Zabełtany błękit w głowie

Nowoczesny operator telekomunikacyjny charakteryzuje się nie tylko usługami na dobrym poziomie, szerokim wachlarzem ofert, ale także poprawną współpracą z klientami. Ci bardziej nowocześni umożliwiają zarządzanie swoim kontem osobistym - a więc profilowaniem usług - poprzez interfejs internetowy. Nasz czołowy operator telefonii stacjonarnej nie zasypia gruszek w popiele i podąża w ślad za resztą.

Nowoczesny operator telekomunikacyjny charakteryzuje się nie tylko usługami na dobrym poziomie, szerokim wachlarzem ofert, ale także poprawną współpracą z klientami. Ci bardziej nowocześni umożliwiają zarządzanie swoim kontem osobistym - a więc profilowaniem usług - poprzez interfejs internetowy. Nasz czołowy operator telefonii stacjonarnej nie zasypia gruszek w popiele i podąża w ślad za resztą.

Ten akapit rozpoczynający dzisiejszy felieton powstał rok temu. Wtedy zadecydowałem, że nie ma tak naprawdę nad czym się rozwodzić, więc rozpoczęty tekst trafił do poczekalni, gdzie czeka jeszcze kilka innych na stosowną okazję. Dzisiaj jednak - bynajmniej nie z powodu rocznicy - nadarzyła się okazja, aby odkurzyć pewną historię i powrócić do sprawy. Z powodu zdenerwowania. Bo zdenerwowanie to też przecież jakaś okazja.

Pisząc rok temu o naszym czołowym operatorze nie miałem na myśli jego e-serwisu służącego profilowaniu konta indywidualnego. Takiej możliwości wówczas nie było. Funkcjonowała jedynie linia w kolorze blue, gdzie można było sobie głosowo skonfigurować i zamówić. Decydując się na ten krok trzeba było być przygotowanym jak do egzaminu (i tak jest nadal). Oprócz podania indywidualnego hasła, trzeba odpowiedzieć na testowe pytania. Niestety, nie wszystkie odpowiedzi są znane nawet abonentowi. Bo o ile pamiętam nazwisko panieńskie matki oraz inne osobiste szczegóły, to naprawdę nie mogłem poradzić sobie z przypomnieniem dla jakich numerów wybrałem sobie opcję "wybrane numery". Życzliwość panienki po tamtej stronie, delikatne jej podpowiedzi i trochę prób na chybił trafił, jakoś pomogły zdać mi ten egzamin.

Zawsze myślałem, że hasło zestawione z numerem telefonu (który zresztą im się wyświetla) to już jest jakiś element wiarygodności. Pytania testowe niestety nie powtarzają się, jeśli by ktoś chciał wkuć je na pamięć. Liczą się bystrość i refleks.

Fakty te odżyły, gdy postanowiłem zamówić sobie świeżą usługę, czyli obsługę konta przez Internet. Od lat z takowego korzystam w telefonii komórkowej i jestem bardzo zadowolony. Ale nie wszystko może być proste w te dni. Pierwej TP SA musi przydzielić PIN, co wykonuje się za pomocą telefonicznego doradcy. Doradca po przeprowadzeniu testu weryfikującego tożsamość ostrzega, że PIN należy wstukać po przełączeniu na automatycznego lektora, który pokieruje sprawą. Następnie daje się słyszeć sygnał zajętości, po czym następuje długotrwała cisza. Automatyczny lektor chyba poszedł na piwo, albo ma niedyspozycję żołądkową. Po prostu go wcięło. Jednego wieczoru podszedłem dwa razy do zagadnienia, za każdym razem egzaminował mnie kto inny, ale automatyczny lektor nie wrócił do pracy. Straciłem na to z pół godziny, czekając za każdym razem po zaliczeniu egzaminu przy głuchej słuchawce wiele minut, w nadziei, że może ktoś zagada. Najwyraźniej nie dorosłem do korzystania z serwisów tego typu. A może jestem za stary i zbyt niecierpliwy.

Tadeusz Woźniak śpiewał kiedyś tak: "A kiedy przyjdzie także po mnie zegarmistrz światła purpurowy, by mi zabełtać błękit w głowie, to będę jasny i gotowy. (...) Na wszystko jeszcze raz popatrzę i pójdę nie wiem gdzie na zawsze". A ja wiem, gdzie pójdę: albo do czubków, albo do innego operatora. Już nawet słyszę jakieś "PUK, PUK". To grzecznie przypomina o sobie, zorganizowany jak zwykle, komórkowy I-BOA.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200