Własna gazeta

Rosnące wymagania kolejnych pokoleń czytelników powodują,że wydawcy muszą iść w kierunku coraz bardziej zindywidualizowanych wydań prasy. Czy na tym nowym rynku jest jeszcze miejsce dla mediów papierowych?

Rosnące wymagania kolejnych pokoleń czytelników powodują,że wydawcy muszą iść w kierunku coraz bardziej zindywidualizowanych wydań prasy. Czy na tym nowym rynku jest jeszcze miejsce dla mediów papierowych?

Nowe numery nadawane pakietom software'owym przez ich producentów nie zawsze odpowiadają istotnym zmianom funkcjonalności oprogramowania. Bywa, że wiążą się z terminami arbitralnie przyjmowanymi w strategiach marketingowych przedsiębiorstwa. Jednak w przypadku hasła "Web 2.0" nowy numer porządkowy wersji jest jak najbardziej uzasadniony. Tym bardziej że nie powstał z powodów komercyjnych, ale odzwierciedla trendy dostrzegane przez internetową społeczność. Dzisiejszy Internet różni się bowiem zdecydowanie od tego, który przed kilkunastu laty masowo zaczął trafiać "pod strzechy". Współczesna sieć staje się coraz bardziej zindywidualizowana, zbliżając się do ideału wytwórczości, jakim jest kreowanie produktów o cechach jednostkowych, przy parametrach znamionujących wyrób masowy (mass production + customization = mass customization). Przykłady takiej unikalności w świecie medialnym pokazał niedawno na łamach Computerworld Andrzej Gontarz, wskazując na radio w Internecie (CW z dnia 21.11.2006) i gazety w Internecie (31.10.2006).

Wnioski z cytowanych artykułów i związanych z nimi wypowiedzi ekspertów czy branżowych specjalistów są jasne: era mediów uniwersalnych się kończy. W szczególności, w sferze wydawnictw tradycyjnych nadchodzi czas gazet wydawanych w nakładzie 1 (słownie: jednego) egzemplarza. Współczesne technologie stwarzają tu możliwości opłacalnej, dla wydawcy i klienta, dystrybucji tak maksymalnie jednostkowych treści. Rzeczą wtórną jest przy tym, czy mówimy o wydawnictwach, które będą drukowane na tradycyjnym papierze, czy też o ich elektronicznych mutacjach. Choć jasne jest, że w tym drugim przypadku możliwości rozwojowe są znacznie większe. Niemniej, realistycznie rzecz traktując, papier będzie nam jeszcze towarzyszył na dużą skalę przez co najmniej 10-20 lat. W tym czasie jego rola nadal będzie się zmniejszać w relacji do mediów elektronicznych, co jest aktualnym i wyraźnie zauważalnym trendem.

Cena jakości

Zastanówmy się zatem, jak miałaby wyglądać indywidualna gazeta i dlaczego ktoś zechciałby w ogóle zapłacić za treści, które w podobnej postaci może przecież obejrzeć "na sieci" za darmo. Odpowiedź na drugą część pytania wiąże się w znacznej mierze z wymienionym słówkiem "podobnej". Dlaczego aktor Brad Pitt przyciąga ludzi do kina jednak bardziej niż "podobny" do niego Jaś Kowalski (o ile ktoś taki w ogóle istnieje)? Dlaczego lekturą obowiązkową każdego dyplomaty jest wstępniak redaktora naczelnego International Herald Tribune, a niekoniecznie przebijanie się przez "podobne" teksty jakiegoś nieznanego blogonauty? Płacimy za markę i za gwarancję, że odbierane treści nie są przypadkowo generowanymi fantazjami, ale podlegają formalnym korektom, przechodzą przez sito recenzentów i dyskusje redakcyjnych zespołów.

Również dlatego miliony egzemplarzy gazet i czasopism znajdują codziennie nabywców na całym świecie. Internet stanowi jednak ciągłe wyzwanie dla gazet o uniwersalnym charakterze, które mogą być postrzegane jako drukowane dla wszystkich, a więc i dla nikogo. Nie ma bowiem czytelnika, który byłby w stu procentach zadowolony z tego, co znajduje w "swojej" gazecie. Zawsze będą bowiem treści, których mu brakuje, albo takie, które zostały pominięte. Z drugiej strony, nie ma też gazety, która mogłaby wychodzić tylko dla jednej konkretnej osoby. Jeszcze nie ma. Bo technicznie rzecz byłaby wykonalna. Przecież każdy czytelnik ma swoje bardzo konkretne i mierzalne upodobania. Wystarczy je zidentyfikować - komputer zmiksuje niepowtarzalny egzemplarz gazety dla każdego odbiorcy i prześle teleinformatycznie pod wskazany adres.

Jak mógłby taki proces wyglądać w szczegółach? Przede wszystkim należy określić profil odbiorcy indywidualnej gazety. Metodą, jaka zazwyczaj kojarzy się w związku z tym wydawcy, jest tasiemcowy formularz z listą pytań i możliwych odpowiedzi. Nie jest to jednak sposób doskonały na poznanie czytelniczych gustów. Najogólniej rzecz ujmując, pytania mogą być "różne i różniste", podobnie jest z odpowiedziami, a do tego dochodzi jeszcze kwestia ich wiarygodności czy interpretacji. Zresztą, komu chce się z mozołem przebijać przez gąszcz ankiety, a niewinne żądanie, aby poświęcić na to "jedne pół godziny", brzmi w dzisiejszym, pędzącym świecie, nieomal jak prośba o zajęcie połowy wieczności.

Szachy, żużel i Barcelona

O wiele lepszą metodą jest skorzystanie z software'owego agenta, który w tle czytelniczej aktywności zbierze szczegółowe dane dotyczące odbieranych treści. Tego typu metody statystycznego gromadzenia danych są w Internecie znane od początku jego istnienia i służą nie tylko celom administracyjnym, ale również komercyjnym. Za pojedyncze kliknięcie internauty na stosownej stronie reklamodawcy firma Google pobiera nawet do 20 USD. Wyprofilowanie czytelnika wymaga jednak o wiele precyzyjniejszych programów. Tu liczy się nie tylko wejście na internetową stronę, ale również szczegóły nawigacji między jej poszczególnymi obiektami do pojedynczych hipersłów włącznie, czas im poświęcany czy kolejność wybierania. Ponadto profilowe dane muszą dotyczyć całości internetowej aktywności użytkownika, a nie tylko tej, która dotyczy np. jednego portalu.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200