Stu chińskich spawaczy

W ciągu najbliższych sześciu lat powinniśmy wydać z funduszy UE na informatyzację ponad 5 mld zł. Ale żeby tak się stało, trzeba wcześniej odpowiedzieć na pytanie, po co?

W ciągu najbliższych sześciu lat powinniśmy wydać z funduszy UE na informatyzację ponad 5 mld zł. Ale żeby tak się stało, trzeba wcześniej odpowiedzieć na pytanie, po co?

W Iranie grupa nastolat-ków ukamienowała rówieśniczkę. Każdy z mężczyzn w jednej ręce trzymał kamień, w drugiej komórkę, którą nagrywał film z tego wydarzenia. Gdy nagranitrafiły do Parlamentu Europejskiego, poseł Jan Olbrycht przyznał, że nowe technologie nie idą w parze z naszym rozumie-niem postępu cywilizacyjnego. Nie gwarantują, że ludzie stają się lepsi! Ten obraz warto mieć przed oczami, gdy po raz kolejny debatuje się nad pożytkami z inwestycji teleinformatycznych bez wprowadzania koniecznych zmian w świadomości ludzi. Szkoda zadawać sobie trud na odpowiedź, kiedy rząd naciśnie w końcu klawisz Enter, gdy - jak ta i poprzednia ekipa polityczna, a obawiamy się, że i następna - nie wie, po co.

Tymczasem na zakopiańskiej konferencji niezmiennie od lat powtarzają się te same połajanki kierowane do rządu, utyskiwanie na zaniechania i absurdy polityki. Jak nie było pieniędzy, to było źle, jak jest ich tak dużo, jest jeszcze gorzej. Nie sposób ich jednak całkowicie uniknąć, bo wygórowane oczekiwania wobec władzy centralnej są częścią naszej kultury, włącznie z wciąż utrzymującą się w niektórych miejscach naiwną wiarą, że wiedza i mądrość powinny spływać ze stolicy na prowincję. Dokonania wielu lokalnych informatyków i samorządowców wskazują, że powinno być odwrotnie. Ich najmniej interesuje roztrząsanie szczegółów rozwiązań technicznych, czy też informacja o zrealizowanych projektach. Wolą odpowiedzieć na pytanie - po co inwestują w nowe technologie i jak się to ma do porządku prawnego?

Czyja informatyzacja?

Dla wszystkich jakby mniej interesujące niż wcześniej są centralnie zarządzane, wielkie projekty informatyczne, w rodzaju PESEL 2 lub e-PUAP - przede wszystkim dlatego, że służą w większym stopniu samej administracji niż państwu i obywatelom. Informatyzacja może być przydatna do usprawniania pracy administracji, ale większość badań wskazuje, że tylko pewna część obywateli jej oczekuje.

Informatyzacja przez wiele osób w administracji jest wciąż postrzegana zadaniowo, poprzez ważne, ale jednak wycinkowe projekty teleinformatyczne, zadania inwestycyjne, specjalizowane zastosowania. Przy takim podejściu dużą - być może zbyt dużą - część energii pochłania planowanie techniczne inwestycji, inwentaryzacja zasobów, a później ciągłe cyzelowanie aplikacji, a cele ogólne, formułowane jako interes obywatela i państwa, znikają przykryte stosami dokumentacji technicznej.

Ministerstwo na kłopoty

Wacław Iszkowski, prezes Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji, zaproponował w liście do premiera Jarosława Kaczyńskiego, żeby rozważył powołanie do życia ministerstwa wspólnego dla informatyzacji i telekomunikacji. Ministerstwo to byłoby złożone z działu "informatyzacja" (obecnie w MSWiA) oraz z działu "łączność" (obecnie Ministerstwo Transportu). Wśród przyczyn, które skłaniają do rozważenia takiej ewentualności, prezes PIIT wskazuje m.in. ograniczone możliwości realizacji Planu Informatyzacji Państwa w obecnych strukturach, wynikające z umiejscowienia obu działów w różnych ministerstwach, oraz wysoki stopień zaawansowania konwergencji technologii telekomunikacyjnych i informatycznych.

