Asy przeciw gigantom

W czerwcu tego roku Alan Cane napisał w Financial Times: "przemysł komputerowy na świecie znalazł się w stanie kompletnej dezorientacji. Szybkie zmiany technologiczne i handlowe niszczą jego podstawy". Jest to pogląd podzielany przez wielu ludzi liczących się w przemyśle komputerowym.

W czerwcu tego roku Alan Cane napisał w Financial Times: "przemysł komputerowy na świecie znalazł się w stanie kompletnej dezorientacji. Szybkie zmiany technologiczne i handlowe niszczą jego podstawy". Jest to pogląd podzielany przez wielu ludzi liczących się w przemyśle komputerowym.

Niemal wszystkie większe firmy komputerowe odnotowały w zeszłym roku spadek zysków. Wśród wielkich przedsiębiorstw zyski spadały najwyraźniej w Grupie Bull we Francji oraz w UNISYS'ie w USA. (Crane szacuje spadek zysków odpowiednio na 690 mln i 437 mln funtów). Rozpoczęło się zwalnianie z pracy. IBM zredukował zatrudnienie o ok. 30% w ciągu ubiegłych trzech lat. Apple ogłosił w maju bieżącego roku, że będzie musiał zwolnić ok. 10% pracowników. Tak to wygląda od strony producenta. Jednocześnie rozpoczęło się to, co klienci lubią najbardziej - gwałtowna obniżka cen. IBM sprzedawał w tym roku za 52 tys. dolarów model komputera, który rok wcześniej kosztował 130 tys. dolarów. Radość klientów może być jednak zwiastunem poważnych problemów dla wszystkich. Na razie kłopoty dotknęły tylko producenta i sprzedawcę. Ale co będzie jutro? Ostrożny klient dwa razy pomyśli zanim kupi mocno przeceniony towar. Może na jego miejscu pojawi się wkrótce produkt nowej generacji?

Kilka energicznie działających firm postanowiło zminimalizować tę dezorientację i zapewnić klientom oraz producentom jakiś znośny poziom bezpieczeństwa. Stanęli przed trudnym zadaniem. Z jednej strony trzeba było stworzyć nowy rynek, podnieść popyt na nowy sprzęt, wylansować nowe produkty, zwiększyć sprzedaż i

podnieść obroty firm komputerowych. Z drugiej strony trzeba było zapewnić użytkowników, że to, co już kupili, nie wyjdzie z dnia na dzień z użycia, że będą mieli dostęp do nowych, sprawniejszych programów i urządzeń, że przeceniony sprzęt jest pewny i pełnowartościowy. Tę kwadraturę koła rozwiązano, zawierając dżentelmeńską umowę na temat przyszłej kompatybilności sprzętu komputerowego.

W kwietniu tego roku powstała koncepcja zaawansowanego środowiska komputerowego (Advan-ced Computing Emdronment, czyli ACE). Jako standardowe rozwiązania dla tego środowiska przyjęto dwa systemy operacyjne: OS/2 i Unix, oraz dwa typy mikroprocesorów: zgodne z architekturą Intel x86 lub z architekturą serii R MIP-Sa. Podjęto zobowiązanie, że wszystkie urządzenia hardware-owe i cały Software produkowany przez Grupę ACE będzie współpracować z tymi wybranymi standardami. Do Grupy ACE weszły firmy Compaq, Digital, Microsoft, Mips, Santa Cruz Operation, Pyra-mid, Tandem, Zenith i kilkanaście innych. Dziś jest ich ponad 60.

Obietnica asów wydała się od początku bardzo atrakcyjna. Każdy użytkownik komputera poczuł się tak, jakby dostał nową gwarancję na swoją maszynę. Otrzymał bowiem zapewnienie, że sprzęt kupiony wiele lat temu pozostanie nadal w użyciu i nie będzie się

szybko starzeć. Zyskał gwarancję, że stare PC-ty i mainframy będą pracowały na programach, które nie zostały jeszcze napisane. Z drugiej strony amator nowego sprzętu i nowych programów uzyskał zapewnienie, że przemysł komputerowy nie stanie w miejscu. Będą powstawały nowe, szybsze urządzenia oraz nowe, bardziej sprawne programy. Pozostaną one kompatybilne ze starym sprzętem, ale lepiej pracować będą na nowym. Standardy ACE zapewniają więc pełną kompatybilność nowych i starych urządzeń, a jednocześnie otwierają możliwość szybkiego postępu technologicznego.

Czy jest to plan wykonalny? Dziś tego nikt nie wie na pewno. Rzuca się w oczy fakt, że wielkie firmy przemysłu komputerowego, tj. IBM, Apple, Intel, Hewlett-Packard i Sun Microsystems nie weszły w skład grupy ACE. Nie wiemy dlaczego. Może jest to gra na zwłokę. Ale nie jest też wykluczone, że giganci przyjmą jakieś własne standardy sprzętu. Fuzja IBM i Apple'a może być pierwszym krokiem w tę stronę. Może IBM liczy na swą tradycyjną domi- nację na rynku i razem z Applem zechce zarzucić świat nową generacją urządzeń niezgodnych ze standardami asów.

