Panatoptikon dla zbuntowanych

Czy Web 2.0 to sposób na wymknięcie się Systemowi, czy też może raczej kolejny wybieg Systemu, by nikogo nie wypuścić ze swych objęć?

Czy Web 2.0 to sposób na wymknięcie się Systemowi, czy też może raczej kolejny wybieg Systemu, by nikogo nie wypuścić ze swych objęć?

Nie jest łatwo pisać o przyszłości, ale o przyszłości sieci jakby, jednak, łatwiej. Internet (przynajmniej ten, jaki towarzyszy nam dzisiaj) starannie dobiera sobie swoich użytkowników. To nie telewizja, która jest zawsze i dla każdego - odbiornik w każdym domu, wystarczy usiąść i nacisnąć przycisk. Bramy cyberprzestrzeni nie są otwarte tak szeroko. By je przekroczyć, wymagany jest pewien poziom kompetencji, ciągle jeszcze reprezentowany w naszym społeczeństwie przez mniejszość. Ci, którym udało się te wrota sforsować, to jednostki innowacyjne, otwarte na nowości, ludzie wydeptujący ścieżki, które staną się zatłoczonymi drogami. I tu właśnie jest miejsce na opisywany wybieg, którym chcę się posłużyć, przesunięcie znaczeń, które ułatwia zadanie nam, osobom zastanawiającym się nad przyszłością nowych mediów.

Niejednokrotnie zastanawiamy się, jaki będzie Internet przyszłości? Zamiast jednak mozolić się nad nowymi pomysłami, lepiej odpowiedzieć na pytanie: Jakie będą społeczne skutki upowszechnienia już istniejących technologii. Zatem prognozując, co się wydarzy, odnoszę się do tego, co już jest. A najważniejszym, najczęściej dyskutowanym zjawiskiem ostatnich miesięcy jest Web 2.0.

Web 2.0, czyli wycieczka po pchlim targu

Na wstępie warto przywołać pytanie: Czy Web 2.0 jest, jak chcą jedni, jedynie projektem wymyślonym przez firmy zajmujące się marketingiem (a co za tym idzie, jedynie etykietą mającą zwiększyć zainteresowanie Internetem i umożliwić szybszy przyrost zysków), czy, jak chcą inni, "nowym Internetem", zmianą, po której nasz sposób korzystania z sieci nie będzie już taki jak wcześniej? Na czym polegają różnice pomiędzy starą wersją sieci a nową? Pomysł, by nazwać te zmiany Web 2.0, jest pomysłem zrodzonym w Web 1.0. W nowej sieci nie ma miejsca na wprowadzane periodycznie modyfikacje oprogramowania. Właściwym sposobem działania jest nieustanne, płynne usprawnianie.

Przyjmijmy roboczo, że mamy do czynienia z istotną zmianą w sposobach komunikowania. Na czym ona polega? Najważniejsze dla mnie są dwa elementy tego zjawiska: treści są tworzone przez odbiorców - całkowite odejście od modelu nadawca - odbiorca, pojawienie się wielu twórców; treści są dystrybuowane przez odbiorców - otwarte, zwielokrotnione kanały komunikacji. Tak więc stary podział na tych nielicznych, uprzywilejowanych, którzy mają prawo do narzucania nam swoich poglądów (czyli dziennikarzy) i masy, które pozostają biernymi odbiorcami (jedyny ich wybór to uwierzyć lub nie uwierzyć w to, co czytają, oglądają, słuchają), przestaje być sposobem funkcjonowania naszej kultury.

Wiele słyszymy opinii o nowych mediach jako powiększającej się przestrzeni wolności, o niezależnej sferze publicznej, o powrocie do greckiej koncepcji agory, rynku miasta, gdzie odbywa się publiczna debata nad sprawami ważnymi dla społeczności. Dla mnie Internet, a w szczególności jego ostatnio objawione oblicze nazywane Web 2.0, jeśli już miałoby się kojarzyć z jakimś rynkiem, to raczej z pchlim targiem. Każdy tu wystawia, co sam stworzył, dzieła sztuki mieszają się z kiczowatymi ozdóbkami, cenne przedmioty z nic niewartymi podróbkami, myśli nowo odkryte z bezznaczeniowym bełkotem. Mnóstwo przypadkowych rozmów i transakcji, gdy trafimy na coś, co budzi nasze uznanie, głośno zachwalamy oglądany towar. Rozmawiamy z innymi kupującymi i sprzedającymi za nic mając sobie głośne okrzyki zarządcy targowiska.

Czym jest System?

