie napisałem, zostawiając to do sprawdzenia czytelnikom, że najtaniej jest w Empiku, gdzie sama książka wcale nie była najtańsza, ale bez kosztów przesyłki, przy własnym odbiorze w wybranym salonie, cenę miała bezkonkurencyjną.

I na tym sprawę można by zamknąć, ale okazało się przy okazji, że i handel internetowy, i to nawet krajowy, też ma swoje meandry. Zachęcony korzystną w sumie ofertą złożyłem więc w Empiku zamówienie, internetowe, jakże by inaczej, z nadzieją, że po wakacyjnej przerwie, tradycyjnie już, będę mógł podzielić się w tym miejscu wrażeniami z tej lektury, która - też tradycyjnie - z informatyką nie ma nic wspólnego.

Nie przeraził mnie nawet 30-dniowy termin dostawy, ale tuż przed jego upływem przyszła od nich wiadomość, że są jakieś problemy i czy wyrażam zgodę na przedłużenie o tydzień. Zgodziłem się, ale pomyślałem: - No tak, ktoś przeszarżował z ceną w dół i teraz, zamiast pogodzić się z niewielką stratą, ale za to wyjść z twarzą, czynią przygotowania do wycofania się w ogóle.

I tak też się stało: po tygodniu kolejna wiadomość: przykro nam niezmiernie, przepraszamy, ale sami nie mamy i nie ma jej w hurtowniach naszych partnerów na świecie. Polecamy milion innych książek. Milion - a ja chcę właśnie tę jedną. Tę, której akurat nie ma.

Sprawdzam - świat nadal ma dziesiątki ofert z tą pozycją, więc albo ci partnerzy jacyś nie tacy, albo - co najbardziej prawdopodobne - ktoś zwyczajnie nie dopatrzył i teraz wini partnerów. Ale - ciekawostka! - w ofercie Empiku książka też nadal jest! Stawiam więc na tę drugą przyczynę (ktoś) i następnego dnia, tym razem ze służbowego adresu, zamawiam ponownie. Zamówienie przyjęte, kolejne 30 dni.

Paradoksalnie, trzy dni później, na adres prywatny, z którego złożyłem pierwsze zamówienie, przychodzi reklama Empiku zatytułowana... "Czytaj w oryginale", z paroma dziesiątkami obrazków okładek książek w różnych językach. Bawi mnie to raczej, niż irytuje.

Po kolejnym tygodniu, a może nawet nie, na adres służbowy, zawiadomienie, że... książka do odbioru tam, gdzie sobie zażyczyłem. No to jadę i odbieram. Cena bez zmian - nadal niska.

Gdybym był z Krakowa, doliczyłbym jeszcze te 4 zł za tramwaj w obu kierunkach. Jestem jednak tylko z Poznania, więc już przy zamówieniu wybrałem taki Empik, do którego można dojechać bez przesiadki i w międzyczasie zamówiłem u nich jeszcze dwie polskie książki i wszystko to odebrałem, w dwóch paczkach, ale za jedną wyprawą do centrum Wrocławia, gdzie bywam niezmiernie rzadko, bo tramwaj kosztuje, a pieszo trochę daleko.

Mija kolejny tydzień i - tym razem na oba adresy - dostaję z Empiku wiadomość z numerem kodu uprawniającego do 15-złotowej zniżki, przy zakupie powyżej 60 zł. Kod ten jest w obu wiadomościach ten sam, z czego wynika, że mają tam chyba jakiś system CRM, który próbuje te rzeczy kojarzyć, i - mimo różnicy w adresach - doszedł, że tu i tam to ten sam ja.

Rzeczonego kodu odstąpić nie mogę, z tej banalnej przyczyny, że już go spożytkowałem. Poza tym - mam nadzieję, że starzy górale, którzy zazwyczaj na początku września wypowiadają się na temat najbliższej zimy, że starzy górale więc orzekną, że będzie ona łagodna. A to dlatego, że czeka mnie wkrótce niechybna wyprowadzka na balkon, bo nie wypada przecież wystawiać książek na słoty i chłody, a dla mnie i dla nich razem miejsca chyba nie starczy.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200