Z Indii do Polski

Wizja Hindusów nad Wisłą i Odrą powoli staje się faktem. Zastanówmy się, jaki będzie bilans tych inwestycji?

Wizja Hindusów nad Wisłą i Odrą powoli staje się faktem. Zastanówmy się, jaki będzie bilans tych inwestycji?

Kiedy pięć miesięcy temu w artykule "Inwestorzy z Bangalore" (Computerworld 29/2005) zwracaliśmy uwagę na rosnące zainteresowanie indyjskich koncernów teleinformatycznych inwestycjami w Europie Środkowo-Wschodniej, nie przypuszczaliśmy, że tak szybko staniemy się świadkami takiej współpracy. Pod koniec listopada br. zakończyły się I Polsko-Indyjskie Warsztaty zorganizowane przez Urząd Marszałkowski Województwa Małopolskiego z udziałem ponad 20 biznesmenów z indyjskich firm informatycznych i budowlanych (m. in. Tata Consultancy Services i Satyam Computer Services). Swoje prezentacje miało także kilku polskich dostawców, w tym: Emax, Ericpol, Prokom Software z firmą Spin i Telekomunikacja Polska.

Doraźnym skutkiem warsztatów były trzy porozumienia ramowe o współpracy pomiędzy władzami samorządowymi Małopolski i stanu Andhra Pradesh. "Chcemy zaoferować swoje doświadczenia w zakresie przyciągania inwestorów, a także współpracy pomiędzy administracją, biznesem i uczelniami" - deklaruje K. Ratna Prabha, sekretarz w Departamencie IT i Komunikacji stanowego rządu Andhra Pradesh. Z kolei indyjska firma Tata Consultancy Services (TCS) podpisała umowę o współpracy z Uniwersytetem Jagiellońskim i Akademią Górniczo-Hutniczą.

Przedstawiciele europejskiego oddziału TCS ogłosili także zamiar otwarcia w Krakowie, Skawinie (gdzie przewodniczącym Rady Miejskiej jest Sławomir Kopeć z Urzędu Marszałkowskiego) lub Niepołomicach centrum rozwoju oprogramowania i usług, które w ciągu trzech lat zatrudni do 1000 absolwentów okolicznych uczelni. Warsztaty zaowocowały także deklaracją ścisłej współpracy pomiędzy przedstawicielami indyjskich władz i biznesu a samorządem, środowiskami naukowymi, a docelowo zapewne także przedstawicielami polskiej branży IT. Długofalowe skutki tej inwestycji będą zapewne dalece poważniejsze.

Lis w kurniku

Z Indii do Polski

K. RATNA PRABHA, sekretarz w Departamencie IT i Komunikacji stanowego rządu Andhra Pradesh, Indie.

Znając sposób i dynamikę działań indyjskich firm IT, które już 3, 4 lata temu przekonały się do Europy Środkowo-Wschodniej (są już na Węgrzech i w Czechach, a myślą o Słowacji i Rumunii) i które przywykły do działań grupowych, bez większego ryzyka możemy stwierdzić, że zapowiadana inwestycja TCS będzie raczej jedną z pierwszych, niźli jedyną tego typu w Polsce. Wizja Hindusów nad Wisłą i Odrą powoli staje się faktem.

Pierwsze reakcje polskich firm IT na wiadomość o spodziewanej inwestycji w Małopolsce są - delikatnie mówiąc - ambiwalentne. Szefowie lokalnych firm obawiają się, że wejście nowego podmiotu na i tak mocno wydrenowany z atrakcyjnych specjalistów krakowski rynek doprowadzi do wywindowania wynagrodzeń i pogłębienia problemów związanych z poszukiwaniem informatyków. Firmy obawiają się także większej konkurencji w walce o kontrakty, i to nie te z zakresu outsourcingu czy BPO (w końcu tu doświadczenie mamy raczej nikłe), ale przede wszystkim te, które dotyczą rynku zamówień publicznych, gdzie Hindusi mogą poszczycić się światowymi referencjami.

Co bardziej przewrażliwieni przedstawiciele rodzimej branży zaczęli już bić na alarm, porównując sprowadzenie indyjskich koncernów nad Wisłę do wpuszczania lisa do kurnika. Bardziej zapobiegliwi, a także ci, którzy mieli już okazję zetknąć się z ekspansywnym indyjskim IT, raczej przyglądają się bacznie sposobowi działania indyjskich firm i przygotowują pierwsze analizy "szans i zagrożeń" związanych z tymi inwestycjami.

Szansa dla piramidy

Hindusi doskonale znający repertuar krytyków, którzy - niezależnie od szerokości geograficznej - na ich wejście reagują podobnie, na zarzuty podnoszone w kuluarach odpowiadają niewzruszonymi deklaracjami o tym, że nie ma nic złego w globalnej konkurencji, a polskie firmy mogą skorzystać na ich obecności w Polsce. Te korzyści będą wynikać z różnorakich form współpracy i pozwolą polskim przedsiębiorcom na zdobycie wiedzy na temat organizacji biznesu outsourcingowego.

