Mały Brat

Orwellowska wizja państwa jako Wielkiego Brata byłaby możliwa w systemie totalitarnym; w demokracji również technologie informacyjne podlegają kontroli społecznej. Niektóre z nich są jednak na tyle nowe, że wymagają też nowych regulacji prawnych. Takie potrzebne są na przykład w sferze korzystania z Internetu w godzinach pracy.

Orwellowska wizja państwa jako Wielkiego Brata byłaby możliwa w systemie totalitarnym; w demokracji również technologie informacyjne podlegają kontroli społecznej. Niektóre z nich są jednak na tyle nowe, że wymagają też nowych regulacji prawnych. Takie potrzebne są na przykład w sferze korzystania z Internetu w godzinach pracy.

Nowe techniki to zawsze nowe szanse i nowe zagrożenia. Ciągle wraca zatem, w nowych kontekstach, stare pytanie: czy zaprzestać produkcji noży, bo ktoś zechce ich użyć do niecnych czynów? Oczywiście, nie. Te praktyczne narzędzia wytwarza się głównie po to, aby kroić nimi chleb bądź wykonywać wiele innych, pożytecznych czynności. Zagrożeniom da się przeciwdziałać poprzez rozsądne ustawodawstwo i skuteczne egzekwowanie wprowadzonych przepisów.

Dotyczy to także technologii informatycznych. W otwartym społeczeństwie demokratycznym nie grozi nam monstrum omnipotentnego państwa, "trzymającego władzę" informacyjną nad obywatelem. Może się wszakże zdarzyć, że tu i ówdzie pojawi się przy nas "mały brat" śledzący każdy nasz krok, a nawet gest.

Przykładem takiej aplikacji jest World Tracker (światowy tropiciel), który zyskuje coraz większą popularność w Europie i nie różni się funkcjonalnością od znanych systemów lokalizacyjnych GPS. Tyle tylko, że należy do serwisów zorientowanych także na zwykłego, przeciętnego użytkownika telefonu komórkowego. Może on zarejestrować w sieci swoją "komórkę" i po potwierdzeniu zwrotnego komunikatu, umożliwić lokalizację swojej osoby (a dokładniej rzecz ujmując aparatu telefonicznego) bezpośrednio w Internecie, w formie wizualnej, podobnie jak to się dzieje w Google-Earth.

Teoretycznie ktoś mógłby zarejestrować naszą komórkę bez naszej wiedzy i mając do niej dostęp (np. pod naszą nieobecność) potwierdzić za nas komunikat informujący o włączeniu mechanizmu lokalizacji. Prawo chroni jednak takiego roztargnionego właściciela telefonu, zobowiązując internetowego usługodawcę do wysyłania dodatkowych komunikatów informujących właściciela, że może być lokalizowany. W szczególności SMS-y z takimi informacjami nie mogą być wysyłane o tych samych porach dnia, ale winny być generowane w sposób przypadkowy, czas ich wysyłania musi być wybierany losowo.

Od pomysłu do przemysłu

Szerokie możliwości zastosowań takiego systemu lokalizacji, zarówno w sferze prywatnej, jak i biznesowej, można sobie bez trudu wyobrazić. Będzie ich w Internecie przybywać, gdy rozpowszechnią się radiotykietki RFID. Już dziś ich cena jest tak niska, że nie stanowi przeszkody dla stosowania przy znakowaniu palet z towarami. Z czasem minichipy znajdą się na (czy w) każdym produkcie. Można je będzie z nim tak zintegrować, że ich usunięcie równałoby się zniszczeniu wyrobu. Drżyjcie, zatem, złodzieje!

