Informatyka i ezoteryka

W myśl popularnego przekonania, informatyk mówi ludzkim głosem tylko w Wigilię o północy. Ale jest grupa, która ludzkim głosem nie mówi nigdy.

W myśl popularnego przekonania, informatyk mówi ludzkim głosem tylko w Wigilię o północy. Ale jest grupa, która ludzkim głosem nie mówi nigdy.

To tzw. bastard operator from hell, w skrócie BOFH. Jeśli już BOFH się odezwie, to jedyne słowa, które można zrozumieć bez kłopotu to "nie wolno", "nie da się", "skasowane" i "RTFM". A kto nie potrafi rozszyfrować tego ostatniego skrótu, powinien mieć niezwłocznie odebraną klawiaturę.

Pewnych stwierdzeń BOFH nie używa nigdy, np. "nie wiem", "ależ oczywiście", "da się zrobić" albo "w czym mogę pomóc?". Rasowy BOFH administruje (uwaga: nie zarządza) systemami informatycznym w organizacji, która z jakichś powodów (najczęściej finansowych) nie zbudowała profesjonalnego wsparcia. Spełnia rolę jednoosobowego helpdesku, serwisanta, nadzorcy backupów, łatacza systemów operacyjnych itd. Honorem każdego BOFH-a jest przede wszystkim przestraszyć użytkownika (zwanego "luserem"), zaszczepić mu poczucie winy oraz dać odczuć wyższość specjalisty nad niespecjalistą. Na koniec zaś pozostawić użytkownika z przekonaniem, że sam fakt skontaktowania się z BOFH-em to nietakt, a wręcz obraza.

Odmianą BOFH-a w świecie programistów jest tzw. mastahaka. Z reguły poznał on (on, bo nie widziano kobiety o cechach mastahaka) jeden albo kilka języków programowania lub narzędzie w stopniu wręcz nieprawdopodobnym, bardziej szczegółowym, niż jego autor oraz doświadczeni programiści razem wzięci. Jednak w odróżnieniu od zwykłego guru, mastahaka nie czerpie przyjemności z programowania czy rozwiązywania praktycznych problemów software'owych. Mastahaka pomaga tylko wtedy, gdy wszystkie inne możliwości uzyskania pomocy zawiodły. Prawdziwą przyjemność czerpie zaś wyłącznie z udowadniania światu, że jego narzędzie czy język jest najlepsze do rozwiązywania wszystkich problemów świata, a wszyscy, którzy tak nie uważają, muszą być idiotami.

BOFH i Mastahaka to pewna legenda i archetyp, ale chyba w naturze każdego informatyka (także i we mnie) osadzone jest przekonanie o wyjątkowości swojej profesji - a przynaj-mniej o przywileju życia w wyjątkowym dla niej czasie. I chyba z tego przekonania wyrosła cała tzw. ezoteryczna kultura informatyki. Jej przesłanie koncentruje się w jednym zdaniu: im coś jest trudniejsze, bardziej zagmatwane i niezrozumiałe dla laika, tym "lepiej i -bardziej profesjonalnie". Ma ona pewien bardzo ciekawy przejaw - tzw. ezoteryczne języki programowania. Najsłynniejszym jest chyba brainfuck - język zawierający zaledwie 8 jednoznakowych instrukcji, szczycący się najmniejszym na świecie kompilatorem (240 bajtów). Wszystkie znaki poza <>[]+-., traktowane są jako komentarz. Jednocześnie brainfuck pozostaje językiem zupełnym w sensie Turinga; mówiąc bardziej przystępnie - każdy program, włącznie z systemem ERP w Państwa przedsiębiorstwie oraz najnowszym Windows Vista można zapisać w brainfucku (a dokładniej: w jednym z jego dialektów). Inne przykłady to malbolge, najbardziej nieczytelny język programowania (w którym program właściwy powstaje poprzez przekształcenie znaków ASCII w źródło właściwego kodu) oraz whitespace. W tym ostatnim znaczenie mają tylko znaki odstępów (spacja, tabulator oraz koniec linii), a cała reszta jest pomijana.

Prawdę mówiąc, nie znam żadnej innej grupy zawodowej, która dorobiłaby się tak bogatej kultury parodii i paradoksu. Na myśl przychodzą mi właściwie tylko fizycy. Niektóre pochodzące z ich ezoterycznego świata pomysły i pojęcia ("kwark czarowny", "kot Schroedingera") weszły do kanonu nauki. Może tak samo będzie z informatyką?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200