No, to mamy problem...

Gdy czytam sformułowanie ''w ubiegłym wieku'', zawsze mam wrażenie, że chodzi o wiek XIX, a nie XX. Pod koniec ubiegłego wieku więc, czyli jakieś 7-8 lat temu, kiedy Internet w domu nie był jeszcze czymś zwykłym, uczestniczyłem w odbywającej się w Warszawie konferencji.

Gdy czytam sformułowanie ''w ubiegłym wieku'', zawsze mam wrażenie, że chodzi o wiek XIX, a nie XX. Pod koniec ubiegłego wieku więc, czyli jakieś 7-8 lat temu, kiedy Internet w domu nie był jeszcze czymś zwykłym, uczestniczyłem w odbywającej się w Warszawie konferencji.

W jej trakcie pewien włoski profesor z Kalifornii próbował przekonać słuchaczy, jakiej to rewolucyjnej zmiany w dostępności sieci dokona wkrótce genialnie prosty pomysł wykorzystania w tym celu rur wodociągowych. Jego ówczesnym zdaniem ten naturalny niemal, bo dochodzący do każdego domu i mieszkania przewodnik mógłby zastąpić stosowane do tego celu już istniejące bądź specjalnie zakładane instalacje. Entuzjazm wobec swego pomysłu profesor ów przełożył zaraz na wizję jego szybkiej, niemal ekspresowej realizacji w szerokiej praktyce i zdominowanie przez tę metodę świata połączeń sieciowych w skali Globu.

Pomysły wykorzystywania istniejących technik do zupełnie nowych celów są stare jak świat, a nader licznych przykładów może dostarczyć i informatyka. Nikt przecież nie powie, że twórcy dalekopisu (którzy też przysłowiowymi garściami czerpali z tego, co już wynaleziono wcześniej), mieli na myśli pierwsze urządzenie umożliwiające dwukierunkowy kontakt z komputerem. Jeszcze lepszym przykładem są modemy, które stworzono po to, by - dosłownie - dwa komputery mogły ze sobą rozmawiać zamieniając swe cyfrowe sygnały na dźwięk i czyniąc to tylko po to, by móc skorzystać z już istniejących linii telefonicznych.

Jest to zresztą w jakiś sposób oczywiste, że sięga się po w miarę sprawdzone rozwiązania, dla których istnieje gotowa infrastruktura techniczna.

Nic dziwnego tedy, że kolejny raz, akurat latem tego roku, pojawiły się artykuły i notki na temat możliwości wykorzystywania sieci energetycznych do przesyłu sygnałów cyfrowych ze znacznymi prędkościami. I to nie między jakimiś niewidocznymi węzłami, lecz prosto do domu użytkownika. Temat ten wraca co jakiś czas i można nawet znaleźć (również w Polsce) dostawców takich urządzeń, głównie jednak oferujących wykorzystanie domowej sieci energetycznej również jako komputerowej sieci lokalnej.

Generalnie jednak technika łączenia się z siecią przewodami energetycznymi napotyka na liczne kłopoty, co jest poniekąd oczywiste, gdy wziąć pod uwagę, że sieć energetyczna, to sieć "brudna", niosąca na odległość również rozmaite sygnały zakłócające, które nie mają znaczenia dla samej funkcji energetycznej. Sieć, która powstała do zasilania urządzeń niezbyt wybrednych co do jakości, bo albo jej kaprysy nie robią na nich wrażenia, albo mają własne sposoby, by ją poprawiać do poziomu jaki w tej sieci jest w ogóle nieosiągalny, jak np. stabilizatory napięcia.

Tym razem mówi się, że to wielki przełom i że próby, i to z szerokim pasmem, udały się nawet całkiem, całkiem, ale pojawił się zupełnie inny, nieoczekiwany problem: pajęczyna sieci energetycznej, szczególnie tej napowietrznej, do której dodatkowo wpuszczono sygnał cyfrowy, działa jak jedna wielka antena i sama rozsiewa wokół najróżniejsze zakłócenia, będące pochodną tego sygnału, zakłócenia, które, jak to zwykle bywa, po pierwsze słychać w radiu i widać w telewizorze. No i jeszcze te koszty, których jakoś nie daje się sprowadzić do poziomu chociażby zbliżonego do innych rozwiązań.

Wracając do profesora z początku tego felietonu, to zapytał go ktoś z sali, a co na przykład z rurami betonowo-azbestowymi (nb. - nie są szkodliwe dla zdrowia!), które nawet w Polsce układano już w latach 50-tych? A co z popularnymi dziś rurami z tworzyw sztucznych?

- No, to macie problem... - stropił się profesor.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200