Obraz rzeczywistości, w której mikroprocesory znajdą się dosłownie w każdej klamce, cegle i guziku od koszuli, może szokować, choć przecież nie więcej niż pęd pierwszych lokomotyw przerażał naszych przodków. Mamy zresztą przed sobą nie tylko lata, ale zapewne dziesięciolecia, żeby się do tego nowego świata przyzwyczaić. Procesy, o których mówimy, nie dokonują się bowiem skokowo, lecz na długiej drodze przemian "od pomysłu do przemysłu". Ważne, abyśmy sami mogli decydować, czy z nowych technologii zechcemy skorzystać. Nikt do tego nie zmusza rodziców brytyjskich, a także i wielu polskich dzieci, którzy mogą w Internecie śledzić poczynania swych pociech za pomocą przedszkolnych kamer. Rzut oka na stosowną stronę internetową uspokoi każdego rodzica i pozwoli mu wydajniej zająć się pracą bez martwienia się o rodzinę.

I tu dochodzimy do kwestii używania Internetu czy poczty elektronicznej dla celów prywatnych na stanowisku pracy. Ta sfera jest jeszcze słabo regulowana przepisami prawnymi, co może prowadzić do wielu praktycznych problemów oraz różnych interpretacji ze strony pracodawców i pracowników. Niemniej istnieją przecież dobre regulacje prawne dla sytuacji analogicznych, to znaczy dotyczące użytkowania telefonu w pracy. Wynalazek Bella jest znacznie starszy niż technologie internetowe i doczekał się wielu uregulowań prawnych, chociaż trzeba pamiętać, że istnieją także znaczące różnice między sferą internetową a klasyczną telekomunikacją.

Prywatne wyjście na miasto

Z jednej strony, pracownik nie może przyjmować, że ma generalne prawo używania telefonu na stanowisku pracy dla celów prywatnych. Z drugiej zaś istnieją już jednoznaczne wykładnie europejskie, które powiadają, że telefon jest powszechną zdobyczą cywilizacyjną i pracownik ma prawo korzystać z dobrodziejstw tego wynalazku - także w czasie pracy, jeśli nie koliduje to z jego obowiązkami. Można więc do pracownika zadzwonić w godzinach jego pracy, by przekazać mu istotną dla niego informację. W praktyce nie jest to duży problem, bo nie generuje kosztów dla pracodawcy, a jedynie może odciągać pracownika od jego obowiązków w przypadku dłuższych rozmów. Przy krótszych rozmowach pracodawcy akceptują taki stan rzeczy.

Inaczej jest wtedy, gdy to pracownik uważa, że musi zadzwonić ze stanowiska pracy, a nie dysponuje własną "komórką". Taka rozmowa pociąga koszty obciążające właściciela aparatu (numeru) telefonicznego, czyli pracodawcę, a mogą one być wysokie, gdy połączenie odbywa się na specjalny numer bądź jest zamiejscowe (zagraniczne). Oczywiście, pracodawca może udostępnić w firmie automat telefoniczny, co rozwiązuje problem obciążania kosztami. Może to być jednak dość sztuczne i mało wygodne rozwiązanie, szczególnie w przypadku pracowników mających już telefony na swoich biurkach, z których mogliby po prostu krótko skorzystać.

Wyjściem z sytuacji może być udostępnienie dodatkowego numeru, za pośrednictwem którego można "wyjść na miasto" prywatnie, dzwoniąc np. przez 80 zamiast przez 0. W takim przypadku rozmowa automatycznie obciąża pracownika, a jej koszty, za jego zgodą, mogą być potrącane z pensji z jednoczesnym dostarczeniem wykazu prowadzonych rozmów (na rachunku czytelna jest jedynie część numeru, a w razie wątpliwości można go sprawdzić w bazie danych). Oczywiście, otwarta pozostaje kwestia zaufania do pracownika, który jednak ma obowiązek oddzielania rozmów prywatnych od służbowych. Dodatkowo istnieje możliwość stosowania aparatów z osobistym hasłem dla zagwarantowania pracownikowi, że tylko on może z niego skorzystać, gdy dzwoni prywatnie.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200