Przypadkowy posiadacz

Wielokrotnie, gdy piszę w felietonach albo w blogu o kradzieży programów, to zaraz odzywa się ktoś, zwykle anonimowy, kto pyta mnie o moją przeszłość. Czasami zarzuca mi, że wielokrotnie przyznawałem się publicznie do używania kradzionego softu, co ma być argumentem na rzecz legalizacji kradzieży oraz potępieniem mego podłego charakteru o podwójnej moralności. Tymczasem sytuacja jest nieco bardziej złożona, niżby się na pierwszy rzut oka zdawało.

Wielokrotnie, gdy piszę w felietonach albo w blogu o kradzieży programów, to zaraz odzywa się ktoś, zwykle anonimowy, kto pyta mnie o moją przeszłość. Czasami zarzuca mi, że wielokrotnie przyznawałem się publicznie do używania kradzionego softu, co ma być argumentem na rzecz legalizacji kradzieży oraz potępieniem mego podłego charakteru o podwójnej moralności. Tymczasem sytuacja jest nieco bardziej złożona, niżby się na pierwszy rzut oka zdawało.

Otóż, po pierwsze, rzeczywiście przyznaję się, że wielokrotnie w moim długim życiu komputerowym używałem kradzionych programów. Nie chcę cytować Jezusa, ale jeśli ktoś może uczciwie powiedzieć, że nigdy nie splamił się podobnym uczynkiem, niech rzuci we mnie myszą, a może nawet klawiaturą. Wszyscy prywatnie pytani przeze mnie ludzie zgadzali się, że szczególnie w początkowym okresie rozwoju komputerów osobistych, a jeszcze szczególniej w Polsce, po prostu nie dało się inaczej żyć. Co oczywiście nie jest żadnym wytłumaczeniem. W latach osiemdziesiątych nie było ruchu wolnego oprogramowania, nie było darmowych systemów operacyjnych, wielu programów nie można było nawet kupić, gdyby się chciało i miało pieniądze. Jeszcze raz powtórzę, że nikogo to jednak nie tłumaczy.

W każdej sytuacji są jednak tzw. okoliczności. Dzisiaj także inaczej trzeba patrzeć na ucznia, który kradnie AutoCAD, aby zobaczyć co to za program, a inaczej na inżyniera, który w firmie używa kradzionej wersji tego samego programu. Nie jest to podwójna moralność, tylko zrozumienie innej skali przestępstwa. A dokładnie innej skali strat poniesionych przez producenta. Uczeń nigdy nie kupiłby b. drogiego programu, zaś nauczywszy się go, być może w przyszłości będzie domagał się zakupu w swoim miejscu pracy. Inżynier powinien odmówić wykonania pracy na kradzionym, ale zależy mu na stanowisku, więc milczy. Z mego własnego podwórka fontowego wiem, że wielu grafików, choć piekli się na kradzież ich pomysłów, chętnie wymienia się fontami. I fajnie, dopóki nie zaczyna używać kradzionych do pracy.

Dzisiejszy felieton nie miał być jednak wykładem o rozmytej logice kradzieży, tylko o moich doświadczeniach. Otóż, tak się złożyło, że od początku mego życia komputerowego używałem w większości oprogramowania dodawanego do komputera za darmo: MacWrite i MacPaint załatwiły produkcję książeczki "Wakacje z gramolami" (kto ją dziś jeszcze pamięta?). Rubrykę "Mikroproblemy" składałem już na legalnym PageMakerze, którego jednak nie kupiłem, tylko dostałem i to bardzo dziwną drogą. Otóż ktoś wyczytał w polskiej prasie komputerowej, że używam Maka. Akurat wrócił z Australii, gdzie właściciel bankrutującego sklepu dał mu kilka pudełek z nowymi programami firmy Adobe. Nie mając Maka, postanowił przekazać mi wszystko - za darmo.

Jeszcze dziwniejszą drogą dostałem legalną wersję programu Fontographer: był to barter z polskim grafikiem pracującym w Szwajcarii, który miał zamówienie na zrobienie cyfrowej wersji fontu używanego przez znanego producenta zegarków. Nie chciało mu się ślęczeć i cyzelować szeryfów, więc zaproponował mi interes: program za dokończenie roboty. Wydało mi się to uczciwe i przez lata używałem kolejnych wersji, które oczywiście kupowałem jako uaktualnienia. O perypetiach z Fontographerem i jego błędami pisałem niedawno. Dziś ten program firmy Altsys przez Macromedia przewędrował do rosyjskiego FontLabu1). PageMaker dalej jest sprzedawany przez Adobe2).

Ja zaś w ogóle przestałem używać wyżej wspomnianych programów - edukacyjna wersja MS Office oraz kilka programików shareware, za które jednak zapłaciłem, zadowala wszystkie moje potrzeby.

1)http://www.fontlab.com/FontEditors/Fontographer/

2) http://www.adobe.com/products/pagemaker/

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200