Rynek przed kompresją

Z Marcinem Rączkiewiczem, dyrektorem regionalnym Teleglobe, a VSNL International Company na kraje Europy Środkowo-Wschodniej, rozmawia Tomasz Marcinek.

Z Marcinem Rączkiewiczem, dyrektorem regionalnym Teleglobe, a VSNL International Company na kraje Europy Środkowo-Wschodniej, rozmawia Tomasz Marcinek.

Teleglobe jest światowym pośrednikiem w wymianie ruchu głosowego. Jak z Pana perspektywy wygląda polski rynek usług VoIP?

Polski rynek jest nieco zapóźniony jeśli chodzi o VoIP, ale przez to wygląda bardzo obiecująco, bo odwrotu od VoIP po prostu nie ma. Gdy spojrzeć na naszą sieć głosową, to obecnie ok. 40% ruchu głosowego w niej płynącego to ruch VoIP. Tendencja jest oczywiście wzrostowa. Polska jest na etapie przejściowym. Przede wszystkim polski rynek telekomunikacyjny w sensie liczby generowanych minut wciąż jest mały. Ludzie i firmy z roku na rok dzwonią więcej, ale to wciąż istotnie mniej niż na zachodzie Europy czy w USA.

Druga ważna charakterystyka polskiego rynku jest taka, że wciąż dominuje ruch przychodzący, co po ostatniej fali emigracji do Europy Zachodniej jeszcze się wzmogło. Z kraju wciąż nie dzwoni się dużo za granicę - nawet pomimo tego, że ceny usług znacznie spadły. Może to przyzwyczajenie, stereotyp, że rozmowy międzynarodowe są drogie, a może odzwierciedlenie prostego faktu, że dzwonienie z zagranicy do Polski jest tak tanie, iż dzwonienie z Polski za granicę jest po prostu nieopłacalne.

Polski rynek VoIP jest napędzany przez ruch przychodzący od operatorów z zagranicy. W Polsce jest on odbierany na bramki VoIP i konwertowany na ruch TDM. Ten ruch jest ogromny - to co najmniej 300 mln minut miesięcznie, czyli pasmo rzędu ok. 1000 linii E1. Koszt obsługi tego ruchu jest jednak nieporównywalnie niższy niż w przypadku ruchu TDM.

Skąd wzięło się zapóźnienie polskiego rynku VoIP, o którym Pan wspomniał? Czy duzi operatorzy nie wiedzieli o możliwościach VoIP, co wydaje się wątpliwe, nie wierzyli w jego upowszechnienie, czy też po prostu go nie chcieli?

Rynek przed kompresją

Marcin Rączkiewicz

Nie ma w tym wielkiej tajemnicy - to jest sprawa natury ekonomicznej. Proszę zwrócić uwagę, że większość operatorów w Polsce całkiem niedawno zainwestowała w nowoczesne centrale cyfrowe, ale nie VoIP, tylko tradycyjne centrale TDM. O technologii VoIP operatorzy już wtedy wiedzieli, ale planując konserwatywnie nie zamierzali opierać swoich sieci na technologiach, które kilka lat temu nie były jeszcze całkiem dojrzałe - w sensie operatorskim. Tempo dojrzewania technologii i rozwiązań trudno było przewidzieć i stąd mamy dziś świetną jakość połączeń głosowych, ale połączeń relatywnie drogich, bo inwestycje w sieci TDM muszą się zwrócić.

Co według Pana może skłonić polskich operatorów do zainwestowania w oferowanie usług VoIP na szerszą skalę?

Presja kosztowa oraz nadzieje na poprawę rentowności. W pierwszym wypadku chodzi zwłaszcza o koszt budowy i utrzymania międzyoperatorskich punktów wymiany ruchu. Ruch jest bardzo zmienny, istnieją godziny szczytu, święta itp. Jednego dnia ruch masowo płynie od jednego operatora, innego zaś głównie do niego przychodzi. Zastosowanie technologii TDM do obsługi tego samego ruchu wymaga co najmniej dwa razy tyle łączy, których koszt jednostkowy jest przy tym wyższy. Wcale się nie dziwię, że mniejsi operatorzy dawno już policzyli, że tranzyt wykorzystujący VoIP jest znacznie tańszy.

Jeśli chodzi o przychody i zyski, to na dziś podstawowym motywatorem dla operatorów jest potężna różnica w cenie tranzytu. Na giełdach telekomunikacyjnych w Stanach minutę ruchu VoIP kupuje się w hurcie w cenie ok. 1 centa, a w Polsce można ją sprzedać za 5 centów i nadal jest to oferta atrakcyjna dla klientów. 400% marży robi wrażenie, prawda? To jest inny sposób powiedzenia tego, że na dłuższą metę telefonia TDM nie ma szans.

A jakość połączeń? Czy ona nie będzie hamulcem dla poszerzania rynku o usługi VoIP?

Gorsza jakość połączeń VoIP to mit. Każdy, kto korzysta z komercyjnej usługi VoIP, to wie. Fakt, że rynek VoIP rozwija się świadczy o tym, że to jest sprawa wydumana. Być może jest to pokłosie czyichś złych doświadczeń z operatorem, który nie umiał poprawnie zestawić połączeń? Nie wiem. Różnice w percepcji jakości owszem, występują, ale w ramach usług VoIP między rynkiem amerykańskim i europejskim. W Stanach ludzie są skłonni pójść na drobne pogorszenie jakości, jeśli uzyskają w zamian istotny spadek ceny. W Europie i w Polsce klienci - zwłaszcza biznesowi - oczekują jakości nie gorszej niż jakość głosu w sieci TDM i to trochę podbija cenę. Polski rynek przejdzie jeszcze niejedną metamorfozę.

Druga strona medalu jest taka, że poziom jakości usług oferowanych przez operatorów nie wynika w chwili obecnej ze stosowanej technologii, a jest pochodną parametrów handlowych. Można kupić tańsze połączenia za granicą, ale trzeba mieć świadomość, że skuteczność nawiązywania połączeń będzie niska ze względu na ograniczoną pojemność sieci docelowej, albo jakość będzie słabsza, np. w wyniku terminowania połączeń na bramkach GSM, a nie bezpośrednio przez styk z operatorem komórkowym.

Zobacz również:

Halo, tu konkurencja

Ostatecznie wszystko jest pochodną produktu, który kupi operator na rynku hurtowym. My na przykład oferujemy cztery poziomy jakości głosu. Jeżeli więc ktoś kupuje terminację rozmów do Polski w cenie 0,016 USD, czyli ok. 0,05 zł, to dobrze żeby miał świadomość faktu, że na niektóre strefy numeracyjne w kraju oficjalna stawka narzucona przez regulatora rynku jest większa. Może więc się zdarzyć, że operator oferujący te usługi będzie świadomie limitował ruch do droższych stref w pewnych godzinach lub obniżał sprawność połączeń tam, gdzie koszty są większe.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200