Jak by nie było, zwłoka będzie działać na niekorzyść gigantów. Firmy z grupy ACE nie tracą czasu i dobrze potrafią argumentować. Mówią: "Wyobraź sobie, że jesteś naczelnym dyrektorem Mercedesa..." (To świetny początek. Sugeruje przyjemny i solidny punkt widzenia na świat.) "...Tak więc jako dyrektor Mercedesa masz kupić 3 tys. komputerów. Od kogo je weźmiesz? Z jednej strony masz NEC, Compaq, Zenith, Seico/Epson, Olivetti, Acer, Everex, Goldstar, Samsung, Digital, Wang, Mips i inne firmy, które uzgodniły standardy. Z drugiej strony masz firmy gigantyczne i renomowane - ale jeśli raz się zdecydujesz na jedną z nich, możesz być później z nią związany raz na zawsze, czy będziesz chciał, czy nie. Które wyjście jest więc bezpieczniejsze?" Trudno się oprzeć połączonej magii Mercedesa i 60 renomowanych firm na świecie.

Na tym sprawa się nie kończy.

Członkowie grupy ACE mają rzeczowe argumenty na swoją korzyść. Twierdzą, całkiem słusznie, że rynek komputerowy był dotąd dominowany przez firmy niezdolne do kooperacji. Sukces odnosił tylko ten, kto wypuścił jakiś dobry towar, był z nim pierwszy, sprzedawał go szybko i w jak największej ilości. Później niszczyli go anonimowi konkurenci, produkując klony i zaniżając cenę oryginalnego produktu. To bardzo prymitywny rodzaj rynku - jak mówią Amerykanie: "dog eat dog". Trudno jednak złamać raz ustalone reguły. Burzliwy rozwój komputeryzacji zachęcał do piractwa, sprzedawania sprzętu pod fałszywymi nazwami, zarzucania rynku towarami niskiej jakości, obniżania standardów serwisu i doradztwa technicznego. Dziki i nie kontrolowany rynek komputerowy jest anachronizmem we współczesnej gospodarce, gdzie panują lepsze obyczaje.

Teraz klonowanie ma być z góry wykluczone, bo będzie nieopłacalne. Powstają wspólne standardy i łatwo dostępne podstawowe elementy sprzętu komputerowego. Otwiera się więc pole dla szerokiej współpracy, lub jak mówi MIPS, dla "przyjaznej konkurencji".

jak to ma wyglądać w szczegółach? Dotąd, jeśli producent sam nie wytwarzał procesora, jego dostawcą był najczęściej Intel. Teraz dostawców będzie wielu. Nikt nie będzie miał monopolu. MIPS, który produkował chipy R3000 i R6000, sprzedał licencję na produkcję mikroprocesorów R4000 pięciu firmom, w tym z NEC-kowi i Siemensowi. Podstawowy mikroprocesor będzie więc wytwarzany w Europie, Ameryce i w Japonii, co ma wpłynąć korzystnie na ustabilizowanie jego ceny.

W branży komputerowej mają w ogóle zapanować lepsze obyczaje. Jak mówi Kristoffer Sygel, wiceprezydent MIPSa na Europę, powstaje obecnie "nowy model busi-nessu w przemyśle komputerowym". Będzie to wzór na lata dwutysięczne. Obejmuje on następujące zasady działania:

- wielość dostawców mikroprocesora;

- wielość poziomów integracji, od mikroprocesora, przez karty i

systemy, do kompatybilności całych maszyn;

- dobrowolne przyjęcie standardów przez wiodące firmy komputerowe;

- szeroka baza aplikacji (szacowana na 45.000 transferowalnych programów w ACE w porównaniu np. z 2000 aplikacjami w SUN);

- "skalowalna wysoka efektywność" zapewniająca ten sam sposób działania komputera od PC-ta do wielkiego mainframe Computer;

- szeroki dostęp do technologii na równych warunkach.

Dla przeciętnego użytkownika przedostatnia z tych zasad ma największe znaczenie. Program asów dokona integracji PC-tów ze światem profesjonalnych komputerów. Zapewni możliwość wymiany programów między małymi, średnimi i wielkimi maszynami.

Jednak nie wszyscy wierzą, że ta nieformalna umowa asów przyniesie oczekiwane rezultaty. Czasopismo Informatics drukowało w maju br. następującą wypowiedź: "Jeśli ktoś mówi, że te firmy są otwarte i gotowe do współpracy, to mówi nonsensy. Każda firma ma swój powód, by postępować tak jak postępuje. Na przykład chce się uwolnić od zależności od Inte-la. A ponadto i tak nikt nie ma zaufania do Microsofta".

W tym samym numerze ktoś inny twierdzi, że na umocnieniu pozycji asów najbardziej skorzysta MIPS - firma, która jest wynalazcą i pozostanie jednym z dostawców mikroprocesora R4000. Dopóki tego procesora nie ma na rynku, projekt dobrowolnej unifikacji pozostaje pobożnym życzeniem: "MIPS musi dopiero wyprodukować ten chip. Tego dotąd nie zrobili, a w przeszłości już zdarzało im się nie dotrzymywać terminów. Dla MIPS-a jest to sprawa życia i śmierci. Oni ponoszą największe ryzyko".

Jeśli wątpliwości miałyby się ograniczyć do tej ostatniej kwestii, to asy mają dobrą szansę wygranej z gigantami w pierwszym starciu. Na początku października MIPS oficjalnie wprowadził na rynek mikroprocesor R4000. Jeśli ten mikroprocesor zostanie dobrze przyjęty przez producentów i wyprze inne RlSC-ki z rynku, sukces asów będzie niepodważalny.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200