Jeśli chcemy mówić o rewolucji, to należy opisać jej cel. Jak uczy nas historia, celem każdej rewolucji jest przejęcie władzy. Władza towarzyszy społeczeństwom od zawsze. Można powiedzieć, że nas, ludzi, którzy przeżyli dwudziestowieczne totalitaryzmy, nic już nie może zaskoczyć. Doświadczyliśmy władzy w najpotężniejszej jej postaci i nie złamała nas ona. Pozostaliśmy wolni. I jako wolni ludzie samodzielnie konstruujemy nasze dalsze życie. Również życie w sieci. W ten sposób dochodzimy do pytania kluczowego dla tego tekstu. Na czym polega władza w sieci? Jak się objawia? Co zmieni się w najbliższych latach?

Mówiąc o władzy, myślimy najczęściej o tym, co socjologowie nazywają władzą polityczną. Władza to państwo, narzucające swoim obywatelom system prawny, a wolę większości (względnej większości) czyniące obowiązującą dla wszystkich. Władza to również władza ekonomiczna - decydowanie o sposobach wytwarzania i dystrybucji towarów niezbędnych nam do życia. I wreszcie władza to zdolność do narzucania sposobu myślenia, określonego obrazu świata (w tym podziału tego świata na swoich i obcych), czyli władza ideologiczna. Wszystkie one mieszczą się w obrębie definicji stworzonej przez ojca współczesnej socjologii Maxa Webera, który określił władzę jako "zdolność realizacji swojej woli". Jeśli zrobimy to, co zamierzamy - mamy władzę.

Rewolucja jest dziś!

Władza często odbierana jest jako System, który umożliwia sprawowanie kontroli nad społeczeństwem. Z tak pojmowanym Systemem walczą alterglobaliści, zwolennicy odmiennych stylów życia, czy anarchiści. Dla tak pojmowanego systemu te ruchy społeczne wydają się stanowić zagrożenie. W ten sposób myślenia wpisuje się również Web 2.0. Pytanie ważne: Czy Web 2.0 może zmienić System?

Internet się demokratyzuje. Już nie System, a zwykli ludzie decydują co jest dobre i słuszne, co chcą czytać, a co oglądać. I już nie wybrani stają się autorami, osobami, które posiadają przywilej publicznej wypowiedzi. Dziś głos zabierają ci wszyscy ludzie, którzy otrzymali przed kilkoma dniami tytuł Człowieka Roku magazynu Time. Kogo ten szacowny tygodnik nagrodził? Ciebie! Tych wszystkich, którzy zmieniając Internet, zmieniają nasze społeczeństwa, tych którzy są określani Generacją YouTube. Piszących blogi i je komentujących, umieszczających w sieci zdjęcia swoje i swoich przyjaciół, autorów starannie zmontowanych, przemyślanych filmów i kilkusekundowych migawek z imienin u cioci. Tych, którzy potrafią oprzeć się Systemowi, wyrazić głośno swoje zdanie, odrzucić przypisaną pozę biernego odbiorcy.

Rewolucji nie będzie!

Francuski filozof Michel Foucault, opisując współczesne społeczeństwo, wskazuje na kategorię nadzoru jako kluczową dla zrozumienia relacji władzy. Wykorzystuje dla swojej teorii koncepcję panoptikonu, więzienia doskonałego, gdzie każdy pojedynczy więzień jest wystawiony na spojrzenie nadzorcy, który z kolei sam pozostaje niewidoczny. Nie mamy raczej wątpliwości, co do panoptycznej natury sieci. Nie wszyscy jednak dają się tak łatwo złapać, istnieje zbiorowość użytkowników, która wszelkimi siłami unika poddania się nadzorowi. Wyłączone cookies, kilka niepowiązanych adresów mailowych - nigdzie nie zostawiam swoich danych. Korzystam z Systemu, pozostając dla niego niewidocznym.

Jak włączyć takich ludzi w obręb gier władzy? Siłą? Przymusem? Obietnicą zysków? Zamiast tych wątpliwych metod mamy do czynienia z mechanizmem znacznie bardziej skutecznym. Powstaje nowy dyskurs, a jego twórcy (do tej pory unikający nadzoru) sami stają się strażnikami panoptikonu, stając się jednocześnie jego więźniami. Jak to się dzieje? Scenariusz podał Foucault: należy wytworzyć i nazwać wspólnoty, które stają się nowymi kategoriami opisu. A coś, co możemy opisać, poddaje się nadzorowi. Władza wchłania więc kolejne grupy: widzów telewizji, uczestników nowych mediów. Choć tu pojawia się pewien problem i dla części z nich trzeba stworzyć odrębną kategorię - Web20. Dyskurs dla buntowników.

