Lokomotywa z Krakowa

Miniony rok to kolejny okres konsekwentnego wzrostu Comarchu. Zdaniem komentatorów, tempo rozwoju może być źródłem ewentualnych problemów firmy.

Miniony rok to kolejny okres konsekwentnego wzrostu Comarchu. Zdaniem komentatorów, tempo rozwoju może być źródłem ewentualnych problemów firmy.

Nie ma dziś chyba na polskim rynku IT drugiej firmy, która ma równie zdyscyplinowany "elektorat negatywny". Januszowi Filipiakowi, prezesowi Comarch SA, wypominane jest niemal wszystko. I to że buduje firmę na studentach, którzy mają często nikłe pojęcie o metodyce prowadzenia projektów i inżynierii oprogramowania, i to że otwiera biura w tak egzotycznych miejscach jak Panama, czy to, że Comarch zaniża stawkę godzinową specjalistów wynajmowanych do pracy za granicę. Jest w tych krytycznych głosach odrobina prawdy. Słychać w nich także nutkę lęku i zazdrości. Trudno bowiem w Polsce znaleźć firmę o porównywalnej skali, która rozwijałaby się z podobną dynamiką, wykazując przy tym tak lubiane przez analityków giełdowych "zrównoważone" tempo wzrostu wyrażane co roku dwucyfrową liczbą.

Nie samą telekomunikacją Comarch żyje

Lokomotywa z Krakowa

Janusz Filipiak, prezes zarządu Comarch SA

Na tle polskiego rynku IT Comarch jest jak rozpędzona lokomotywa. Tylko w ciągu ub.r. firma zanotowała 35-proc. wzrost przychodów, prawie 240-proc. wzrost zysku netto i wzrost zatrudnienia o ponad 300 osób. "To był rok stabilnego, dynamicznego wzrostu. We wszystkich sektorach przychody urosły o 20-40%.

Nie zanotowaliśmy spektakularnych kilkudziesięciomilionowych kontraktów, poza projektem integracji pracowni internetowych dla szkół, to jednak wynika ze specyfiki rynku w minionym roku. Był to rok wyborczy, więc wiele decyzji zostało zawieszonych. Także za granicą coraz częściej obserwujemy tendencję do dzielenia dużych kontraktów na kilka mniejszych, wartych parę milionów euro podprojektów" - mówi Paweł Przewięźlikowski, wiceprezes Comarch SA.

Równomierny wzrost obrotów pozwolił na dalszą dywersyfikację przychodów. O ile nadal głównym źródłem przychodów jest administracja centralna i samorządowa (30,1%), o tyle na drugim miejscu znalazły się przychody z sektora handlowo-usługowego (25,4%), na trzecim znalazł się sektor bankowo-ubezpieczeniowy (18,4%), a dopiero na czwartym (17,7%) sektor telekomunikacyjny, z którym Comarch jest wciąż najbardziej utożsamiany. Wzrost przychodów z sektora handlowo-usługowego był możliwy dzięki sukcesom w sprzedaży rozwiązań do zarządzania programami lojalnościowymi, a także systemu Comarch ECOD do wymiany komunikatów EDI, którym firma podbija rynki wschodnie.

Zdaniem Pawła Przewięźlikowskiego szczególnie godny uwagi i perspektywiczny jest jednak wzrost udziałów w konkurencyjnym rynku bankowo-finansowym. "Dzięki ostatnim kontraktom z ING Bankiem, BZ WBK, Fortis Bankiem, Pekao SA i Wartą zdobyliśmy kilka kolejnych referencji - pierwszych wdrożeń, które z czasem mogą doprowadzić do nawiązania szerszej współpracy" - mówi.

To dopiero początek

Lokomotywa z Krakowa

Przychody Comarch SA

Jeśli wierzyć zapewnieniom szefów Comarchu, obecne sukcesy firmy to zaledwie przygrywka do tego, co czeka firmę w najbliższych latach. W ciągu dekady firma ma osiągnąć przychody na poziomie 1 mld euro i zatrudnić nawet do 6 tys. pracowników.

Jak Comarch chce to osiągnąć? Dzięki konsekwencji. "Nie będziemy zmieniać naszego profilu. Pozostaniemy producentem oprogramowania i dostawcą usług związanych z naszymi produktami" - mówi Janusz Filipiak. Rozwój ma się odbywać przede wszystkim poprzez organiczny wzrost. "Jaki cel miałoby przejmowanie firm, jeśli sami z siebie rośniemy w tempie 30% rocznie i zatrudniamy co roku kolejne kilkaset osób" - odpowiada na pytanie o ewentualne akwizycje Janusz Filipiak.

Koniec efektu zaskoczenia

Ambicja i brak kompleksów, z jaką Comarch zdobywa kolejne rynki, na pewno zasługuje na podziw.

Budzi jednak także pewne obawy. Równoczesna próba zdobycia kilku rynków może okazać się niebezpieczna. "Comarch nie może już liczyć na efekt zaskoczenia. Na rynku dostawców rozwiązań billingowych konkurencja poznała już dobre i złe strony firmy" - mówi Christophe Debou, do stycznia br. członek zarządu i szef sektora telekomunikacyjnego w Comarchu. Rosną także wymagania odbiorców. Oczekują oni nie tylko dobrej ceny (co akurat Comarch jest w stanie zapewnić, bazując na wciąż tańszych specjalistach z Krakowa, Lwowa i Drezna), ale przede wszystkim wysokiej jakości usług i szybkiego terminu ich realizacji. "Warto wesprzeć produkty odpowiednio dopracowanymi interfejsami, dopracowaną dokumentacją i generalnie dopracować całe "opakowanie" systemów. Kiedyś jeden z partnerów powiedział nawet, że nasza firma ma diament, ale nieoszlifowany" - mówi Christophe Debou.

To odpowiedni moment, by Comarch dokonał przegrupowania. Wzmocnił zespoły wdrożeniowe, dopracował oferowane produkty i skupił się na 1-2 z nich. Niestety, trudno myśleć o takiej operacji, w sytuacji gdy firma wciąż oportunistycznie korzysta z każdej okazji do sprzedaży produktów.

Zdaniem analityków model, według którego działa Comarch, będący równocześnie firmą produktową i usługową może być trudny do utrzymania. Nie można dopracowywać nowych produktów i równocześnie rozwijać portfolio usług, gdyż obie te sfery rządzą się innymi priorytetami. O ile firma produktowa skupia się na przewidzeniu potrzeb klientów i maksymalnej standaryzacji produktów, o tyle sukces firmy usługowej leży przede wszystkim w realizacji indywidualnych potrzeb klientów. Paweł Przewięźlikowski kwestionuje jednak taki podział. "Wiele koncernów oferuje równocześnie i produkty, i usługi IT. Trudno żebyśmy wprowadzali na siłę samoograniczenia, w sytuacji gdy nasi menedżerowie przychodzą z coraz to nowymi pomysłami" - mówi. I patrząc na dotychczasowe wyniki Comarchu, przynajmniej na razie trudno odmówić mu racji.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200