Kup pan książkę...

Poszłam do "Zary", coś sobie kupiłam, i zara poczułam się lepiej - powiedziała kiedyś pewna pani, na urok której, nawet bez tego czegoś z "Zary", trudno było pozostać obojętnym. No to i mnie było od tego lepiej, bo to już tak jest, że jak komuś jest lepiej, to nam też robi się trochę lepiej, i to nawet wtedy, gdy przedtem wcale nie było nam gorzej. Brak obojętności na jej rozliczne uroki pani owa jednak odpłacała obojętnością właśnie, i to nawet, gdyby ktoś kupił jej "Zarę" całą. W sumie jednak brak obojętności znosił się z obojętnością i w wyniku wychodziła zera, czyli wszyscy mieli za swoje to, na co zasłużyli.

Poszłam do "Zary", coś sobie kupiłam, i zara poczułam się lepiej - powiedziała kiedyś pewna pani, na urok której, nawet bez tego czegoś z "Zary", trudno było pozostać obojętnym. No to i mnie było od tego lepiej, bo to już tak jest, że jak komuś jest lepiej, to nam też robi się trochę lepiej, i to nawet wtedy, gdy przedtem wcale nie było nam gorzej. Brak obojętności na jej rozliczne uroki pani owa jednak odpłacała obojętnością właśnie, i to nawet, gdyby ktoś kupił jej "Zarę" całą. W sumie jednak brak obojętności znosił się z obojętnością i w wyniku wychodziła zera, czyli wszyscy mieli za swoje to, na co zasłużyli.

Tak, czy inaczej, nikt nie poddaje w wątpliwość znaczenia, jakie drobny nawet zakup może mieć dla terapii duszy, której akurat nie jest najlepiej. Ponieważ jednak przypadek z bolejącą duszą zalicza się do nagłych, ukojenie musi być równie nagłe, jak on sam. To zaś oznacza, że marnym wyjściem jest tu np. zakup internetowy, bo zawsze ma on tę fatalną wadę, że psuje przyjemność i efekt terapeutyczny zakupu, odrywając i odsuwając w czasie akt ostatecznego spełnienia. To lepiej zadzwonić już po "Neapolitanę" z podwójnym serem, ale na cienkim spodzie. Może zdążą przywieźć, zanim nam weltschmerz przejdzie.

Bo co z tego, że zapragnę nagle mieć np. książkę jakąś, gdzieś tam w czeluściach internetu na nią trafię, zamówię i zapłacę nawet, skoro kiedy ją już dostanę, będzie po tej chwili, a może i zdziwię się nawet - po co mi właściwie była ta akurat książka?

I dlatego kupno książki przez internet, to dla mnie ostateczność, po którą jednak dość często przychodzi mi sięgać, a to dlatego że mam tak bardzo spaczony gust (Kłaniam się! - panie Ministrze), że tego, czego akurat szukam, w księgarniach zazwyczaj nie ma i nie będzie.

Kupno przez internet zresztą, nie jest wcale atrakcyjne, ani cenowo, ani logistycznie. Książek nie kupuje się hurtowo, przeważnie chodzi o jedną. A wówczas w internecie taniej jest tylko na niby, bo należność za przesyłkę z pobraniem dorzuca przynajmniej jakieś 10 zł., bez względu na cenę książki. A skoro potem trzeba jeszcze odstać 30-40 minut na poczcie, to wolę już ten czas spędzić w księgarni (realnej).

Inaczej jednak jest z książkami zagranicznymi, które, nawet przy guście nie odbiegającym od średniego, trudno dostać w kraju nie tylko od ręki, ale w ogóle. Zostaje więc zagranica, czyli przede wszystkim zadziwiająca (amazing) Amazon. Ale księgarń tych jest na świecie kilka (chociaż w zasadzie to jedna i ta sama), więc, chcąc kupić konkretną książkę (wydana przed miesiącem "The Perfect Summer: England 1911. Just Before Storm", autorstwa Juliet Nicolson), sprawdziłem, która też daje najlepszą ofertę. Wyniki są równie zadziwiające (amazing), jak sama księgarnia. Po przeliczeniu na złote - co nie budzi wątpliwości - najdroższa jest Amazon japońska.

Za samą książkę najwięcej chcą Niemcy (82), potem idą Francuzi (75), Brytyjczycy (58), Amerykanie (47) i Kanadyjczycy (46).

Generalnie - za dostawę liczą tam i za przesyłkę i jeszcze za każdą w niej sztukę, od czego wyjątkiem są Niemcy, którzy ślą darmo u siebie oraz do Austrii, Szwajcarii, Luksemburga i Lichtensteinu. Brytyjczycy i Francuzi dzielą Europę na Zachodnią (oni) i Wschodnią (my), i za wysyłkę do nas biorą więcej, i od przesyłki, co można jeszcze próbować zrozumieć, i od sztuki (a przecież pakuje się tak samo, bez względu na adres). Ogólnie biorąc - koszty wysyłki pocztą zwykłą do Polski stanowią od 22% łącznej ceny w przypadku Niemiec (ale książka najdroższa!) do 51% w Kanadzie.

Kto jednak chce być naprawdę zdziwiony (amazed), niech sprawdzi, ile chce Empik z odbiorem w księgarni.

<hr>

SPROSTOWANIE

W numerze 23/2007 Computerworld ukazała się przez pomyłkę niepełna (bez dwóch ostatnich akapitów) wersja felietonu Bogdana Pilawskiego "Jeszcze jeden wymiar przestrzeni". Autora i Czytelników bardzo przepraszamy. Pełna wersja tekstu znajduje się na stronie:https://www.computerworld.pl/artykuly/55252.html .

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200