Workfare w miejsce welfare

Żądanie podmiotowości weszło w hiperkapitalizmie w synergię z produktywnością nowego, posfordowskiego rodzaju. Kreatywność stała się mantrą, a empowerment - kanonem politycznej poprawności.

Żądanie podmiotowości weszło w hiperkapitalizmie w synergię z produktywnością nowego, posfordowskiego rodzaju. Kreatywność stała się mantrą, a empowerment - kanonem politycznej poprawności.

Kiedy kategoria czasu wolnego była klarownie określona, wiadomo było, czym jest zaangażowanie na rzecz firmy, za co kazać sobie płacić, a za co nie. Teraz przestało to być oczywiste. Wykonywanie zawodowych obowiązków w domu, kontrola nad czasem dały poczucie komfortu pracownikom i oszczędności pracodawcom ("gorące biurka", telepraca), ale przyniosły ze sobą wielką zmianę: tysiące zatrudnionych przestało być pracownikami - stawało się telepracownikami, wolnymi strzelcami, konsultantami, interesariuszami.

Wszystko jest nastawione na elastyczność i mobilność; im większa autonomia pracownika, tym bardziej żyje on kulturą organizacyjną firmy - nie potrzeba mu kontroli z zewnątrz, jest ona zinternalizowana; locus of control przesuwa się do wewnątrz - ode mnie wszystko zależy, nikt mnie nie musi popędzać; nie ma się poczucia eksploatacji czy wyzysku, lecz samorealizacji i podmiotowości. To jest sprytnie pomyślane: wykorzystuje się wolność jednostki, nie pozbawiając jej poczucia indywidualizmu i autonomii. Podobny efekt w kulturach kolektywnych osiąga się przez zaprogramowanie; w indywidualistycznych przez samooprogramowanie nastawione na potrzebę osiągnięć. To drugie jest bardziej wartościowe, bo kreatywne.

Hiperkapitalizm tym się różni od swego poprzednika, że ważniejsze jest dlań przetwarzanie kultury (symboli) niż natury, dlatego tę kulturę trzeba policzyć, żeby mogła się znaleźć na rynku, włączać nisze, tego surowca przybywa w trakcie przetwarzania. Mamy tu do czynienia z jednoczesną legitymizacją i instrumentalizacją idei twórczej podmiotowości, połączeniem wolności pracowniczej z interesem biznesu, czyli pełnia szczęścia, chciałoby się powiedzieć.

Tak jak zaciera się podział między czasem wolnym a pracą (totalizacja pracy), tak też zmianie ulega relacja między kapitałem a pracą na rzecz relacji kapitał-życie, bo życie kreuje twórczość w codziennych aktach - pamięć, wiedza, ego, kultura, seks itp. Welfare state przekształca się w workfare state.

Mechanizm wykluczenia

Tu musi paść pytanie, czy hiperkapitalizm jest systemem nieprzyjaznym dla ludzi. Bardzo trudno na nie odpowiedzieć. Dla ludzi, którzy w nim nie wyrastali, z pewnością tak. Wielu z nich nie poradzi sobie z bólami adaptacji, a wtedy grozi wykluczenie (ekskluzja). Proces adaptacji polega, najogólniej, na usuwaniu rozdźwięku między światem postrzeganym i rzeczywistym. Proces ekskluzji rządzi się dość prostymi regułami, przechodząc przez następujące fazy:

  • Jednostki i grupy, które nie nadążają za zmianą, przestają pojmować reguły świata, w którym żyją i oznakowują go własnymi, mało relewantnymi, ale znanymi sobie pojęciami.
  • Pojawia się pokusa ucieczki od niego, nieraz emigracji wewnętrznej, rezygnowania z aspiracji i ambicji, potrzeby osiągnięć, życia wedle znanych sobie reguł. Efekt demonstracyjny przestaje być sprzężony z potrzebą naśladownictwa, co frustruje, skłania do poczucia bycia kimś gorszym.
  • W tej fazie pojawia się luka kompetencyjna w miarę jak rosną i są dostępne zasoby informacji, wiedzy i kultury. Powiększa to także dystans w sferze konsumpcji, która, czy się nam to podoba czy nie, jest dziś ważnym czynnikiem uczestnictwa w społeczeństwie.
  • Prowadzi to często do podwójnej frustracji: zarówno wykluczonych, bo czują się gorsi i bez nadziei na przyszłość, jak i beneficjentów systemu, bo czują się wykorzystywani utrzymując wykluczonych.

W ten sposób ulega erozji spójność społeczna. Jacques Attali obawia się, że czeka nas powrót do średniowiecza, czyli świata, w którym garstka bogatych odgrodzi się murami od wściekłej rzeszy biednych. To jest samobójcze - kusić biednych wspaniałym światem reklamowej symulakry i nie dać im szans na niewielkie choćby spełnienie.

Czy kulturawytworzy antyciała?

Jeśli wizja Jacquesa Attali miałaby się choćby w części spełnić, to rysują się logicznie pewne konsekwencje, co do których Attali nie miał na tyle wyobraźni, aby je przewidzieć. Przede wszystkim jawi się zupełnie inna natura rynku, któremu nie jest potrzebna wolność, ale stały monitoring zachowań ludzkich, próba okiełznania złożoności, jaką rodzą miliardy interakcji. A przecież cała tradycja zachodnia opiera się na przekonaniu, że nie ma wolności w ogóle bez wolnego rynku.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200