Kropelki na kleju

Jestem jednym z tych nielicznych chyba, którzy lubią czytać gazety wydane w postaci tradycyjnej.

Jestem jednym z tych nielicznych chyba, którzy lubią czytać gazety wydane w postaci tradycyjnej.

Z tego też powodu prenumeruję Computerworld w wersji papierowej. Ale coraz częściej słychać wypowiedzi, że to mało nowoczesne i ponadto przyczynia się do niszczenia lasów. Niemniej, rezygnując z prenumeraty w postaci papierowej pozbawiamy się z premedytacją okazji do otrzymywania załączników, jak foldery reklamowe czy prezentacyjne CD.

Ostatnio, podczas przeglądania świeżego numeru, wypadła mi z jego wnętrza ulotka reklamowa z przyklejonym do niej przezroczystym pojemniczkiem jednorazowym, zawierającym jakiś płyn. W pierwszym odruchu pomyślałem, że może to klej błyskawiczny, bo najwyraźniej takie skojarzenie najbardziej mi pasowało. W następnej chwili przyszło mi do głowy, że klej w gazecie informatycznej to dodatek raczej bez sensu, więc przychyliłem się ku tezie, że jest to jakieś smarowidło do wnętrzności sprzętowych. Jednak z tego względu, że na pastę pod radiator też mi to nie pasowało, uaktywniłem wreszcie świadomą analizę, to znaczy przeczytałem informację. Załącznik okazał się być specyfikiem na suche oko, czyli po prostu kroplami do oczu w jednorazowym dozowniku. Jestem w stanie zrozumieć, że działania marketingowe nie znają ograniczeń, że w kolorowych czasopismach znajdziemy próbki szamponów, kremów, pachnideł, a nawet kawy, ale żeby tą drogą rozprowadzać medykamenty? Żaden z moich kolegów w pracy nie odważył się skorzystać z próbki. W zasadzie wiadomo dlaczego - oczy to zbyt delikatny i drogocenny organ, aby wkrapiać do nich coś, co pochodzi spoza certyfikowanej sieci dystrybucji farmaceutyków. W rzeczy samej mamy zaufanie do wydawcy czasopisma, ale po co wystawiać je na tak poważną próbę. Co prawda pomyłki w zawartości leku zdarzają się raczej z winy producenta, a nie dystrybutora, ale po co kusić los. Swoją drogą ciekawe kto z prenumeratorów zaaplikował sobie dawkę tych sztucznych łez.

Moim zdaniem, jeśli już chce się reklamować tego typu specyfiki, lepiej pozostać przy samych ulotkach, chociaż osobiście jestem przeciwnikiem jakiejkolwiek popularyzacji środków farmakologicznych, bo zachęca to ludzi do samowolnego nimi szafowania z pominięciem specjalistycznej porady lekarskiej. Jak by nie patrzeć, większość chorób objawia się bólem, a samodzielne "leczenie" popularnymi środkami przeciw-bólowymi jest tylko chwilowym uśmierzaniem, a nie likwidowaniem przyczyny. Zgodnie z taką metodyką postępowania najlepszym lekarstwem na ból głowy byłaby gilotyna. Lek jest godny swojej nazwy, gdy w określonym czasie doprowadza do wyzdrowienia. Jeśli tak nie jest, to mamy do czynienia z substytutem usprawniającym, wymagającym stałego zażywania, a co za tym idzie, z następstwami w postaci eskalacji działań marketingowych producentów, podobnie jak ma to miejsce w przypadku dowolnego produktu codziennego użytku. Celem produkcji staje się wówczas zysk, a nie skuteczne leczenie.

Zamiast wprowadzać do handlu coraz wymyślniejsze specyfiki na mnożące się dolegliwości różnego kalibru, jako ludzkość powinniśmy zintensyfikować faktyczne, a nie pozorowane działania prozdrowotne. Przyczyną objawów suchego oka może być klimatyzacja czy spędzanie dużej ilości czasu przed ekranem. Przyczyn wielu innych schorzeń także należy się dopatrywać w dobrodziejstwach cywilizacyjnych. Widać z tego, że wybór mamy ograniczony - albo zdrowo, albo nowocześnie.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200