Buntują się i odcinają od Systemu? Dajmy zatem im samodzielną możliwość wejścia do panoptikonu. Proszę, pokażcie się, wystawcie na bystre spojrzenie nadzorcy. Teraz sami możecie obserwować i nazywać, komentować i czynić widocznym. Budząca tyle zachwytów folksonomia, gdy spojrzymy na nią przez foucaultiańskie okulary, ukazuje się nam jako nadzór doskonały. Kategoryzują ci, którzy wiedzą najlepiej. Robią to bardziej skutecznie niż jakiekolwiek instytucje. A System już czeka z gotowymi reklamami i propozycjami sprzedaży. Ze stanowiskami, apanażami, ścieżką kariery i dużym kredytem bankowym jako obietnicą szczęśliwej przyszłości.

Internet przyszłości

A właśnie, wracając do opisywania przyszłości. Futurologia jako dyscyplina naukowa już dawno się skompromitowała, potwierdzając jedynie tezę o nieprzewidywalności kierunków rozwoju. To akurat łatwo można było przewidzieć ;). Przyszłość to nie nowe technologie, a sposoby wykorzystania nowych technologii. Ludzka innowacyjność w tym względzie nie ma żadnych ograniczeń (kto potrafił sobie wyobrazić, że kieszonkowy telefon osobisty będzie nam służył głównie do wysyłania telegramów?). Skoro nie futurologia, to co? Oczywiście fantastyka naukowa. Zatem wybierzmy sobie ulubionego pisarza SF i zobaczmy, co on o przyszłości pisze.

Dla mnie takim autorem jest Philip K. Dick. Mały fragment jego twórczości, krótkie opowiadanie niech posłuży nam za metaforę pozwalającą zobaczyć to co przed nami. Opowiadanie "Raport mniejszości". Ten tekst stał się funkcjonującym mitem popkultury, w momencie gdy Steven Spielberg wyprodukował film, opierając scenariusz na wizji pisarza. Dick opisuje społeczeństwo, ku któremu kroczymy wielkimi krokami. Raport mniejszości, a może raport dla mniejszości? Dla tych, którzy przewodzą "światowej rewolucji"? Jaki obraz wyłania się z tej relacji?

Świat, który nas otacza, zdaje się funkcjonować bezbłędnie. Aby było to możliwe, wszystkie jego "składniki" muszą ze sobą współpracować. Nie ma tu miejsca na kłopoty z komunikacją czy dysfunkcjonalność poszczególnych elementów. Taki stan może zaistnieć tylko wtedy, gdy elementy te są bezbłędnie identyfikowalne, posiadają przypisaną tożsamość, a co za tym idzie określoną rolę w systemie. I z tym zadaniem (podobnie jak z wieloma innymi) maszyny - nasi pomocnicy - radzą sobie doskonale. Są skuteczne, gdyż ewolucja wyposażyła nas ludzi w szereg niepowtarzalnych cech. Jedną z nich jest wzór siatkówki oka, odmienny dla każdego człowieka. On pozwala nas identyfikować, rozpoznawać poszczególne elementy układanki. Każdy bez wyjątku musi być opisany i wpisany w System.

Przyszłość?

Zobaczymy

Na identyfikację poprzez skanowanie wzoru siatkówki oka musimy jeszcze trochę poczekać. Co nie zmienia faktu, że bycie widzialnym/rozpoznawalnym jest kluczowe dla sprawnego funkcjonowania społeczeństwa pod władzą Systemu.

Skoro nie zna się mądrych odpowiedzi, warto choć postawić pytania. Tych przewinęło się już kilka. Czy Web 2.0 to sposób na wymknięcie się Systemowi, który stopniowo rozrasta się do postaci opisywanej przez Dicka? Czy może raczej kolejny wybieg Systemu, by nikogo nie wypuścić ze swych splotów? Kolejny sposób, by wszystkim obywatelom cyberprzestrzeni narzucić swoją wolę? Podporządkować ideologii, sprzedać towary, narzucić porządek ustalany przez państwo. I to nie tylko tym grzecznym, posłusznym płatnikom podatków. Ale także tym, którzy zbuntowani przeciw władzy próbują zaludniać niezamieszkane okolice cyberprzestrzeni. I tworzyć tam własne światy. Własne światy w ramach Systemu?

<hr>

<em style="font-size:10;">Dr Marek Troszyński pracuje w Instytucie Socjologii Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie.$

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200