Wachlarz umiejętności

Modne stało się ostatnio publikowanie swoich CV w Internecie. Wszak medium to szeroko dostępne i nigdy nie wiadomo, czy przez przypadek jakiś dociekliwy, a przy tym atrakcyjny pracodawca nie dojrzy oferty swym pańskim okiem. Dzięki temu też cała reszta społeczeństwa, niebędąca decydentami w sprawie ludzkich losów zawodowych, może zapoznać się z cudzymi podstawami do kariery.

Modne stało się ostatnio publikowanie swoich CV w Internecie. Wszak medium to szeroko dostępne i nigdy nie wiadomo, czy przez przypadek jakiś dociekliwy, a przy tym atrakcyjny pracodawca nie dojrzy oferty swym pańskim okiem. Dzięki temu też cała reszta społeczeństwa, niebędąca decydentami w sprawie ludzkich losów zawodowych, może zapoznać się z cudzymi podstawami do kariery.

Z analizy informatycznych życiorysów niektórych młodych ludzi wynika jedno z dwóch: są nieomal geniuszami albo nie wiedzą, o czym piszą. Wyliczaniem swoich zalet zawodowych mogą doprowadzić do ciężkiej depresji niejednego doświadczonego informatyka. Zastanawiam się jak to możliwe, aby osoba tuż po studiach, w kategorii umiejętności wyszczególniała wszystkie bardziej liczące się języki programowania (w sumie 8 pozycji), do tego osobno pakiety narzędziowe (tyleż samo pozycji, a nadto pięć różnych bibliotek komponentów), następnie bazy danych (jedynie 3 pozycje) oraz wszystkie popularne systemy operacyjne. To tak z grubsza, gdyż pełny tekst tej autoreklamy jest dłuższy niż mój felieton.

Tak kształtują się oferty najlepszych studentów (nie najlepszej politechniki), jakie na widok potencjalnych pracodawców wystawia pewna państwowa uczelnia na stronie jednego ze swych zakładów naukowych. I przypuszczam, że za zgodą bezpośrednio zainteresowanych, skoro ze zdjęciami i podstawowymi danymi osobowymi. Oprócz bogactwa merytorycznego, które - nie ukrywam - wzbudziło moją szczerą zazdrość, owe CV przygotowane są pod jeden szablon - kropka w kropkę z tymi samymi błędami językowymi. Widać obiekty potomne dziedziczyły właściwości po niezbyt doskonałej klasie nadrzędnej.

W kontekście przytoczonych tu faktów ponownie zacząłem zastanawiać się, jak interpretować pojęcie "umiejętności". Zaczerpnąwszy z mojego podwórka zawodowego przykłady do porównań, stwierdzam, że trudno mi samemu określić jakie posiadam umiejętności. Bo na przykład w swoim czasie pisałem w Pascalu setki tysięcy linii kodu, ale było to dawno i teraz niewiele z tego pamiętam. Nie wiem więc, czy umiejętność posiadam - pewnie nie. Albo z innej beczki - język HTML znam o tyle, że sporządziłem kilka stron (bez pośrednictwa generatorów) - ale znam go w ściśle ograniczonym zakresie.

Więc umiejętność też żadna. Mógłbym w tym kontekście przytoczyć większość języków programowania, systemów operacyjnych (także tych dzisiaj mocno egzotycznych), baz danych. Przy pomocy wielu narzędzi wykonywałem - na różnych poziomach - czynności informatyczne, co według mnie nie daje świadectwa umiejętności. Aby rzeczywiście znać dobrze określone środowisko pracy, trzeba w nim spędzić kilka lat i zjeść zęby na niejednym zaawansowanym projekcie, co w omawianym przypadku oczywiście nie mogło być udziałem świeżo upieczonych absolwentów politechniki.

Moim zdaniem trzeba zacząć odróżniać umiejętności rzeczywiste od urojonych. Znajomość środowiska programistycznego nie polega na przeczytaniu podstawowej dokumentacji lub napisaniu kilku szkolnych funkcji. Właśnie z takiego upraszczania wynika potem fakt, że na papierze jest się nie lada specjalistą.

A gdy przyjdzie do rozmowy z wymagającym pracodawcą, okazuje się, że w zasadzie nie ma o czym rozmawiać.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200