eCiemnogród (3) Rada rada radzić

Myślę, że źle opisano rolę Rady Informatyzacji. Zamknięto ją w gorsecie inżynierii informatycznej, a jej prawdziwym przesłaniem winno być balansowanie między wizją i strategią.

Myślę, że źle opisano rolę Rady Informatyzacji. Zamknięto ją w gorsecie inżynierii informatycznej, a jej prawdziwym przesłaniem winno być balansowanie między wizją i strategią.

Nasz eCiemnogród podlega stałemu i konsekwentnie postępującemu procesowi e-cywilizowania. Po tym, jak jego społeczność uświadomiła sobie prawa naturalne, zwane też przekazaniami płynącymi od istot rozumniejszych aniżeli eCiemnogrodzianie (czyli po tym, jak ustanowiono prawo pisane - naszą Ustawę o informatyzacji działalności podmiotów realizujących zadania publiczne), przyszła kolej na kolejny szczebel e-cywilizowania: Radę Informatyzacji.

Były już: Rada Koordynacyjna ds. Teleinformatyki, Rada Informatyki, a także Rada Informatyzacji Wsi, były też rady lokalne i branżowe, a my mamy ciało najwyższe, bowiem usytuowane przy samym ministrze właściwym ds. spraw informatyzacji, przy którym działa Rada Informatyzacji. Przynajmniej wyjaśnia się, skąd ta nowoczesna nazwa, sugerująca jakiś proces permanentnego informatyzowania. Ustawa jest konsekwentna w tym zamyśle i określa zadania Rady, która realizując je, jak można przypuszczać, będzie oczywiście informatyzować. I tak, czytając ustawę, dowiadujemy się, że "Rada będzie opiniować projekt Planu Informatyzacji Państwa oraz projekty rozporządzeń". Od razu pozwolę sobie na komentarz, bowiem to zadanie jest tyleż jasne, co zbyteczne dla jej wysokości Rady, a wynika to ze zwykłego doświadczenia w tworzeniu aktów prawnych. Po to, aby wytworzyć projekt (tutaj konkretnie) rozporządzenia, najlepiej przekazać założenia czy sugestie komuś, kto - po pierwsze - rozumie język prawa, materię, w której przychodzi mu się poruszać (tutaj jest to informatyka), po drugie, posiada zdolność logicznego myślenia, umiejętności pisarskie i ma jeszcze w tym tworzeniu doświadczenie. Tak wytworzony dokument przechodzi wielokrotne, wewnętrzne (nawet wewnątrz ministerialnego biura czy departamentu) kolaudacje, aż wydostanie się na światło resortu. Zaczyna się jego konsultowanie wewnątrzresortowe. Na tym właśnie etapie winna ujawnić się - zgodnie z przyjętym uregulowaniem ustawowym - mądrość Rady Informatyzacji. Nie kwestionuję ani przytoczonego przymiotu (tutaj mądrość), ani potrzeby jego ujawniania, ale poddaję w wątpliwość skuteczność działania tego przymiotu w całym procesie stanowienia prawa.

Rada radzi, ale przecież nie stanowi o ostatecznym kształcie tworzonego aktu prawnego. Komu zatem radzi? Ano radzi temu, kto pisze. A kto pisze? Minister nigdy nie pisze (sam). Projekt aktu prawnego kierowany jest następnie do uzgodnień międzyresortowych, przechodzi kolejną postać, gdy włącza się w to wszystko Rządowe Centrum Legislacyjne (a dokładniej rzecz biorąc jakiś prawnik w RCL). Gdzie są mądrości Rady? Co z nich pozostanie?

***

Z mego punktu widzenia i tego, jak postrzegam proces stanowienia prawa (ale przecież go nie kwestionuję!), mądrość Rady Informatyzacji zachowałbym do wskazywania tych dziedzin, obszarów, problemów itd., które wymagają regulacji formalnych i dla wskazania celu, jaki winien być osiągnięty.

