Znajomości szóstego stopnia

Od kilku lat sieciowe wspólnoty znajomych przeżywają prawdziwy rozkwit. Internetowe serwisy pozwalają nam dotrzeć do ''znajomych swoich znajomych'' i rozwijać kontakty towarzyskie czy zawodowe. Jaka jest efektywność takich usług?

Od kilku lat sieciowe wspólnoty znajomych przeżywają prawdziwy rozkwit. Internetowe serwisy pozwalają nam dotrzeć do 'znajomych swoich znajomych' i rozwijać kontakty towarzyskie czy zawodowe. Jaka jest efektywność takich usług?

Prawdziwi entuzjaści Internetu nie bez racji choć z lekką przesadą twierdzą, że jeśli jakiejś informacji nie ma "na sieci", to znaczy, że taka informacja w ogóle nie istnieje. Zapewne znajdziemy w ten sposób także "parametry" naszych potencjalnych znajomych, co może nam pomóc w załatwianiu aktualnych spraw. Oczywiście ci znajomi mają także swoich znajomych itd. Tą metodą, w razie potrzeby, mogą tworzyć się całe "łańcuchy ludzi dobrej woli", którzy nie znają się bezpośrednio, ale należą do pewnej wspólnoty osób o podobnych zawodach, zainteresowaniach, losach czy wykształceniu.

Nic zatem bardziej logicznego jak usankcjonowanie istnienia takiej wspólnoty przez nadanie jej wymiaru elektronicznego na stosownych stronach internetowych. Tą drogą powstają nie tylko zestawy adresów i informacji o członkach grupy, lecz także internetowe fora i listy dyskusyjne. Ich uczestnicy wiedzą, że nie mają do czynienia z osobami przypadkowymi. Chemik może tu łatwiej trafić na kolegę po fachu o podobnej specjalności. Górski kajakarz znajdzie towarzystwo na nietypowy spływ. Właścicielka sklepu kosmetycznego trafi na "bizneswoman" o podobnym profilu. W ten sposób możemy coś sprzedać bądź znaleźć pracę. A w każdej sytuacji okaże się, że ci ludzie mają wspólnych znajomych, czego nie gwarantują otwarte serwisy specjalistyczne, nieuwzględniające tego kryterium. Wspólnoty znajomych online dają ich członkom pewność swego rodzaju osobistych referencji. Czy zatem możemy spodziewać się w tym kontekście, że Internet uczyni świat jeszcze mniejszym i zmieni charakter kontaktów między ludźmi?

Świat na kilka kroków

Co najmniej od lat 60 ub.w. i prac McLuhana wiemy, że wszyscy żyjemy w jednej, światowej wiosce (War and Peace in the Global Village, 1968). W tym samym czasie inny badacz - psycholog Stanley Milgram - szukał konkretnej odpowiedzi na pytanie, jak "mały" jest nasz świat. Mimo że było to w epoce przedinternetowej, to wyniki jego badań mają znaczenie i dzisiaj, ponieważ dotyczą charakterystyk przekazywania informacji między ludźmi. Milgram wysunął tezę, że członkowie nawet bardzo dużych społeczności są połączeni między sobą krótkimi łańcuchami znajomości. Jak długie są owe łańcuchy?

Dla sprawdzenia swego przypuszczenia naukowiec losowo wybrał 300 Amerykanów w Nebrasce i Kansas i poprosił ich o dostarczenie przesyłki pocztą, tak aby dotarła na jeden z dwóch adresów w rejonie Bostonu. Nadawcom wolno było wysłać przesyłkę tylko na adres jakiegoś ze swych znajomych w nadziei, że z kolei oni mogą znać bliżej adresata. Dodatkowo otrzymali oni także pewne dane dotyczące adresatów, zawierające m.in. ich zawód. Po zweryfikowaniu wyników eksperymentu okazało się, że średnia długość komunikacyjnego łańcucha wynosiła sześć, przy czym jego końcowym ogniwem był adresat. Mimo że badacz ograniczył się do populacji USA, przyjmuje się, iż jego wyniki można odnieść także do całej społeczności zamieszkującej naszą planetę.

