Razem czy osobno?

Czy rządowy dział Informatyzacja w obecnym kształcie jest komukolwiek na cokolwiek potrzebny?

Czy rządowy dział Informatyzacja w obecnym kształcie jest komukolwiek na cokolwiek potrzebny?

Rzeczpospolita z 24 października 2006 r. przynosi hiobowe wieści, że mogą przepaść miliony euro planowane na informatyzację administracji publicznej w naszym kraju. Powody są jak zwykle te same: "Zbyt wolne tempo inwestycji, dublowanie przedsięwzięć, stosowanie rozwiązań niezgodnych z powszechnie używanymi" - czytamy.

Ciekawe, że te same przyczyny wylicza również Grzegorz Bliźniuk, podsekretarz stanu w MSWiA, odpowiadający za dział administracji Informatyzacja. Czyżby samokrytyka? Wszak i dział Informatyzacja, i 27. część budżetową, ale nade wszystko specjalną ustawę o informatyzacji podmiotów realizujących zadania publiczne (wyjątkowa w skali UE) stworzono po to, żeby sytuacje braku koordynacji informatyzacji administracji publicznej się nie zdarzały. Co się więc dzieje z naszą informatyzacją?

Specjaliści od zarządzania mówią o tzw. błędzie ekstrapolacji, jaki popełniają zbyt pewni siebie menedżerowie. Wracając do firmy po latach nie dostrzegają, że coś się przez ten czas zmieniło. Myślę, że dokładnie taki błąd zrobił PiS zakładając, że sytuacja w informatyzacji administracji w ogóle się nie zmieniła od 2001 r. A przecież wiele rzeczy nie wygląda już tak jak 5 lat temu.

Przed informatyzacją

Aby to zrozumieć, trzeba się cofnąć o przeszło 10 lat. Pierwsze pomysły na koordynację procesu informatyzacji administracji sięgają 1996 r. i nieodżałowanego Marka Cara. Zabrzmi to jak paradoks, ale gdy czyta się protokoły kierowanej przez niego Rady Koordynacyjnej przy Premierze, na usta ciśnie się pytanie: dlaczego owych pomysłów nie zrealizowano WTEDY? Na tle obecnego stanu rzeczy wypadają one wciąż racjonalnie, nowocześnie i odważnie.

Po rezygnacji Marka Cara pomysły te zawisły "w powietrzu", zaś po jego tragicznej śmierci ostatecznie rozpłynęły się w tzw. reformie centrum. W jej rezultacie powstała struktura instytucjonalna, w ramach której za działania związane z informatyzacją administracji odpowiedzialny był minister spraw wewnętrznych i administracji. Jak to tłumaczył Marek Pol, wówczas pełnomocnik rządu ds. reformy centrum (CW 43/1996): "Nie widzę sensu, by istniał oddzielny urząd ds. informatyzacji administracji państwowej, gdy ustawowo za działania w tym zakresie będzie odpowiedzialny minister spraw wewnętrznych i administracji". Takie postawienie sprawy wydawało się racjonalne. Istniała wtedy w strukturach MSWiA komórka, która miała kompetencje, kadry, narzędzia i środki niezbędne do pełnienia roli sprawnego ciała koordynującego proces informatyzacji administracji publicznej - ówczesne RCI PESEL.

Pierwszą, w sumie dość udaną, próbą koordynacji działania urzędów w obszarze ICT był Problem Roku 2000. Projekt ten pokazał jednak, że efektywne pełnienie roli koordynatora bez stosownych narzędzi (uregulowań prawnych i dedykowanych środków) jest bardzo trudne. Właśnie zakończenie akcji Y2K było najwłaściwszym momentem do pójścia krok dalej. Niestety, może na skutek wprowadzania czterech reform zabrakło ku temu sił i środków.

W międzyczasie otoczenie bardzo się zmieniło. Szybki rozwój technologiczny spowodował, że wizje Raportu Bangemanna zaczęły stawać się rzeczywistością. Poziom rozwoju technologii informacyjnych i komunikacyjnych (ICT), powszechność dostępu do globalnych zasobów informacji zaczęły być wyróżnikiem pozycji indywidualnej i grupowej, aż do pozycji kraju w układach międzynarodowych. W tym kontekście informatyzacja administracji była tylko częścią globalnego procesu transformacji w społeczeństwo informacyjne.

Wyrazem tego było stworzenie strategii ePolska przez Departament Społeczeństwa Informacyjnego w ówczesnym Ministerstwie Łączności. Przygotowano też stosowną korektę ustawy o działach administracji rozszerzającą dział Łączność o zapisy dotyczące koordynacji spraw rozwoju społeczeństwa informacyjnego. Ten racjonalny, zdawałoby się, projekt zderzył się z oporem MSWiA i KBN w kwestii nadrzędności "rozwoju społeczeństwa informacyjnego". Tak naprawdę chodziło o dostęp do środków z programów UE, które już się zaczęły pojawiać na horyzoncie, podobnie zresztą jak wybory, przez które odłożono sprawę na później.

Era Juniora

Zwycięskie SLD w ramach swojego programu wyborczego (e-SLD) deklarowało "poważne zajęcie się tematyką informatyzacji kraju". Jednak konkrety zdominował po raz kolejny spór kompetencyjny i personalny między MSWiA (które tradycyjnie wracało do wprowadzenia stosownych zapisów w dziale Administracja), a Ministerstwem Infrastruktury, które chciało ustanowienia nadrzędnych kompetencji działu Łączność w zakresie społeczeństwa informacyjnego.