Wiadomo, że Rada będzie rekomendować rozwiązania w zakresie wymagań systemów teleinformatycznych, tj. "wykazu systemów operacyjnych oraz języków programowania, formatów wymiany danych oraz protokołów komunikacyjnych i szyfrujących, wykorzystywanych w wymianie danych w formie elektronicznej pomiędzy podmiotami publicznymi". Zatem, jeżeli dobrze zrozumiałem (ale może źle czytam), Rada ma utworzyć spis, czyli wykaz systemów operacyjnych, języków itd.? Jeżeli jednak źle czytam, to raczej Rada wbrew temu, co ja rozumiem, (zechce) zacznie tworzyć listę cech, właściwości, albo różnych tego typu przydatków systemów i protokołów. Jeżeli nieco ironizuję, to jednak czepiam się ustawy, która zamyka kompetencje Rady w dość powszechnie zrozumiałych truizmach. One mogą mieć swoje miejsce w gazecie, ale nie w ustawie. Tutaj źle się je czyta. Wiadomo też, że Rada będzie wypowiadać się odnośnie do minimalnych wymagań dla rejestrów publicznych i wymiany informacji w formie elektronicznej, w szczególności dotyczących doboru i konstrukcji cech informacyjnych. Tego ostatniego sformułowania nie rozumiem: chodzi o cechy informacyjne czego? Rada będzie jeszcze postulować tłumaczenie na język polski norm lub innych dokumentów normalizacyjnych. A niech sobie postuluje tłumaczenie na język polski, może to zaspokoi jej aspiracje?

Kiedy już powiewa wiaterek optymizmu, że Rada będzie wyrażać opinie na wniosek ministra właściwego ds. informatyzacji albo z własnej inicjatywy, to znowu łubudu i dopisuje się, że w sprawach istotnych dla rozwoju standardów i technologii informatycznych. Tak się czepiam, że aż mi wstyd. Ale czepiam się, bowiem te zadania, które ustawa zapisuje Radzie, dużo lepiej i skuteczniej jest powierzyć zawodowym konsultantom, za umowy o dzieło, albo instytucjom konsultingowym, które przebadały wiele systemów i mają zobiektywizowane kryteria. Czy to rozsądne, by powołać Radę, która ma radzić, i zamknąć ją w potrzasku ustalania protokołów wymiany i standardach komunikacyjnych?

By się nie kompromitować, trzeba koniecznie sięgnąć do nieodległej przeszłości - chodzi o czasy sprzed ok. 10 lat, gdzie również na papier przelano ważne postulaty. Jest tam zapisanych niemało mądrych rekomendacji, wówczas ważnych. Jak brzmią te trochę Car(skie) pomysły? Ano tak:

  • ochrona i bezpieczeństwo danych w państwowych systemach informatycznych,
  • planowanie środków finansowych na rozwój informatyki w administracji publicznej,
  • sterowanie zasobami infrastrukturalnymi i informatycznymi administracji wobec jej potrzeb w zakresie stosowania informatyki,
  • metodologia projektowania rozległych systemów informatycznych,
  • standaryzacja infrastruktury i modeli informacyjnych administracji publicznej,
  • polityka kadrowa w sferze informatyki, ze szczególnym uwzględnieniem planowania karier zawodowych, edukacji i doskonalenia kwalifikacji personelu rozwijającego informatykę i telekomunikację w administracji,
  • budowa odpowiednich, elastycznych struktur organizacyjnych dla skutecznego administrowania zasobami informacyjnymi.
Jak to czytam, aż łza się w oku kręci. Nawet wieś(niaki) z Rady Informatyzacji Wsi pofolgowały sobie intelektualnie i wymyśliły (w 2002 r!):

  • opracowywanie projektów założeń, programów i planów informatyzacji terenów wiejskich, szczególnie w kontekście procesów kształtowania się społeczeństwa informacyjnego,
  • przygotowanie ekspertyz na temat stanu zaawansowania procesu informatyzacji i rozwoju systemów informatycznych na obszarach nisko zurbanizowanych,
  • przygotowanie dla właściwych organów rządowych wniosków i ocen w przedmiocie sprawozdań z realizacji programów, projektów i inicjatyw z zakresu informatyzacji wsi,
  • inicjowanie działań mających na celu wyrównanie szans w zakresie dostępu młodzieży wiejskiej do systemów i technik teleinformatycznych oraz współdziałanie z właściwymi przedmiotowo organami rządowymi i organizacjami pozarządowymi w zakresie aplikacji najnowszych technik i technologii teleinformatycznych do procesów transformacji polskiej wsi.
Jak czytam te starocie, to wciąż jeszcze słyszę, że w ich żaglach łopoce wiatr intelektu, a nasze żagle się już całkiem wyłopotały? Nic to, będę wypisywał systemy operacyjne.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200