Sławomir Kopeć, dyrektor Departamentu Społeczeństwa Informacyjnego w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Małopolskiego, słysząc te obawy obrusza się i w odpowiedzi rysuje pięciopiętrową piramidę. Ilustruje ona organizację i potrzeby indyjskich firm IT. Jej wierzchołek stanowią wysoko wykwalifikowani specjaliści, piętro niżej znajdują się programiści, a dalej specjaliści ds. wsparcia informatycznego i personel odpowiadający za obsługę procesów biznesowych. Wreszcie u jej podnóża znajdują się konsultanci zatrudnieni w call center. "Polskie firmy interesują dwa najwyższe piętra piramidy. Tymczasem Hindusów, a także nas, interesuje cała piramida. Podejmujemy działania, aby zapewnić perspektywy pracy także absolwentom spoza najbardziej renomowanych uczelni po to, by nie tkwili na bezrobociu, albo nie wyjeżdżali do pracy za granicę" - mówi.

Kilka tysięcy wygranych rocznie

W obliczu tych rozbieżności trudno o jednoznaczną odpowiedź, kto zyska na spodziewanej ekspansji Hindusów nad Wisłą. Wydaje się jednak, że przynajmniej część obaw związanych z tym faktem jest nieuzasadniona. Firmy IT, które zetknęły się z indyjską konkurencją, wiedzą już, że pod względem cenowym jest ona bezlitosna. "Tam, gdzie światowe koncerny nie są w stanie zejść poniżej 100 USD/h za analityka programistę, a my możemy zaoferować 75 USD/h, Hindusi wchodzą z ofertą na poziomie 20 USD" - mówi menedżer jednej z polskich firm aktywnie działających na rynku międzynarodowym.

Jednocześnie jednak wiadomo, że współpraca z hinduskimi koncernami nie odbywa się bezkonfliktowo. Chociażby z uwagi na realizację części zadań zdalnie, na konieczność równoczesnej obsługi wielu projektów, a także preferowanie rozwiązań prostych w implementacji, ale wymagających dużo pracy na etapie wsparcia, przedsięwzięcia IT realizowane przez Hindusów mają swoje wady. Dlatego też potencjalna oferta firm indyjskich - choć na pewno atrakcyjna cenowo - wcale nie musi okazać się konkurencyjna, a może być wręcz komplementarna względem propozycji polskiej branży IT. Tym bardziej, że głównym elementem oferty Hindusów pozostaje globalny outsourcing, pokaźna nisza, wobec której polskie firmy IT pozostają z różnych względów obojętne.

Oczywiście, nadal pozostaje kwestia wzrastającej konkurencji o pracowników. Tu jednak trudno nie zgodzić się z tymi, którzy mówią, że im większa konkurencja, tym lepiej. Tym bardziej, że według niepełnych jeszcze wyliczeń Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego w Krakowie i okolicach studia licencjackie i magisterskie w mniejszym lub większym stopniu związane z IT kończy rocznie 20 tys. osób. Absolwentów "czystej" informatyki jest wśród nich zaledwie ok. 1 tys. Coraz trudniej w tej rzeszy znaleźć wysoko wykwalifikowanych programistów z odpowiednim doświadczeniem, jednak o pracowników, którzy chcieliby zacząć karierę od prostych zadań związanych z obsługą procesów biznesowych nie powinno być trudno.

Koniec inwestycyjnej zadyszki

Na pewno potencjalnie najwięcej na współpracy z Hindusami może zyskać miasto i cały region, który z różnych, często politycznych, powodów popadł ostatnio w "inwestycyjną zadyszkę". Brak wolnych przestrzeni biurowych, coraz większa konkurencja o personel, a także wszechobecne korki sprawiają, że zwłaszcza najwięksi inwestorzy coraz przychylniej patrzą na inne polskie miasta, przede wszystkim Wrocław. Dzięki nowym partnerom Kraków może zyskać nowy impuls do rozwoju, być może także poza swymi granicami. A Małopolska ma się od kogo uczyć. Andhra Pradesh jeszcze 10 lat temu zajmował czołowe miejsca na liście najbiedniejszych stanów Indii. Dziś siedmiomilionowy Hyderabad jak równy z równym walczy o inwestycje IT z Bangalore (stolicą stanu Karnataka), stając się jednym z ważniejszych centrów high-tech w Indiach. Dziś Kraków i cała Małopolska startują ze znacznie lepszej pozycji. Oby osiągnęły zbliżone efekty.

Europejska stolica IT do 2010

Mam nadzieję, że te warsztaty to tylko kolejny - nie pierwszy i nie ostatni etap naszej współpracy. Jestem zadowolony z ich przebiegu głównie dlatego, że polskiej stronie udało się przemyśleć i wyartykułować nasze potrzeby i oczekiwania. A chcemy, by Kraków i Małopolska wykorzystały swoje atuty: przede wszystkim potencjał ludzki i położenie, aby do 2010 r. stały się istotnym europejskim centrum high-tech i IT. Żeby to osiągnąć, nie możemy skupiać się na działaniach przyciągających 1-2 firmy, albo przygotowując plan ulg finansowych, które z punktu widzenia potencjalnych inwestorów są jedynie miłym dodatkiem, który ułatwia podjęcie decyzji o inwestycji, ale nie decyduje o niej.

Sławomir Kopeć, dyrektor Departamentu Społeczeństwa Informacyjnego w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Małopolskiego.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200