Spór rozwiązano salomonowo: utworzono nowy dział Informatyzacja, a jego obsługę powierzono "temu trzeciemu", czyli KBN-owi przekształconemu rychle w Ministerstwo Nauki i Informatyzacji (MNiI). Nie było to jeszcze najgorsze, mimo że KBN średnio był do tego przygotowany. Problemem okazało się to, że odpowiedzialność za nowy dział powierzono Wojciechowi Szewce - politykowi kontrowersyjnemu acz wielce ambitnemu. Wojciech Szewko (ps. Junior) chciał sukcesu, dlatego też nowy dział potraktował jako "biuro realizacji swoich pomysłów". Ustawa o informatyzacji miała być podkładką do realizacji projektów w swoiście pojmowanym przez Juniora "partnerstwie" publiczno-prywatnym. Rychło okazało się też, że działania z obszaru społeczeństwa informacyjnego średnio korelują z "twardymi" projektami informatycznymi w administracji.

Po odejściu Szewki MNiI zrobiło bardzo wiele, ażeby naprawić negatywny wizerunek i chyba się to udało. Podsekretarzem odpowiedzialnym za dział został szanowany w branży Włodzimierz Marciński, były radca w Przedstawicielstwie RP w Brukseli. Doprowadzono do uchwalenia kompromisowej wersji ustawy o informatyzacji. Skupiono się na pracach analitycznych i strategicznych, aczkolwiek głównie w obszarze rozwoju społeczeństwa informacyjnego. Naprawiono wiele błędów, m.in. zawetowano kontrowersyjną dyrektywę o patentowaniu oprogramowania. Eksperci MNiI włączyli się w prace UE nad programami z obszaru społeczeństwa informacyjnego w kontekście nowej perspektywy finansowej. W takim oto stanie po wyborach dział Informatyzacja znalazł się w strukturach MSWiA.

Po wyborach

PiS obejmując władzę zakładał, że informatyzacja administracji, zwłaszcza zaś pełna kontrola nad tym procesem (słynny urząd informatyzacji), ma być kluczowym elementem budowy silnego państwa. Tak też widział rolę działu Informatyzacja i dlatego znalazł się w MSWiA, czyli tak jak było do 2001 r. Zupełnie przy tym nie zwracano uwagi na fakt, jak wiele się od tego czasu zmieniło - chociażby to, że Polska stała się członkiem Unii Europejskiej, której jedną z ważniejszych polityk horyzontalnych jest owo nieszczęsne społeczeństwo informacyjne.

Gwoli sprawiedliwości, przejście Informatyzacji do MSWiA uważam za racjonalne. Powstała w ten sposób możliwość wykorzystania potencjału i wiedzy komórek wchodzących w skład dawnego RCI PESEL. Trzeba też uczciwie przyznać, że termin "społeczeństwo informacyjne w wykonaniu MSWiA" brzmi cokolwiek dziwnie. Tym niemniej rozwiązanie problemu zadania, "które nie pasuje do układanki" przez likwidację komórki, która się tym zajmowała (Departamentu Społeczeństwa Informacyjnego) uważam za zbicie termometru, żeby nie pokazywał gorączki. Ruch ten spowodował bowiem, że ów ważny obszar polityki wspólnotowej kompletnie zniknął z pola widzenia władzy. Na podstawie informacji od kolegów z Komisji Europejskiej mogę bowiem stwierdzić, że od listopada 2005 r. Polska praktycznie nie uczestniczy w pracach Wspólnoty w tym ważnym obszarze. W kontekście finalizacji prac nad programowaniem na lata 2007-13 trudno nie traktować tego jako strzał do własnej bramki. I to pod koniec dogrywki!

Skoro zatem MSWiA nie czuło się właściwym organem do realizacji tego zadania, to dlaczego nie przekazało go (z ludźmi i środkami) innej jednostce? Podobno w ten sposób nie można było tego zrobić dlatego, że takie są zapisy ustawy o działach administracji. I tu dochodzimy do sedna sprawy.

Sanacja

Razem czy  osobno?

Informatyzacja administracji

Nie jest wielką sztuką dostrzec, że zapisy art. 12a ustawy o działach administracji są wewnętrznie niespójne i składają się z dwóch części opisujących rozłączne obszary. Można by je określić jako koordynacja informatyzacji administracji i wspieranie rozwoju społeczeństwa informacyjnego. Jest to pokłosie sposobu, w jaki sformułowano zapisy działu za czasów SLD. Można więc powiedzieć, że rządy się zmieniają, a koncepcja sprzed lat wciąż trwa. Najprościej obrazuje to analiza przedstawiona w formie tabeli.

Poniższa tabela pokazuje, że nie ma ani merytorycznego, ani organizacyjnego uzasadnienia dla utrzymania działu Informatyzacja w obecnym kształcie. Uważam, że obecny zakres działu winno się zdekomponować na dwa wymienione obszary merytoryczne, przy czym:

  1. kwestie koordynacji informatyzacji administracji obejmują art. 12a pkt. 1-4. Mogą one zostać bezproblemowo dopisane do art. 6 ustawy o działach (administracja publiczna);
  2. pkt. 5, 6 i 7 art. 12a ustawy o działach dotyczące rozwoju społeczeństwa informacyjnego zostały przekopiowane z projektu Ministerstwa Infrastruktury Zmian do art. 16 ustawy o działach i, jak się wydaje, tam powinny się znaleźć. Być może warto, żeby nastąpiła zmiana nazwy działu Łączność na Rozwój społeczeństwa informacyjnego, jak wtedy planowano;
  3. ustawa o informatyzacji dotyczy prawie wyłącznie tej części, która powinna stanowić część działu "administracja publiczna". Najprościej więc, wraz z likwidacją działu, znowelizować ją, zamieniając odpowiedzialność ministra "właściwego ds. informatyzacji" na ministra "właściwego ds. administracji publicznej".
W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200