Błyskawiczna reakcja

Wszyscy narzekają na powszechny już w Polsce brak reakcji na krytykę prasową, a tu proszę: jeszcze dobrze nie wyschła farba drukarska na numerze naszego Tygodnika, w którym pisałem o dwóch istniejących od początku świata kałużach na warszawskich chodnikach, a już ktoś tym się przejął. I zareagował czynnie, a nie próbą dementowania, jak to dziś robią ci, którzy prasy nie czytają, a tylko przeglądają w poszukiwaniu ataków i krytyki na siebie. Nie było więc dementi, że tych kałuży to właściwie nigdy tam nie było, albo że były, ale przecież tylko wtedy gdy padał nieoczekiwanie intensywny deszcz albo gwałtownie topniał śnieg.

Wszyscy narzekają na powszechny już w Polsce brak reakcji na krytykę prasową, a tu proszę: jeszcze dobrze nie wyschła farba drukarska na numerze naszego Tygodnika, w którym pisałem o dwóch istniejących od początku świata kałużach na warszawskich chodnikach, a już ktoś tym się przejął. I zareagował czynnie, a nie próbą dementowania, jak to dziś robią ci, którzy prasy nie czytają, a tylko przeglądają w poszukiwaniu ataków i krytyki na siebie. Nie było więc dementi, że tych kałuży to właściwie nigdy tam nie było, albo że były, ale przecież tylko wtedy gdy padał nieoczekiwanie intensywny deszcz albo gwałtownie topniał śnieg.

Tak więc idę ja sobie Alejami przy nowej Polonii, patrzę i coś mi się nie zgadza, z nieba leje wszystkimi kotami, psami i żabami, jak mówią Anglicy, kałuża jest, ale wystają z niej dwie drewniane palety, pozwalające przejść przez to miejsce prawie suchą nogą.

Mijają kolejne dwa tygodnie i uwierzyć nie sposób znów leje od paru godzin, a kałuży nie ma wcale. Za to przed samą nową Polonią stoją gustowne, plastikowe stojaczki z ostrzegawczym napisem "Uwaga! Spadający śnieg!".

Od początku świata więc na kałużę przy Polonii nie było rady, nie potrafili jej zmóc różni przewodniczący różnych rad, nie dał jej rady jeden i drugi dziad, aż tu nastała Baba i kałuży nie ma. Nic dziwnego tedy, że chcą ją stamtąd wy... tego, no, jak to się mówi? No, pozbyć się. Bo im wszystkie kałuże osuszy i nawet zieloność w mieście wymrze.

No to znowu jestem sobie w tej Warszawie, do pociągu do domu więcej niż godzina, więc się nie spieszę, popijam konferencyjną kawę i zagryzam tłustoczwartkowym pączkiem. Ale mówią mi, słuchaj, teraz nie trzeba już zabijać czasu przed odjazdem, krążąc po dworcu, bo tuż obok jest nowe centrum, na pewno tam milej, a na dworzec bliziutko, więc można dopiero w ostatniej chwili...

Mijam Intercontinental, z daleka widać wejście do rzeczonego centrum, nad nim napis: złote coś tam, trudno dojrzeć, zapraszamy. Podchodzę bliżej, a na szybie kartka, że przepraszają, bo wejście tylko od Złotej albo od Dworca. Wybieram Złotą, bo jakby bliżej, wchodzę i zaraz patrzę w górę, bo, jak mi mówili, nad całością są piękne szklane kopuły, których odporność na ciężar śniegu przeliczali na swych komputerach sami Kanadyjczycy bo, z racji geografii, najlepiej się na tym znają.

Śniegu akurat nie ma, ale myślę sobie projektować i przeliczać to jedno, a wykonać to drugie. W Poznaniu, w centrum King Cross, tuż po otwarciu klientów spotkała niespodzianka, bo spadł im na głowy sufit, który, chcąc zdążyć przed uroczystym otwarciem, to znaczy poświęceniem, podwieszono na co którejś tylko lince.

No, ale jako się rzekło, śniegu nie ma, więc odważnie brniemy dalej. Idąc jakby po okręgu dochodzę do miejsca, gdzie w górę i w dół prowadzą schody. Wyglądają na ruchome, ale wszystko co się na nich rusza, to idący gęsto w górę i w dół ludzie. Myślę sobie musi być w tym jakiś trik, bo nawet na sąsiednim Dworcu nie zdarza się, by nie działały wszystkie ruchome schody naraz.

Przede mną obrotowe drzwi i wytrawiony w szkle napis, by ich nie popychać, bo jak trzeba, to obracają się same. Drzwi stoją i ludzie też. W końcu ktoś popycha i dopiero wtedy na tym samym szkle zauważam kartki z napisami "Pchać" i "Push". Popycham więc i czym prędzej wychodzę w kierunku Dworca, gdzie może nie jest aż tak, ale przynajmniej dobrze wiadomo, jak jest.

Jest w tym wszystkim i akcent optymistyczny: obie kartki, tę, że wejście od Złotej i tę, żeby pchać, ktoś pracowicie zaprojektował i ładnie wydrukował na komputerze.

Co technika, to technika!

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200