Branża na parkiecie

W ostatnich miesiącach spółki z branży informatycznej przeprowadzały oferty częściej niż firmy z innych branż, w ciągu półtora roku zadebiutowało ich aż szesnaście, a kolejne piętnaście czeka w kolejce na warszawską Giełdę Papierów Wartościowych.

W ostatnich miesiącach spółki z branży informatycznej przeprowadzały oferty częściej niż firmy z innych branż, w ciągu półtora roku zadebiutowało ich aż szesnaście, a kolejne piętnaście czeka w kolejce na warszawską Giełdę Papierów Wartościowych.

W 2006 r. na warszawskiej giełdzie zadebiutowały akcje 38 nowych spółek. Aż 37 z nich przeprowadziło pierwszą publiczną ofertę (IPO). Wśród debiutantów było 10 firm z branży IT. W pierwszych czterech miesiącach tego roku na warszawskim rynku zadebiutowały już akcje 16 spółek, w tym 14, które przeprowadziły IPO. W tym gronie było sześć firm IT. Ostatnim z debiutów, przeprowadzonym na początku maja, o wartości 30 mln zł była publiczna emisja przeprowadzona przez Pronox Technology.

Niezaspokojony apetyt inwestorów

Branża na parkiecie

Spółki IT zapowiadające IPO w 2007 r. i 2008 r.

Trwająca od wielu miesięcy giełdowa hossa sprawia, że inwestorzy w zasadzie nie patrzą na to, co kupują w publicznej ofercie. Zdarza się, że nie znają nawet branży, w której działa spółka, nie mówiąc już o tym, że nie wiedzą, jakie są jej perspektywy. Utarł się bowiem mit, że na IPO da się zarobić. "W czasie hossy dobra koniunktura na giełdzie jest czynnikiem mającym najczęściej decydujący wpływ na wysoki popyt na akcje w pierwotnych ofertach" - mówi bez ogródek jeden z zarządzających aktywami.

"Gdy nastroje na giełdzie są gorsze, inwestorzy zaczynają przykładać większą wagę do fundamentów spółki i zdecydowanie ostrożniej podchodzą do nowych inwestycji. Znaczenia zaczyna nabierać branża, w której działa spółka, osiągane wyniki i przekonywająca strategia rozwoju. Na razie trwa hossa" - dodaje. Firmy wchodzące na giełdę, a także ich właściciele, z reguły do granic wykorzystują zaślepienie inwestorów w kupowanie akcji nowych firm. Stąd papiery są sprzedawane bardzo drogo, a mimo to jest na nie popyt.

Spółkom IT jest zwykle prościej wytłumaczyć, dlaczego akcje są oferowane drogo. Utarła się bowiem opinia, że jest to sektor wzrostowy, w którym nie ma co patrzeć na historyczne wyniki, a trzeba oceniać i dostrzegać perspektywy i prognozy. I choć jest w tym twierdzeniu sporo racji, to historia uczy, że nie zawsze prognozy się sprawdzają. Przed laty boleśnie odczuli to np. inwestorzy, którzy kupili akcje Betacom. Spółka już po publicznej ofercie odwołała optymistyczne prognozy. Wiele miesięcy później urokowi tej firmy ulegli analitycy Domu Maklerskiego PKO BP, ale i oni stwierdzili wówczas, że wiarygodność spółki jest znikoma.

Po jakiej cenie?

W ostatnich miesiącach otrzeźwienie inwestorów przychodzi zwykle w chwili, gdy po debiucie giełdowym kurs akcji nie rośnie. Związany z tym ból indywidualnych graczy giełdowych jest tym większy, że od wielu miesięcy akcje w IPO kupowane są nie tylko za własne pieniądze, ale też za kredyty. Taka strategia ma zapewnić z jednej strony nabycie tylu akcji, ile się chce (oferty z reguły kończą się ponad 90-proc. redukcjami zamówień, więc inwestorzy dostają do 10% papierów, na które się zapisali i bez kredytu nie mają szansy na kupienie pakietu rozsądnej wielkości), a z drugiej wymaga tego, by już w dniu debiutu różnica między ceną emisyjną a rynkową była co najmniej w wysokości 20%. Tylko tak wysoka różnica pozwala zarobić na spłatę kredytu i jego kosztów.

