Los maszynistki

Moja teściowa, świeć Panie nad jej duszą, całe życie była maszynistką. Niewiele po tym, jak odeszła z pracy, maszyny wycofano i zastąpiono komputerami. Tak oto informatyka jedne zawody likwiduje, a inne tworzy - co dziś, Anno Domini 2007, wydaje się nam stwierdzeniem banalnym.

Moja teściowa, świeć Panie nad jej duszą, całe życie była maszynistką. Niewiele po tym, jak odeszła z pracy, maszyny wycofano i zastąpiono komputerami. Tak oto informatyka jedne zawody likwiduje, a inne tworzy - co dziś, Anno Domini 2007, wydaje się nam stwierdzeniem banalnym.

Zupełnie inaczej, gdy postęp techniczny likwiduje całą gałąź przemysłu lub grupę zawodową. Myślę, że w ciągu kilkunastu lat los maszynistek może podzielić cały przemysł związany z nauką języków obcych.

Obserwuję postępy komputerowego przetwarzania mowy ludzkiej oraz coraz większą sprawność narzędzi tłumaczących - przynajmniej dla wybranych języków, na poziomie słów, zwrotów i fraz. Oczywiście, daleko jeszcze do "gadających komputerów" albo tłumaczeń symultanicznych - bo język to także kwestia woli, inteligencji i emocji, tych zaś na razie emulować nie potrafimy. Ale wzrastająca moc obliczeniowa komputerów, pojemność nośników (cyfrowych słowników) oraz doskonalenie algorytmów przetwarzania mowy i tekstu sprawią, że znaczną część tłumaczeń wezmą na siebie maszyny.

Różnorodność językowa świata wykreowała rynek wart miliardy. Składają się nań kursy, nauka w szkołach, podręczniki, programy, tłumaczenia, egzaminy, certyfikaty itd. Wraz z postępami globalizacji, która intensyfikuje kontakty między ludźmi z różnych krajów, znajomość języków obcych stała się współczesnym fetyszem - CV bez przynajmniej dwóch certyfikatów językowych w tzw. renomowanych firmach od razu wędruje do kosza.

A co by było, gdyby ten rynek nagle zniknął jak miraż, jak mydlana bańka? Gdyby okazało się, że mała skrzyneczka z odpowiednim procesorem albo serwis online doskonale radzi sobie jako translator pomiędzy ludźmi i firmami? W "Gwiezdnych wojnach" robot C3PO znał setki milionów języków, ale to działo się dawno, dawno temu i do tego w odległej galaktyce. Realnie, tutaj, za parę lat możemy zobaczyć podręczne translatory treści - może nie idealne, ale na pewno użyteczne. Przecież takie zjawisko miało już raz miejsce - Google praktycznie zmonopolizował rynek wyszukiwania, nieomal eliminując wydawców informatorów branżowych i rozmaitych katalogów, choć wydawałoby się, że dopasowanie oferty do zapytania to również zadanie niebanalne.

Podejrzewam, że jeśli kiedyś taka technologia się pojawi, to przemysł językowy nie będzie chciał podzielić losu maszynistek i patrzeć na to obojętnie. Zrzuci się na patent, a następnie szczelnie zamknie go w sejfie, a w świat wypuści armię prawników, która uniemożliwi stosowanie automatycznych translacji.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200