Etiuda a la W. (1)

Gdy jego wieczorny ekspres z Berlina do Warszawy wjeżdżał na poznański dworzec, w przedziale pierwszej klasy było ich trzech. On siedział przy oknie, a dwaj pozostali pasażerowie naprzeciw siebie, przy drzwiach. Jeden z nich usiłował czytać, walcząc ze snem, a drugi cały czas coś pisał.

Gdy jego wieczorny ekspres z Berlina do Warszawy wjeżdżał na poznański dworzec, w przedziale pierwszej klasy było ich trzech. On siedział przy oknie, a dwaj pozostali pasażerowie naprzeciw siebie, przy drzwiach. Jeden z nich usiłował czytać, walcząc ze snem, a drugi cały czas coś pisał.

Postanowił schować do torby i tak od dłuższego czasu zamknięty komputer i pozostałe trzy godziny podróży spędzić na rozmyślaniu i gapieniu się w okno. Gdy odkładał torbę na półkę, do przedziału weszła dziewczyna, która zajęła miejsce naprzeciw niego.

Wraz z nią pojawił się zapach kawy i smażonych frytek, które wyciągnęła z papierowej torby. Jadła też zaraz swoje frytki łapczywie, nie reagując na świdrujące w uszach, głośne sygnały z telefonu.

Poczuł lekką irytację, nie wiadomo czy bardziej z powodu pospolitego zapachu, czy od tych, wyrywających z zamyślenia, sygnałów. Ona zaś, gdy tylko skończyła posiłek, zaczęła gdzieś dzwonić.

- Samochwała, samochwała - pomyślał lekceważąco po którejś już rozmowie, tak głośnej, że nie można było jej nie słyszeć, a której treść obracała się wokół jakichś, trudnych do bliższego określenia, spraw służbowych. Wynikało z tego tyle, że była ona typowym produktem obecnych systemów kształcenia, bez reszty oddanym sprawom kariery i osobistego sukcesu zawodowego. Świadczyły o tym wymieniane przez nią co chwila obiegowe hasła i dogmaty biznesowe, jakie masowo podaje się dziś młodzieży do wierzenia na, mających się za nowoczesne, uczelniach.

Próbując się wyzwolić od tej irytującej paplaniny, sięgnął ponownie po komputer, nie bardzo nawet wiedząc, co chce z nim zrobić.

Ponieważ należał do ludzi ceniących luksus i - jak sam o sobie myślał - z klasą, nie tylko pijał po hotelowych barach najdroższe koniaki i palił najdroższe cygara. Swoistą klasę miał również jego komputer z poczwórnym proceso-rem i dostępem do internetu wszelkimi dostępnymi drogami. Stronił za to od drogich samochodów, a właściwie samochodów w ogóle, wybierając w zamian luksus i swobodę, w który to zakres czasem wchodziły i kobiety.

Gdy otworzył ekran, ona zaczęła kolejną rozmowę. Niczego nie zauważyła, gdy ukradkiem studiował odbicie jej twarzy w szybie. Bo tak naprawę nie był przyzwyczajony do tego, by kobiety ignorowały go i nie zaszczyciły od czasu do czasu, chociażby pogłębionym spojrzeniem w oczy co - w jego odczuciu i przekonaniu - miało być chwilowym choćby, ale jednak - wyrazem hołdu i uwielbienia.

Tym razem rozmawiała bardzo długo, nie zostawiając suchej nitki na walorach zawodowych i cechach osobistych współpracowników, których nieostrożnie wymieniała z imienia, a czasem i z nazwiska. Nigdy nie padła jednak nazwa firmy, w której pracowała.

Ze złości podjął próbę cichego, prywatnego odwetu i zaczął wpisywać do internetowej wyszukiwarki zasłyszane imiona i nazwiska. Nic specjalnego z tego nie wychodziło, aż, gdy oprócz kolejnego nazwiska, wymieniła nazwę podwarszawskiej miejscowości. Nie licząc już na wiele, do tego, co już miał, dopisał "marki". Po kilku chwilach miał na ekranie nie tylko jej imię i nazwisko, ale jeszcze zdjęcie i numer telefonu. Wiedział, co robi i kim tam jest.

Teraz on poczuł się górą i jeszcze w trakcie jej rozmowy wysłał z komputera sms na jej, właśnie co odkryty, numer: "wiem kim jesteś".

Gdy rozstawali się następnego dnia koło południa w holu jego siedmiogwiazdkowego hotelu, nadal w głębi duszy jej nie lubił, ale odczuwał głęboką satysfakcję ze swego zwycięstwa, za co uznawał skłonienie tej - jak uważał - kandydatki na chodzący korporacyjny automat - do najbardziej ludzkiego z odruchów.

O tym, co było dalej - za tydzień.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200