Nieudany debiut, spowodowany z reguły zbyt wysoką wyceną emisyjną akcji, oznacza straty i - co ważniejsze - często na długie miesiące zraża inwestorów do spółki. Dobrym przykładem jest historia Gadu-Gadu. Papiery sprzedano bardzo drogo, debiut nie dał zarobić, a w kolejnych tygodniach notowań akcji firmy na giełdzie ich kurs nie był w stanie znacząco oddalić się od ceny emisyjnej. Nie pomogło nawet to, że wyniki za pierwszy kwartał 2007 r. były zdecydowanie lepsze niż rok wcześniej.

Lista oczekujących

Branża na parkiecie

Debiuty spółek IT w 2006 r.

Doświadczenie uczy, że emisje małych spółek stają się celem spekulantów. Potrafią oni nie bacząc na fundamenty firmy (bilans, rachunek wyników, perspektywy) wywindować kurs akcji o kilkadziesiąt procent w ciągu jednego dnia, a potem grać to na wzrosty, to na spadki. Dość przypomnieć debiuty akcji takich firm IT, jak eCard (oferta miała wartość 14 mln zł), B3System (wartość oferty 6,6 mln zł) i One-2-One (13 mln zł). Są też spółki IT, których kurs po debiucie systematycznie rósł, a przyczyną była nie tylko atrakcyjna dla inwestorów wycena, ale także dobre wyniki firm. Do takich akcji należą papiery AB.

Spośród spółek IT, które zadebiutowały na giełdzie od stycznia 2006 r., w portfelach dużych inwestorów znalazły się m.in. właśnie papiery AB, Bankier.pl, One-2-One, Procadu, Qumak-Sekom i Unima 2000. Można więc powiedzieć, że duzi gracze, którzy z reguły budują swe portfele z założeniem, iż inwestują na wiele miesięcy, w tych spółkach dostrzegli szanse na fundamentalne, a więc wynikające z poprawy wyników finansowych firm zyski.

Tempo wchodzenia firm IT na giełdę w najbliższych miesiącach może jednak osłabnąć. W gronie blisko 80 firm, które wg "Gazety Prawnej" planują publiczną ofertę akcji, jest 15 spółek IT, w tym trzy zagraniczne z Grupy Asseco. "Dla inwestorów mogą być interesujące małe firmy IT, które mają własny produkt. Ciekawą ofertą mogą być także akcje spółek zajmujących się handlem internetowym. Ten kanał sprzedaży staje się coraz popularniejszy" - uważa Michał Marczak, szef analityków Domu Inwestycyjnego BRE Banku. Według raportu IAB Polska 2006, wartość polskiego rynku e-commerce wzrosła w 2006 r. o 60%, tj. do 5 mld zł.

Licząc na megakontrakty

Na warszawskiej giełdzie w końcu kwietnia notowane były papiery ponad 30 firm z branży IT, w tym największych krajowych spółek, takich jak Asseco Poland, Comarch, Prokom Software i Sygnity. Od lat sektor IT, a zwłaszcza największe spółki uznawane są z jednej strony za perspektywiczne, z drugiej zaś za te, które nie spełniają pokładanych w nich nadziei. Powody w obu przypadkach są takie same - oczekiwane duże kontrakty w sektorze publicznym, współfinansowane przez Unię Europejską. Z roku na rok inwestorzy i analitycy liczą, że w tej materii coś się wydarzy i zawsze okazuje się, że to jeszcze nie ten rok. Również tegoroczna wiosenna poprawa opinii analityków o firmach IT wynikała z nadziei, że zaczną się przetargi publiczne, które zamienią mityczne papierowe miliardy euro w realne złotówki.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200