Farmazony społeczeństwa informacyjnego

O problemach społeczeństwa informacyjnego branża IT powinna się wypowiadać na samym końcu. Zadanie to trzeba zostawić przede wszystkim specjalistom od spraw społecznych i samemu społeczeństwu.

O problemach społeczeństwa informacyjnego branża IT powinna się wypowiadać na samym końcu. Zadanie to trzeba zostawić przede wszystkim specjalistom od spraw społecznych i samemu społeczeństwu.

Niedawno, na jednej z ważnych konferencji, bardzo ważny prelegent mówiąc o informatyzacji administracji w kontekście rozwoju społeczeństwa informacyjnego stwierdził, że ja - prezes izby sektora teleinformatycznego - traktuję takie odniesienia jako farmazony. Wniosek ten wywiódł na podstawie mojej niechęci do wypowiadania się o istocie społeczeństwa informacyjnego ze strony - jakże przecież ważnego - sektora przemysłu dostarczającego technologii do budowy tegoż społeczeństwa. Oczywiście, w polemice musiałem wyjaśnić, że nie podważam ważności istnienia i rozwoju społeczeństwa informacyjnego, ale biznes powinien być jednym z ostatnich uprawnionych do wypowiadania się, jak to społeczeństwo ma funkcjonować i jakie prawa mają w nim obowiązywać. Przemysł powinien objaśniać zasady funkcjonowania i funkcjonalności produktów nowych technik informacyjnych, a następnie - po sformułowaniu potrzeb ze strony społeczeństwa - dostarczyć rozwiązania spełniające te potrzeby.

Objaśniając moje stanowisko widziałem, że nie do końca było ono zrozumiałe, również przez większość publiczności i to nawet przez przedstawicieli firm IT. Wszak wielu z nich swoje prezentacje marketingowe zaczyna od złożenia słów lojalności i podziwu dla rozwoju społeczeństwa informacyjnego w świetle, oczywiście zmodyfikowanej, strategii lizbońskiej. I następnie gładko przechodzi do prezentowania swoich produktów, niezbędnych, oczywiście, dla rozwoju społeczeństwa informacyjnego. Pytanie tylko - jakiego społeczeństwa? Warto więc może dokładniej przedstawić i wyjaśnić mój punkt widzenia z pozycji obywatela.

Kiedy zaczęło powstawać społeczeństwo informacyjne?

Sięgnijmy do Internetu, do wikipedii, poszukując definicji. Dowiadujemy się, że tym terminem "określa się społeczeństwo, w którym towarem staje się informacja traktowana jako szczególne dobro niematerialne, równoważne lub cenniejsze nawet od dóbr materialnych". Ale też dalej czytamy, że "termin został wprowadzony w 1963 r. przez Japończyka T. Umesamo w artykule o teorii ewolucji społeczeństwa opartego na technologiach informatycznych, a spopularyzowany przez K. Koyama w 1968 r. w rozprawie pt. «Wprowadzenie do teorii informacji» (Introduction to Information Theory)".

Ale w 1963 r. nie było jeszcze Internetu, nie było prywatnych komputerów, a maszynami matematycznymi zajmowali się elektronicy, fizycy, matematycy i astronomowie. Wtedy gwałtownie rozwijała się jednak telewizja (w 1969 r. odbyła się światowa transmisja z lądowania człowieka na Księżycu) i inne media. Dostęp do informacji był coraz łatwiejszy, nawet dla nas, w "demoludach", poprzez radio "Wolna Europa". Był też jednak zagłuszany, bo władza już dobrze wiedziała jakie znaczenie może mieć informacja dla procesu utwierdzania się społeczeństwa w nieposłuszeństwie do tej władzy. Wiedziała, że i dla niej informacja ma wartość - gromadziła więc informacje o obywatelach, najpierw na fiszkach, papierze, potem na bębnach, taśmach i dyskach magnetycznych komputerów.

Każda władza gromadzi informacje o obywatelach - ich odciskach palców i fotografii twarzy, miejscu pobytu, działaniach finansowych, rozmowach telefonicznych i wielu innych rzeczach. Obecnie informacji tych jest tak wiele, że nawet superkomputery już nie pomagają. W tej masie trudno było "wyłowić" dane o kilku delikwentach poznających tylko zasady pilotowania samolotu bez potrzeby nauki techniki lądowania.

Informacja była i jest towarem w działalności naukowej, gdzie o jakości pracy świadczy liczba publikacji w periodykach listy filadelfijskiej i liczba cytowań. Informacja była i jest od dawna wartością każdej firmy. Wyniki produkcji, plany biznesowe, bilans roczny są podstawą zarządzania i oceny wartości firmy na rynku. Czyż trzeba więcej udowadniać, że w myśl definicji społeczeństwo informacyjne już istnieje od dawna, a dzisiaj tylko dostaje nowe narzędzia i może funkcjonować efektywniej?

