Ustawa o informatyzacji: to dopiero początek

Po uchwaleniu 17 lutego 2005 r. Ustawy o informatyzacji wydawało się, że już nic więcej nie potrzeba, tylko zabrać się do pracy i przestrzegać jej zapisów. Tyle że narzuciła ona konieczność przygotowania osiemnastu rozporządzeń Rady Ministrów i ministra właściwego ds. informatyzacji (tj. ministra spraw wewnętrznych i administracji) oraz wydania dziesięciu rozporządzeń przez innych ministrów na podstawie upoważnień zawartych w innych ustawach.

Po uchwaleniu 17 lutego 2005 r. Ustawy o informatyzacji wydawało się, że już nic więcej nie potrzeba, tylko zabrać się do pracy i przestrzegać jej zapisów. Tyle że narzuciła ona konieczność przygotowania osiemnastu rozporządzeń Rady Ministrów i ministra właściwego ds. informatyzacji (tj. ministra spraw wewnętrznych i administracji) oraz wydania dziesięciu rozporządzeń przez innych ministrów na podstawie upoważnień zawartych w innych ustawach.

Jak łatwo się domyślić, przyjęto przy tym nierealne terminy wydawania aktów wykonawczych i tym samym pięć istotnych rozporządzeń ma już znaczące opóźnienie. Wśród nich rozporządzenie Rady Ministrów w sprawie Planu Informatyzacji Państwa.

Bezsprzecznie najwięcej zamieszania wywołało na razie "Rozporządzenie w sprawie minimalnych wymagań dla systemów informatycznych z dnia 11 października 2005 roku". Powstało domniemanie, że odtąd obowiązującym formatem dokumentów tekstowych i tekstowo-graficznych, którymi powinny się posługiwać jednostki administracji, jest Open Document. W tej sytuacji Wacław Iszkowski, prezes Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji (PIIT), postawił wiceministrowi Grzegorzowi Bliźniukowi kilka istotnych pytań. W odpowiedzi Grzegorz Bliźniuk przyjął proponowaną przez PIIT interpretację, według której "dokumenty muszą być udostępniane obywatelom i podmiotom gospodarczym w jednym z formatów: txt, rtf (wersja 1.6), pdf (wersja 1.4), doc lub odt (Open Document wersja 1.0)".

Jednocześnie Grzegorz Bliźniuk zaprzeczył, jakoby rozporządzenie określało jakikolwiek format jako "wiodący". Zaprzeczył również interpretacji, jakoby pliki z programów Microsoft Word i Acrobat Reader mogły służyć wyłącznie do odczytu informacji. Stwierdził również, że administracja nie preferuje, ani nie zaleca żadnego programu służącego tworzeniu lub przeglądaniu dokumentów. "Ministerstwo w żaden sposób nie stwierdza, który z pakietów spełniających te wymagania jest najpopularniejszy" - twierdzi Grzegorz Bliźniuk. A już byli tacy, którzy otrąbili śmierć Windows i Microsoft Office...

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200