Taki apel należy potraktować jako głos rozpaczy branży teleinformatycznej. Już to przecież przerabialiśmy pod hasłem "Ministerstwo Nauki i Informatyzacji", które oprócz - wciąż nowelizowanej - ustawy o informatyzacji, niczym innym się nie wsławiło. To tylko pogłębia Polskę Resortową. Ale z drugiej strony, w warunkach tejże siłę przebicia ma minister konstytucyjny, członek Rady Ministrów. Każdy z jego podwładnych w randze sekretarza czy podsekretarza stanu (wiceministra) jest skazany na "antyszambrowanie" w gabinecie swojego przełożonego. Mimo wszystko gdyby ten rząd myślał o jakiś poważniejszych zmianach organizacyjnych, lepiej, żeby wzmocnił Komitet Stały ds. Informatyzacji i Łączności, nadając mu więcej kompetencji organizacyjnych. Tymczasem wciąż nie wiemy, czy Elżbieta Sadurska, podsekretarz stanu w Kancelarii Premiera, objęła nad nim przewodnictwo, czy nie.

Sławomir Kosieliński

Tymczasem o wiele ważniejsze są kreatywne rozwiązania o charakterze systemowym niż narzędzia, które służą do ich realizacji. Do tego jednak potrzebne jest zrozumienie celów wśród ekspertów zarządzających projektami, odpowiedzialnych za rozdysponowanie zadań wśród specjalistycznych wykonawców, którzy mogą być jak stu najemnych spawaczy z Azji. Są niezbędni, aby zbudować statek, ale - choćby ze względu na barierę językową - nikt nie usiłuje im tłumaczyć zasad żeglugi.

Infrastruktura dla rynku

"Złożony charakter niektórych projektów teleinformatycznych w administracji jest tak absorbujący dla ich twórców, że zbyt często nie pozwala im dostrzec, że w tle trwa rozwój rynku, że zmieniają się role rynkowych graczy" - mówił Tomasz Majcherek z Ericsson. O użytkowników walczą twórcy technologii, integratorzy, operatorzy sieci i usług, dostawcy treści. Większa konkurencja to poszukiwanie nowych specjalizacji, nowych sposobów działania, mechanizmów zaangażowania kapitału, dostar-czania usług. Systemy i aplikacje teleinformatyczne oferowane użytkownikom na zasadach komercyjnych to część ekonomicznego łańcucha wartości i czynnik przewagi konkurencyjnej, gdzie zasadniczym elementem jest efektywność.

Administracja, która podejmuje się przedsięwzięć związanych z budową infrastruktury telekomunikacyjnej dla własnych celów lub po to, aby ułatwić do niej dostęp obywatelom, musi mieć świadomość, że nie jest w stanie działać jak nowoczesny, prywatny przedsiębiorca. Uzasadnione jest zatem, ograniczone w czasie, powierzenie roli zarządzającego siecią wyspecjalizowanemu partnerowi, który będzie ją utrzymywał, dostosowywał do bieżących rynkowych potrzeb i unowocześniał.

Słowem administracja, inwestując publiczne środki w budowę infrastruktury, wkracza na rynek, gdzie od kilkunastu lat trwa budowanie konkurencji. W oparciu o tę wiedzę powinna budować modele współpracy z obecnymi na rynku firmami prywatnymi. Zasadniczym inwestorem na rynku powinien być sektor prywatny, ale w Polsce są bardzo duże dysproporcje w dostępie do infrastruktury telekomunikacyjnej, a co za tym idzie w dostępie do informacji i wiedzy. Komisja Europejska uważa, że równy dostęp do zasobów informacyjnych jest warunkiem spójności terytorialnej Europy. Zaangażowanie środków publicznych w budowę infrastruktury, która będzie wspomagać rozwój, i która będzie służyć wszystkim na równych zasadach, uznaje się w związku z tym za dopuszczalne. Nie ma jednak jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o właściwy zakres zaangażowania państwa w tego typu przedsięwzięcia.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200