Czytając dalej definicję, dowiadujemy się jednak, że "społeczeństwem informacyjnym będziemy nazywali zbiorowość, w której 50% plus jedna osoba lub więcej, spośród zawodowo czynnych, zatrudnionych jest przy przetwarzaniu informacji". Nie dyskutując z sensem tej definicji załóżmy, że musimy wciąż budować to społeczeństwo, bo nie mamy jeszcze zbyt wielu pracowników przetwarzania informacji. Powstaje jednak pytanie, kiedy można uznać pracownika administracji zatrudnionego przy wydawaniu dowodów, korzystającego z CEPiK za pracownika społeczeństwa informacyjnego? I podobnie, ilu księgowych korzystających z systemów FK jest pracownikami tego społeczeństwa? Podobne pytania możemy mieć w odniesieniu do innych zawodów.

Kto odpowiada za rozwój społeczeństwa informacyjnego?

Zastanówmy się, czyje to ma być zadanie. Ja widzę wielu specjalistów:

  • Socjologów, którzy powinni stale analizować wpływ nowoczesnej techniki informatycznej na funkcjonowanie społeczności w różnych miejscach, grupach wiekowych, środowiskach zawodowych oraz możliwości jej zrozumienia i akceptacji. Do socjologów należy też poszukiwanie sposobów na adaptację społeczności, które mogą być zagrożone wykluczeniem z tego nowoczesnego społeczeństwa. To socjologowie są w dużej mierze odpowiedzialni za przekształcenie obecnego społeczeństwa w społeczeństwo informacyjne (ale nie w informatyczne, jak to jeszcze niektórzy z nich rozumieją).
  • Ekonomistów, którzy powinni opracować podstawy wartościowania przekazywanych informacji w ramach transferu wiedzy oraz zasady wynagradzania twórców tych informacji (utworów), łącznie z zasadami opodatkowania (bo działalność wytwarzania i sprzedaży informacji też musi być opodatkowana). Muszą się też uporać z opracowaniem nowych zasad prowadzenia biznesu informacyjnego - rozliczania kosztów produkcji informacji, amortyzacji środków produkcji itp. Dla firm przestawienie się na nową produkcję i usługi informacyjne będzie wejściem w świat zupełnie innej ekonomii i tylko część z nich zaledwie czuje jak ma to zrobić.
  • Prawników, którzy muszą stworzyć nowe doktryny prawne określające prawa własności intelektualnej do informacji oraz prawa użytkowników tych informacji, łącznie z zasadami odpowiedzialności prawnej za wytwarzanie i dostarczanie błędnych informacji (dezinformacji) powodujących określone straty. Zanim jednak będą mogli powszechnie się tym zająć, muszą poznać i zrozumieć istotę samej informacji - jak powstaje, gdzie i jak jest przechowywana, jak jest przemieszczana i w jakiej chwili staje się dostępna dla innych, a kiedy w rzeczywistości jest wykorzystana. Ta wiedza będzie potrzebna do oceny zakresu przestępstw w tej sferze, jakie już są i będą się w coraz większym stopniu pojawiać.
  • Polityków, którzy muszą zrozumieć, czym jest i czym ma być społeczeństwo informacyjne oraz pogodzić się z myślą, że takie społeczeństwo będzie w znacznie mniejszym stopniu im podporządkowane. Jak bardzo to trudne, możemy obserwować dzisiaj. Chęć posiadania informacji o każdym osobniku społeczeństwa jest tak silną potrzebą, że trudno będzie się jej wyrzec. Stąd też nie jestem przekonany do przyspieszania rozwoju społeczeństwa informacyjnego, bo wiedząc, a raczej czując, co mogą zdziałać dzisiejsze i jutrzejsze systemy, wolałbym, aby politycy, jak również prawa ochrony jednostki, najpierw dorośli do nowej sytuacji.
  • Dziennikarzy, którzy z jednej strony są głównymi zbieraczami i dystrybutorami informacji, tworząc podwaliny społeczeństwa informacyjnego, ale też i kreatorami opinii oraz promotorami nowych idei organizacji tegoż społeczeństwa. Równocześnie media stoją przed koniecznością prawie całkowitej reorganizacji zasad swojej działalności, gdyż w tym nowym społeczeństwie każdy będzie mógł być "dziennikarzem", a każdy odbiorca będzie mógł sam określać, jakiego rodzaju informacje chce otrzymywać, bez potrzeby stosowania "zappingu". Dodatkowo zostaną znacząco uszczuplone podstawy finansowe funkcjonowania mediów poprzez ograniczenie rynku reklamy - wszak każdy będzie mógł informatycznie usuwać je ze swojego zbioru informacji.
  • Humanistów (wszystkich wyżej wymienionych plus innych pragnących mieć swoje zdanie), którzy wspólnie powinni przedyskutować, na ile zakres gromadzonych informacji oraz łatwość dostępu do nich może zagrażać prywatności każdego z obywateli oraz na ile władze państwa mają prawo gromadzić informacje o obywatelach w imię zapewnienia bezpieczeństwa im oraz całemu państwu, na ile inni mogą gromadzić informacje o swoich klientach i partnerach, aby móc z nimi współpracować. Innymi słowy ta niekończąca się, w miarę postępów technologii, dyskusja musi prowadzić do wiążących ustaleń, tak aby to nowe społeczeństwo informacyjne nie straciło swojej tożsamości oraz wolności.
  • Urzędników - pracowników administracji, którzy powinni przygotować się do funkcjonowania w systemie komunikacji elektronicznej między urzędami i w kontaktach z petentami, tworząc e-administrację.
W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200