Prawdziwość twierdzenia byłaby dużą motywacją dla usługodawców i korzystających z internetowych wspólnot online. Skonfrontujmy je zatem z kwalifikowanym oszacowaniem teoretycznym. Rozważmy populację osób o liczebności P, w której każdy ma Z znajomych, a między dwiema dowolnymi osobami można utworzyć łańcuch znajomych o długości N połączeń. Dla uproszczenia przyjmijmy dalej równomierny rozkład znajomości, w szczególności brak powtórzeń. W takiej sytuacji mamy do czynienia z formułą P = ZN, tzn. z każdym kolejnym ogniwem łańcucha wykładniczo rośnie liczba naszych znajomych kolejnych stopni (przykładowo: jeśli średnia liczba znajomych Z = 10, to znaczy, że znam bezpośrednio 10 osób, do których mogę dotrzeć jednym krokiem; natomiast po dwóch krokach mogę dotrzeć do 100 osób itd.).

Konsekwentnie rozszerzmy szacowanie dla całej ludności świata, tj. ok. 6 mld. Dla znajomości 6. stopnia możemy obliczyć średnią liczbę bezpośrednich znajomych każdego mieszkańca Ziemi jako Z = 43.

Czy jest to realistyczna wartość? Zapewne w wielu wypadkach tak, choć każdy musi sam odpowiedzieć sobie na pytanie: ilu ma znajomych? Ktoś pracujący w wielkiej korporacji, prowadzący intensywne życie towarzyskie, będzie miał ich o wiele więcej, z kolei osoby w bardzo zaawansowanym lub bardzo młodym wieku, znacznie mniej. Inna jest liczba znajomych mieszkańca zagubionej w Himalajach nepalskiej wioski (nawet wliczając w to mitycznego Yeti), inna zaś członka kilkusetosobowej wspólnoty w izraelskim kibucu. Do tego dochodzi kwestia połączeń między grupami osób czy społeczeństwami, otwartość na sąsiadów, intensywność kontaktów międzynarodowych czy dostęp do technologii sprzyjających pielęgnowaniu znajomości - np. transport i telekomunikacja.

Cybergeografia

Łatwo wyliczyć, że dla N=5 lub 7 mamy odpowiednio 90 lub 25 znajomych. Nie kłóćmy się zatem o dokładność szacowań i o precyzyjną długość ludzkich łańcuchów. W końcu w każdym rachunku musimy posłużyć się pewnym modelem, a model jest zawsze uproszczeniem sytuacji rzeczywistej. Możemy jednak stwierdzić, że nasz świat jest faktycznie światem na kilka uścisków dłoni, światem na kilka kroków, które statystycznie dzielą każdego Brazylijczyka od dowolnego Japończyka czy każdego mieszkańca Alaski od Nowozelandczyka. Cóż zatem znaczy niespełna 40 mln ludzi mieszkających w kraju nad Wisłą, w porównaniu z kilkoma miliardami na naszej planecie? Nasze polskie łańcuchy znajomości muszą być znacznie krótsze niż światowe i w tym kontekście zupełnie dosłownego znaczenia zaczynają nabierać słowa piosenki mówiące, że "wszyscy Polacy to jedna rodzina".

Dodatkowego skrócenia długości rozważanych łańcuchów można też oczekiwać jeśli zawęzić populację do tego fragmentu ludzkości, jaki tworzą internauci - w skali globu ich liczba wyraża się zaledwie jednopozycyjnym współczynnikiem kilku procent. Okazuje się jednak, że ta zdroworozsądkowa teza nie znajduje potwierdzenia w rezultatach naukowych doświadczeń! Zacznijmy od opublikowanej przed kilku laty, na łamach czasopisma Physica, teorii tzw. bezskalowego (scale-free) Internetu. Wynika z niej, że na podstawie fragmentu sieci można wnioskować o jej całości. Kłaniają się tu zatem rekurencja i fraktale.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200